Od megakryzysu do hiperawangardy #4: Kalejdoskop solidarności

magazynszum.pl 3 miesięcy temu

Etymologia wywodzi słowo „solidarność” z łacińskiego przymiotnika solidus („trwały”, „spójny”)[ref]Wildt, Solidarity: Its History and Contemporary Definition, w: Solidarity, red. K. Bayertz, Dordrecht 1999, s. 216. [/ref]. jeżeli tak faktycznie jest, to atomizacja, zawsze grożąca każdej spójności, będzie ciągle na nowo wywoływać dyskusję o tym, co powinno być społeczno-polityczną solidarnością.

Niestety dzisiaj dyskusja najczęściej osadza solidarność w klatce czterech skompromitowanych dyskursów. To ekonomizm, moralizm, afektywizm oraz integracjonizm. Lewica nie widzi tej klatki i myśli, iż debata na temat redystrybucji dóbr materialnych, pryncypiów etycznych, powinności afektywnych i spójności społecznej – toczy się na wolnym powietrzu. Tymczasem klatka istnieje i nas więzi. Co gorsza, jest również konserwatywnym piecem, w którym pali prawicowy populizm. Cztery dyskursy są dla populizmu ścianami pieca, a zarazem podpałką. W rezultacie wypaleniu ulega nie tylko czworobok ekonomizmu, moralizmu, afektywizmu i integracjonizmu – ale także pojęcie solidarności.

Czy można uciec z klatki? Ponieważ lewicowe nowatorstwo rozpada się w niej i zanika, więc ucieczka może być niemożliwa. Ale optymista z Ostatniego Pokolenia Neomarksistów planuje wyskok z pieca, hartując w nim swój kontrdyskurs. O co chodzi? O produktywizm hiperwyskokowy.

Dzisiaj podobne wstrząśnięcie przydałoby się wszystkim, którzy fantazjują o nowej solidarności.

Agent produktywizmu widzi dialektyczną szansę w samej atomizacji. Atomizacja jest kalejdoskopowa, a więc wyskokową dyskusję o solidaryzmie trzeba radykalizować w formie kalejdoskopowej. Tym bardziej, iż taką formę miewa nie tylko rozpad, ale i rewolucyjna reorganizacja. Jadwiga Staniszkis pisała o reorganizacji „typu bricolage”. Chodziło o raptowną przemianę ludzi przystępujących do strajków w 1980 roku. Transformacja, od apatii intelektualno-organizacyjnej do twórczego radykalizmu, przypominała „gruntowną reorganizację elementów, jaka następuje przy wstrząśnięciu kalejdoskopem”[ref]Staniszkis, Podwójna przemiana: refleksje 25 lat po Sierpniu 80, w: Solidarność: wydarzenie – konsekwencje – pamięć, red. zbior., Warszawa 2006, s. 219. [/ref]. Dzisiaj podobne wstrząśnięcie przydałoby się wszystkim, którzy fantazjują o nowej solidarności.

W ramach niniejszego eseju kalejdoskopowość implikuje również eklektyzm w doborze pretekstów umożliwiających planowany wstrząs. Stąd mozaika artefaktów, kompilująca prace Piotra Uklańskiego, pisowskie przypinki dla „Solidarnych z Kamińskim i Wąsikiem”, a choćby błazeńskie memy z Kwejka. Ich montaż nastąpi na tle pojęciowych puzzli – solidarność skonceptualizują Hegel, Danton, Sade, Laclau, Engels i Modzelewski. Założenie badawcze? Odzwierciedlić fraktalną złożoność kontekstu historycznego. Cel ideologiczny? Wyświetlić na ekranie teraźniejszości projekcję produktywistyczną.

*

Atomy się rozpraszają, rozchodzą w różne strony, a „Solidarność” ulega bezplanowej dekompozycji.

Ale najpierw pretekst historyczny. Dyptyk Bez tytułu (Solidarność) składa się z dwóch fotografii dokumentujących performans zbiorowy, jaki Uklański wyreżyserował w 2007 roku na terenie Stoczni Gdańskiej. Grupa kilku tysięcy osób została przebrana w biało-czerwone uniformy i sformowana tak, by odtworzyć ikoniczne logo NSZZ „Solidarność”. Pierwsza fotografia ukazuje widowiskowy sukces rekonstrukcji – grupę biało-czerwonych atomów udało się zintegrować. Zdjęcie drugie pokazuje z kolei, iż konsolidacja była efemeryczna. Po pewnym czasie atomy się rozpraszają, rozchodzą w różne strony, a „Solidarność” ulega bezplanowej dekompozycji.

