Od teściowej do własnej mamy

polregion.pl 1 miesiąc temu

Kiedy moja teściowa, Krystyna Stanisławówna, rzuciła w moją stronę: „Marta, umowa to umowa, weź kredyt!”, poczułam, jak wszystko we mnie się załamuje. To nie była rada – to był ultimatum, rzucone mi prosto w twarz przed całą rodziną. Mój mąż, Jakub, milczał, jego krewni udawali, iż nic się nie dzieje, a ja stałam tam jak osaczony zwierz, rozumiejąc, iż nikt mnie nie wesprze. W tamtej chwili podjęłam decyzję: spakowałam swoje rzeczy i wyjechałam do mojej mamy, Kazimiery Janówny. Dość już znoszenia – nie zamierzam żyć tam, gdzie moje uczucia są ignorowane, a mną steruje się jak marionetką.

Z Jakubem byliśmy małżeństwem od trzech lat, przez cały ten czas starałam się być „dobrą synową”. Krystyna Stanisławówna od początku dawała mi do zrozumienia, iż powinnam się dostosować do ich rodziny. Mieszkaliśmy w jej dużym mieszkaniu w Warszawie – tak zdecydował Jakub, bo „mamie jest samotnie ciężko”. Zgodziłam się, myśląc, iż dam radę. Ale teściowa krytykowała wszystko: jak gotuję, jak sprzątam, choćby jak się ubieram. „Marto,” – mówiła – „powinnaś wyglądać bardziej elegancko, przecież jesteś żoną mojego syna!” Znosiłam to, bo kochałam Jakuba i chciałam zachować spokój. Ale ta sprawa z kredytem stała się ostatnią kroplą.

Wszystko zaczęło się od tego, iż Krystyna Stanisławówna postanowiła wyremontować dom na Mazurach. Chciała nowego tarasu, drogich mebli, choćby basenu. „To dla całej rodziny!” – ogłosiła. Ale brakowało jej pieniędzy, więc zaproponowała, żebyśmy z Jakubem wzięli kredyt. Byłam przeciwko: mieliśmy już swoje kredyty, a ja zbierałam na kurs, żeby zmienić pracę. „Krystyna Stanisławówna,” – powiedziałam – „to zbyt drogie, nie damy rady.” Ale tylko machnęła ręką: „Marto, nie bądź samolubna, to dla dobra wszystkich!” Jakub, jak zawsze, nie odezwał się ani słowem, a ja poczułam, iż osaczają mnie ze wszystkich stron.

Podczas rodzinnej kolacji teściowa postawiła sprawę jasno: „Kubuś, Marta, bierzcie kredyt, już dogadałam się z projektantem. Umowa to umowa!” Próbowałam protestować: „Nie możemy, mamy własne zobowiązania!” Ale przerwała mi: „Jeśli nie chcecie, sama go wezmę, ale spłacać go będziecie wy!” Jakub tylko mruknął: „Mamo, pomyślimy”, a jego siostra z mężem wbili wzrok w talerze, jakbym była powietrzem. Nikt nie powiedział: „Marta ma rację, to niesprawiedliwe.” Poczułam się obca w tym domu, gdzie moje słowo nic nie znaczy.

Tej nocy nie spałam, rozważając, co robić. Gdy próbowałam porozmawiać, Jakub tylko powiedział: „Marto, nie dramatyzuj, mama chce tylko dobrze dla wszystkich.” Dla kogo? Dla niej? A moje marzenia, moje nerwy – to się nie liczy? Zrozumiałam: jeżeli zostanę, zostanę zmiażdżona. Rano spakowałam walizkę. Jakub był w szoku: „Gdzie ty idziesz?” Odpowiedziałam: „Do mamy. Nie mogę już tak.” Próbował mnie zatrzymać: „Martuś, pogadajmy!” Ale ja już podjęłam decyzję. Krystyna Stanisławówna, widząc moje rzeczy, prychnęła: „Uciekaj do mamusi, skoro nie doceniasz rodziny.” Rodziny? Tak nazywa to, co robi?

Moja mama, Kazimiera Janówna, przyjęła mnie z otwartymi ramionami. „Marto,” – powiedziała – „zrobiłaś słusznie. Nikt nie ma prawa cię zmuszać.” Wreszcie poczułam się jak w domu. Opowiedziałam jej wszystko, a ona tylko potrząsała głową: „Jak można tak kogoś gnębić?” Mama zaproponowała, żebym u niej zamieszkała, dopóki nie zdecyduję, co dalej. A ja jeszcze nie wiem. Część mnie chce wrócić do Jakuba, ale tylko jeżeli zrozumie, iż nie jestem jego dodatkiem, tylko osobą. Inna część myśli: może to szansa, by zacząć od nowa?

Przyjaciółka, której się poskarżyłam, wsparła mnie: „Marto, brawo, iż wyszłaś. Niech teraz sami ogarniają ten kredyt!” Ale dodała: „Porozmawiaj z Kubą, daj mu szansę.” Szansę? Jestem gotowa, ale tylko jeżeli stanie po mojej stronie, a nie po stronie mamy. Na razie dzwoni, prosi, żebym wróciła, ale słyszę, iż wciąż się waha. „Martuś, mama nie chciała cię urazić,” – mówi. Nie chciała? A co w takim razie chciała? Żebym wzięła kredyt i żyła według jej zasad?

Teraz szukam nowej pracy, żeby być niezależna finansowo. Mama pomaga, a ja czuję, jak wracają mi siły. Krystyna Stanisławówna oczywiście nie przeprosi – należy do tych, którzy zawsze mają rację. Ale już nie będę jej marionetką. Nie wyjechałam tylko do mamy – wyjechałam do siebie. A Jakub niech zdecyduje, czy chce być ze mną, czy z maminym domkiem. Ja już wiem: dam radę, choćby jeżeli trzeba będzie zacząć od zera.

Idź do oryginalnego materiału