Od nienawiści do miłości: jak rywalizacja przerodziła się w coś więcej

newsempire24.com 2 dni temu

Przyjaźń czy miłość: jak nasze współzawodnictwo zamieniło się w coś więcej

Mam na imię Andrzej i to, o czym chcę opowiedzieć, brzmi jak scenariusz filmu albo powieści romantycznej. Ale to moje życie. Historia tak niezwykła, iż sam bym w nią nie uwierzył, gdybym jej nie przeżył od początku do końca.

Miałem zaledwie 14 lat, kiedy w moim życiu pojawiła się ona – osoba, która stała się moim wrogiem numer jeden. Miała na imię Kasia. Uczyliśmy się w tej samej szkole w Krakowie, siedzieliśmy niemal obok siebie i nie było dnia bez starcia między nami. Jakbyśmy żyli w świecie stworzonym tylko z naszej wzajemnej wrogości.

Nasze dziecięce potyczki były absurdalne, ale zażarte: przesuwałem kredę na jej krzesło, a ona chowała mój piórnik czy wlewała klej do moich farb podczas zajęć plastycznych. Raz, kiedy byłem na WF-ie, Kasia schowała moje buty i musiałem wracać do domu w damskich kapciach z szatni. Cała szkoła miała ubaw. Oczywiście, nie pozostawałem dłużny i mściłem się, jak tylko mogłem. Rywalizowaliśmy w sztuce doprowadzania siebie nawzajem do szału. Z czasem zapomnieliśmy, jak to wszystko się zaczęło. Jedno przechodziło w drugie, ciągnąc się przez lata.

Wszystko zmieniło się pewnego dnia, na ostatnim roku szkoły. Mieliśmy już po 18 lat. Pewnego dnia Kasia podeszła do mnie po lekcjach. Nie było w jej głosie znanej drwiny, a na twarzy – cienia złości. Powiedziała: „Dość. Porozmawiajmy. Mam tego dosyć”. Po raz pierwszy usłyszałem w jej głosie prawdziwe zmęczenie.

Usiedliśmy na ławce za szkołą i rozmawialiśmy niemal godzinę. Bez pretensji, bez drwin. Po prostu dojrzała rozmowa. I w chwili, gdy spojrzeliśmy sobie uczciwie w oczy, zaczęło się coś nowego. Jakby zdjęto z nas przekleństwo – a przede mną siedziała nie wróg, a człowiek. Bardzo żywy, interesujący i prawdziwy. Nagle dostrzegłem, jak pięknie jej oczy błyszczą, jak mądrze się wypowiada, ile ma w sobie ognia.

Od tego dnia wszystko potoczyło się inaczej. Zaczęliśmy się częściej spotykać. Najpierw jako przyjaciele. Okazało się, iż mamy wiele wspólnego: uwielbiamy te same książki, oboje interesujemy się programowaniem, kochamy stare polskie filmy. Rozmawialiśmy o wszystkim – od szkolnych plotek po sens życia. A potem, nim spostrzegliśmy, zaczęliśmy chodzić na spacery, jeździć razem na olimpiady, śmiać się, już nie z siebie nawzajem, ale razem.

Zrozumiałem, iż się zakochałem. Nie od razu, ale na dobre. W tej samej Kasi, z którą kiedyś nie chciałem siedzieć w ławce. Pewnego dnia zebrałem się na odwagę i zaproponowałem jej związek. Ona się zdziwiła, oczywiście – kto by się nie zdziwił, skoro przez całe życie byliśmy jak pies z kotem? Ale zgodziła się. Po prostu – „spróbujmy”. I spróbowaliśmy.

Minęło odtąd już pięć lat. Skończyliśmy informatykę na Uniwersytecie Warszawskim, teraz mieszkamy razem, rozwijamy kariery, przygotowujemy się do ślubu. Mamy poważne plany, ale w sercu wciąż jesteśmy nastolatkami – tylko nauczyliśmy się słuchać siebie i nie przemieniać różnic w konflikty.

Często wspominamy nasze szkolne czasy – z uśmiechem i lekkim zawstydzeniem. Czasem śmiejemy się, iż prawie siebie straciliśmy przez głupie urazy. Ale może to właśnie ta ścieżka nauczyła nas prawdziwej miłości. Miłości nie z obrazka, nie według scenariusza, ale takiej, która rodzi się z zrozumienia, przebaczenia i szacunku.

Teraz wiem na pewno: nienawiść to nie zawsze koniec. Czasem to tylko źle zrozumiana emocja, niepoprawnie przeżyte uczucie. Czasem za agresją kryje się coś znacznie głębszego.

Gdyby ktoś wtedy, kiedy miałem 14 lat, powiedział mi, iż ta uparta i dokuczliwa dziewczyna stanie się sensem mojego życia – stuknąłbym się w głowę. A teraz? Teraz jestem wdzięczny losowi, iż to właśnie ona siedziała obok. I iż pewnego dnia zdobyła się na to, by podejść i powiedzieć: „Wystarczy”.

W życiu wszystko może się zdarzyć. Nie spieszcie się, by postawić kropkę. Czasem za nienawiścią kryje się miłość. I jeżeli odważycie się – może zdarzyć się cud. Jak u nas.

Idź do oryginalnego materiału