Piotr Uklański, „Bez tytułu” (Solidarność), 2007, dyptyk, fotografia na dibondzie, 260 × 370 cm, edycja 5 + AP; „Kolekcja II” Galerii Arsenał w Białymstoku.
Piotr Uklański, „Bez tytułu” (Solidarność), 2007 dyptyk, fotografia na dibondzie, 260 × 370 cm, edycja 5 + AP; „Kolekcja II” Galerii Arsenał w Białymstoku.
Pożądana tożsamość to nie identyczność. W tym kontekście program uchwalony przez I Krajowy Zjazd Delegatów NSZZ „Solidarność” w 1981 roku, można czytać jak manifest solidaryzmu typu heglowskiego.

Uklański często dekonstruował ikony globalnej kultury masowej (Naziści, 1998) oraz konkretne fetysze polskiego imaginarium (Bez tytułu [Powstanie warszawskie ’44 – Czerniaków], 2008). Tym razem jednak zarejestrował również transhistoryczny proces ogólny, który w ramach nowoczesności pełni funkcję formacyjną. To dialektyka tożsamości obywatelskiej.

Jak wcześnie zauważył Hegel, społeczeństwo obywatelskie formuje się w polu napięć między ogólnością a atomizacją. Z jednej strony działają integrujące instancje ogólnospołeczne (np. państwo), a z drugiej różnorodne partykularyzmy (indywidualne, rodzinne, korporacyjne). Dominacja partykularyzmów prowadzi do atomizacji. Społeczeństwu, które byłoby tylko „prostą wielością atomów”[ref]W. F. Hegel, O naukowych sposobach rozważania prawa naturalnego, w: tegoż, Ustrój Niemiec i inne pisma polityczne, przeł. A. Ochocki i M. Poręba, Warszawa 1994, s. 43, 44.[/ref], grozi rozpad w stanie „wzajemnej, wyniszczającej wojny”. Można jej jednak uniknąć – między innymi dzięki solidaryzmowi. U Hegla solidarność ma wyjściowo naturę korporacyjną. Gdy jeden z członków korporacji zawodowej popadnie w „biedę”, inni mają obowiązek „sieciować się z nim solidarnościowo (sich solidarisch zu verbinden)”[ref]W. F. Hegel, Philosophie des Rechts. Die Vorlesung von 1819/20 in einer Nachschrift, Frankfurt nad Menem 1983, s. 203.[/ref]. Lojalność następnie zostaje poszerzona, by oprócz braci cechowych objąć też ogół innych obywateli. W rezultacie dochodzi do pojednania partykularyzmu i ogólności. Atomy konstytuują „jedność odróżnionych określeń”[ref]W. F. Hegel, Encyklopedia nauk filozoficznych, przeł. Ś. F. Nowicki, Warszawa 1990, s. 141. [/ref]. Taki jest obywatelski sens formuły, zgodnie z którą „absolut” (jego praktyczna materializacja to nowoczesne państwo) powinien być „tożsamością tożsamości i nietożsamości”[ref]W. F. Hegel, Differenz des Fichteschen und Schellingschen Systems der Philosophie, Hamburg 1979, s. 79. [/ref].

Ale uwaga: pożądana tożsamość to nie identyczność. W tym kontekście program, który został uchwalony przez I Krajowy Zjazd Delegatów NSZZ „Solidarność” w 1981 roku, można czytać jak manifest solidaryzmu typu heglowskiego. Unifikacyjna czerwień związkowego logotypu okazuje się więc myląca, ponieważ cały ruch „łączy ludzi o różnych światopoglądach i różnych przekonaniach politycznych”. Przy czym ich aspiracje są tyleż totalizujące, co wolnościowe. „Solidarność” zamierza reprezentować całe „społeczeństwo polskie” we wszystkich „konfliktach z państwem”. Związek stanowi sprzymierzenie przeciw „łaskawości rządzących, którzy lepiej wiedzą ile wolności przydzielić rządzonym”[ref] Program NSZZ „Solidarność” uchwalony przez l Krajowy Zjazd Delegatów, https://www.solidarnosc.org.pl/dok/wp-content/uploads/2012/09/I-KZD-uchwala-programowa.pdf, s. 3.[/ref].

Uchwała programowa, mimo iż nie artykułuje tego explicite, wyraża intuicyjne dążenie do rewolucyjnego przezwyciężenia identytaryzmu. Konsolidują nas akcje wolnościowe, a nie identyfikacja z partykularnymi tożsamościami[ref] W uchwale czytamy, iż cały ruch „łączy ludzi” „niezależnie od narodowości” (tamże, s. 3). [/ref]. Solidaryzm oznacza integrację teleologiczną: „Wszystkich członków Związku łączą podstawowe cele”. „Wspólnota celów” ma być „najlepszą gwarancją zgodnego współżycia członków i współdziałania instancji Związku”[ref] Tamże, s. 49.[/ref].

1
Krytyka 22.11.2019

Modernizm realny około 1981 roku

David Crowley

*

Przypomina się tutaj to, co Ernesto Laclau pisał o „Solidarności”. Zamiast nagłaśniać „partykularne żądania pewnej grupy robotników w Gdańsku”, związek integrował postulaty „szerszego ruchu ludowego sprzeciwiającego się opresyjnemu reżimowi”[ref] E. Laclau, Rozum populistyczny, tłum. zesp., Wrocław 2009, s. 74. [/ref].

Przy czym „lud”, dzieło autokreacyjnej produkcji politycznej, odgrywa specyficzną rolę w dialektyce tożsamości. Tożsamość „ludowa” okazuje w istocie antytożsamościowa. „Nas” nie konstytuuje rasa, płeć, narodowość czy choćby klasa. „My” to nade wszystko uniwersalna całość naszych rewolucyjnych „roszczeń”[ref] Tamże, s. 133. [/ref]. Jestestwa są drugorzędne, liczą się rewolucyjne zachowania, działania, dzieła. W takim modelu czynnik o kryptonimie „kto” zostaje zastąpiony przez „co” i „jak”. Nie ważne, kim byliśmy i jesteśmy – ważniejsze, jak razem działamy i co tworzymy. Warto przypomnieć, iż w kulminacyjnej fazie rewolucji francuskiej podobną zasadę skodyfikował Danton. W 1793 roku, na forum Konwentu Narodowego, uświadamiał członkom stowarzyszeń i klubów, iż najważniejsze będzie to, czym rewolucjoniści się kierują i w jaki sposób siebie „prowadzą”. Stąd maksyma: „wszyscy jesteśmy solidarni za sprawą identycznej konduity”[ref] F. Brunot, Histoire de la langue française des origines à 1900, t. IX, Paryż 1937, s. 745. [/ref].

Solidarność musi być jednak ulotna, ponieważ konsoliduje ją chwilowa tylko zbieżność celów, wyznaczanych przez zmienne pragnienia.

Powrót do kodyfikacji źródłowych jest w tym kontekście istotny również z innego powodu. Rewolucja francuska już in statu nascendi zrodziła bezkompromisową negację ideologii solidaryzmu. Wielkim nonkonformistą był oczywiście de Sade, cyniczny bękart rewolucji. W jego pismach libertyni rozprawiają się bez pardonu z oświeceniową „konduitą”. Nowoczesne zasady etyczne oraz organizacyjne padają ofiarą dyskursywnej i behawioralnej parodii. Organizacja modelowa to demokratyczne, równościowe oraz solidarne Stowarzyszenie Miłośników Zbrodni z Historii Julietty. „Prezydent wybierany jest w drodze głosowania i urząd ten pełni tylko przez miesiąc; wybiera się go spośród przedstawicieli tak jednej, jak i drugiej płci” – gwarantuje statut[ref] D. A. F. de Sade, Julietta, wyb. i przeł. B. Banasiak i K. Matuszewski, Kraków 2003, s. 139. [/ref]. Członkowie płacą składki, zyskując w zamian prawo do świadczeń socjalnych. Lojalnie „dzielą wszelkie trudności i wszelkie przyjemności, wzajem się wspomagają i wspierają w najróżniejszych sytuacjach życiowych”[ref] Tamże. [/ref].

Ich solidarność musi być jednak ulotna, ponieważ konsoliduje ją chwilowa tylko zbieżność celów, wyznaczanych przez zmienne pragnienia. Żadna etyka (religijna, świecka) nie utrwali solidaryzmu w horyzoncie radykalnej wolności. Każda „przysięga libertyna” (a każdy człowiek nowoczesny jest przynajmniej potencjalnie libertynem) okaże się „równie solidna jak jego rozwiązłość”[ref]A. F. de Sade, L’histoire de Juliette, t. V, paragraf 105, https://fr.wikisource.org/wiki/L’histoire_de_Juliette/première_partie.[/ref]. Wynika to z żelaznego uwarunkowania: „interesy jednostki są niemal zawsze sprzeczne z interesami ogółu”[ref] Tamże, par. 250. [/ref]. W świetle tego rozpoznania, na antypodach Heglowskiej wiary w pojednanie atomu z ogółem, konstytuuje się społeczeństwo „złośliwych molekuł”[ref]A. F. de Sade, Julietta…, s. 128.[/ref]. Kooperacyjna wzajemność zostaje wyparta przez atomizację, agresję jednych wobec drugich. Całym systemem rządzi infernalny absolut, czyli „Najwyższa Niegodziwa Istota”[ref] Tamże, s. 129. [/ref]. To parodia jakobińskiej Istoty Najwyższej, która personifikowała obywatelską cnotę, gotowość do rezygnacji z egoizmu pro publico bono.

Maja Gordon, „Kto ty jesteś?”, praca prezentowana na wystawie „Młoda Polska. Powidoki rzeczywistości” w Ludwig Múzeum w Budapeszcie

*

Sade to jeden z pierwszych krytyków solidaryzmu, bezbłędnie rozpoznający sedno problemu. Egalitarna solidarność, budowana na bazie wzajemnych zobowiązań ekonomiczno-etycznych, będzie konstruktem istotowo problematycznym.

Jak wiadomo, jednym z fundamentów nowoczesnego pojęcia solidarności był ekonomiczny koncept obligatio in solidum[ref]Bayretz, Four Uses of „Solidarity”, w: Solidarity…, s. 3. [/ref]. Przejęto go z prawa rzymskiego, w którym członkowie społeczności bywali w pewnych sytuacjach zobligowani do współdzielenia zobowiązań dłużnych. Jednostka mogła ręczyć za grupę osób i odwrotnie: grupa lub cała społeczność ręczyła za jednostkę. Pod koniec XVIII wieku zuniwersalizowano ten mechanizm, czyniąc zeń ogólnospołeczną zasadę solidarnościową[ref] Tamże. [/ref].

Pluralizm społeczeństwa obywatelskiego implikuje atomizację, a ona (nie zawsze, ale regularnie) tworzy sprzężenie zwrotne z desolidaryzacją.

W świetle powyższego warto docenić Sade’a jako cynika, który demaskował fundamentalne patologie solidaryzmu. Nie da się bowiem ukryć, iż pluralizm społeczeństwa obywatelskiego implikuje atomizację, a ona (nie zawsze, ale regularnie) tworzy sprzężenie zwrotne z desolidaryzacją. Solidarnościowa integritas (solidność, uczciwość, prawomocność) będzie już na poziomie podstawowym zagrożona korupcją. Korupcja z kolei oznacza zepsucie, rozumiane jako dysfunkcja, dezintegracja i deprawacja całej infrastruktury ekonomiczno-etycznej. Sade ukazuje ten proces jako eskalację korupcji, nakręcaną przez zaklęty krąg. „Złośliwe molekuły” muszą sukcesywnie stawać się „o tyle bardziej zepsute”, o ile są i będą „owocem zepsucia”[ref]A. F. de Sade, Julietta…, s. 128. [/ref]. Sadyczni złoczyńcy personifikują radykalizm korupcyjnych popędów, ich zakorzenienie w samych podstawach obywatelsko-republikańskiej nowoczesności. Hipercynizm autora Julietty można więc czytać jak szyderczą odpowiedź na hipermoralizm maskujący korupcjogenność liberalizmu burżuazyjnego.

*

Członkowie Stowarzyszenia Miłośników Zbrodni są „związani ze sobą jak w rodzinie”[ref] Tamże, s. 139. [/ref]. Stoimy tu na gruncie amoralnego familizmu, a z tego poziomu można przeskoczyć do potransformacyjnej Polski. Pora przy tym porzucić hiperbole, dostrajając język opisu do formatu naszych lokalnych problemów z solidarnością. W 2005 roku Staniszkis opisywała Sierpień ‘80 w kategoriach pryncypialnego moralizmu. „Solidarność” jawiła się jej jako rewolucja służąca Polakom do „odbudowania w sobie podmiotowości moralnej”[ref]Staniszkis, Podwójna przemiana: refleksje 25 lat po Sierpniu 80…, s., 218.[/ref]. Po transformacji podmiotowość ta miała kontrować „bezwstyd komunistów, po których spływa wszystko, także oskarżenia o kłamstwa i korupcję”[ref] Tamże.[/ref].

Wówczas, tuż przed zwycięstwem PiS w wyborach prezydenckich i parlamentarnych, Staniszkis prawdopodobnie nie przypuszczała, iż postsolidarnościowa prawica pisowska stanie się z czasem najbardziej skorumpowaną formacją w III RP. Pod hasłem „Polski solidarnej”, ukutym przez Jarosława Kaczyńskiego na potrzeby kampanii wyborczych w 2005 roku, dojdzie do wielkoskalowego defraudowania środków publicznych, do bezwstydnej deprawacji funkcjonariuszy partyjnych i państwowych – zwłaszcza w latach 2015–2023.

1
W magazynie 04.03.2022

„Na początku był czyn!” w Galerii Arsenał w Białymstoku

Karolina Plinta
To właśnie identyfikacja z „partią opozycyjną”, w chwili gdy rosną jej popularność i wpływy, „rodzi niebezpieczeństwo korupcji”.

W tym kontekście celniejsze od ocen Staniszkis okazały się obserwacje Uklańskiego, zanotowane w czerwcu 2007 roku. Po wyreżyserowaniu i sfotografowaniu performansu w Stoczni Gdańskiej artysta udzielił wywiadu „Gazecie Wyborczej”. Rozpoznał w nim problem zasadniczy: sednem dialektyki solidarności jest kwestia korupcji, pojętej jako zepsucie i dysfunkcja, dezintegracja i deprawacja. Uklański rejestruje, jak „Solidarność” ulega rozpadowi, na fotografiach i w realnym życiu społeczno-politycznym, zaś legendarni współtwórcy mitycznego Związku kompromitują etos kooperacji. Ćwierć wieku po Sierpniu ‘80 są małostkowymi akwizytorami farsowej wojny wszystkich ze wszystkimi[ref] „Lech Wałęsa publikuje w internecie swoją teczkę, Anna Walentynowicz oskarża go, iż był agentem, Wałęsa mówi, iż Walentynowicz powinna go przeprosić, ona na to, iż Wałęsę trzeba «oskalpować, a nie przepraszać»” – od takiego szkicu aktualnego tła społecznego Dorota Jarecka zaczyna wywiad z Uklańskim. Rozmowa z Piotrem Uklańskim: Solidarność to „pusty znak”, https://wyborcza.pl/7,75410,4228967.html.[/ref].

Powstaje przy tym wrażenie, iż w realiach postpolityki, której miałkość dezintegruje wczorajsze sensy i wartości na skalę masową, eskalacja deprawacji będzie procesem wszechogarniającym. Być może dlatego Uklańskiemu wyrywa się niebezpodstawny, choć banalny ogólnik: „Wszystko korumpuje”[ref] Tamże.[/ref]. W takim układzie pozostaje już tylko cyniczna deklaracja: „Wolę świadomie wybierać korupcję, której się poddaję”[ref] Tamże.[/ref]. Ale od tego cynizmu, zblazowanego lub znużonego, ciekawszy jest niepokój, któremu daje wyraz artysta. W odniesieniu do sytuacji bieżącej bardziej niepokoi go bezkrytyczna identyfikacja z opozycją niż korupcjogenność formacji rządzącej. To właśnie identyfikacja z „partią opozycyjną”, w chwili gdy rosną jej popularność i wpływy, „rodzi niebezpieczeństwo korupcji”[ref] Tamże.[/ref].

Festyn wyborczy na rynku w Tczewie. Na scenie z gitarą Antoni Filipkowski, fot. Jacek Awakumowski / zbiory Europejskiego Centrum Solidarności, źródło: Wikimedia Commons

*

Z perspektywy czasu widać dziś błąd, jaki wówczas popełnił Uklański. Wszystko korumpuje? Niewykluczone, ale niektóre formacje ideologiczno-organizacyjne okazują się jednak bardziej skorumpowane od innych. I koniec końców to właśnie członkowie rządu PiS będą personifikować systemową deprawację. W 2023 roku Mariusz Kamiński, były szef Centralnego Biura Antykorupcyjnego, oraz jego zastępca Michał Wąsik zostaną skazani w procesie karnym na dwa lata więzienia za to, iż w 2007 roku nadużywali władzy, fałszowali dokumenty i podżegali do korupcji.

Następnie PiS wykorzysta aresztowanie Kamińskiego i Wąsika, żeby kreować ich na więźniów politycznych. Jednym z najciekawszych aspektów tej kreacji okażą się artefakty pisowskiej propagandy. Slogan „Solidarni z Kamińskim i Wąsikiem” kolportowano w formie przypinek i plakatów, na których czarno-białe wizerunki byłych prominentów rządowych stylizowano na ikony „podziemia”. Kluczową funkcję integrująco-mobilizacyjną miało pełnić czerwone liternictwo skrojone „solidarycą”. Wśród takich symboli żony „bohaterów” odgrywały przypisane im role, apelując na tle zakładu karnego o uwolnienie „represjonowanych”. „Niech całą Polskę zaleje biało-czerwona flaga” – wzywała Barbara Kamińska. „Niech widzą, iż to poparcie jest wielkie”[ref] https://wydarzenia.interia.pl/raport-mariusz-kaminski-maciej-wasik/news-zona-m-kaminskiego-apeluje-niech-widza-ze-poparcie-jest-wiel,nId,7283065.[/ref].

W tych dekoracjach usiłowano wygenerować heroiczną symulację, alternatywną rzeczywistość polityczną. Oto nowy rząd, „Koalicja 13 grudnia”, wprowadza stan wojenny, a PiS będzie reinkarnacją „Solidarności” z lat 80. Cały performans był jednak podręcznikową komedią w Marksowskim znaczeniu tego słowa. Według Marksa komediant to politykier, który reprezentuje ancien regime, wykrzykując coś na pokaz, ale w głębi ducha brak mu wiary we własne eksklamacje. Ktoś taki „tylko roi sobie, iż sam w siebie wierzy, i żąda, aby świat podzielał to urojenie”. Dlatego jest „komediantem”[ref] Marks, Przyczynek do krytyki heglowskiej filozofii prawa. Wstęp, przeł. L. Kołakowski, w: K. Marks, F. Engels, Dzieła, t. 1, Warszawa 1976, s. 461.[/ref].

1
Eseje 16.07.2021

Polityczny street art w Polsce

Łukasz Greszta

To właśnie przypadek pisowskich „solidarnych”. Udawali, iż mówią do całego społeczeństwa, ale mówili do garstki najtwardszych wyborców PiS. Poza tym całą szopkę odegrano w celu skonsolidowania partii po przegranych wyborach. Kaczyński chciał zabetonować swój klub sejmowy na pozycjach totalnej negacji nowego rządu, więc żądał stawania murem za „bohaterami”. Ale media donosiły, iż aparatczycy są niezadowoleni, nie chcą walczyć za skompromitowanych reżyserów afery gruntowej, a partia niepotrzebnie „przegrzała temat”[ref] Patrz np. T. Żółciak, PiS szuka aksamitnego wyjścia ze sprawy Kamińskiego i Wąsika, https://www.gazetaprawna.pl/wiadomosci/kraj/artykuly/9414327,pis-szuka-aksamitnego-wyjscia-ze-sprawy-kaminskiego-i-wasika-opinia.html. [/ref]. Jednak nikt z posłów nie śmiał otwarcie wyłamać się z komedianckiej klatki. Kukłą solidaryzmu rządził amoralny familizm, może wręcz mafijny lojalizm. Kaczyński miał żelazną rękę, ale pewne obrazy przeczyły jego władzy, same za siebie mówiły o deficycie mobilizacji zarządzonej przez „centralny ośrodek dyspozycji”[ref] Patrz np. G. Osiecki, Centralny ośrodek dyspozycji. Model zarządzania państwem z Nowogrodzkiej okazuje się wydajny, https://www.gazetaprawna.pl/wiadomosci/artykuly/1080608,zarzadzanie-polska-z-tylnego-siedzenia.html[/ref]. Jedna z fotografii prasowych zarejestrowała puste ławy sejmowe w dającej do myślenia chwili: sektor pisowski świeci pustkami, a „Solidarni z Kamińskim i Wąsikiem” to wyłącznie tekturowe wydruki.

*

Ostatecznie widmo kary, jej nieuchronność, konsoliduje grupę w solidarnościowej klatce.

Koncentracja na tych artefaktach ma również głębszy sens. Kamiński i Wąsik w postaciach plakatowych to alegoryczne „orły” prowokujące do odkrycia istotowej „reszki”. Reszka jest nie tylko odwrotną stroną medalu pisowskiego, ale także rewersem solidarności jako takiej.

Inspirującą analizę rewersu proponuje Michael Hechter w studium na temat zasad ogólnych, kodyfikujących solidaryzm grupowy[ref]Hechter, Principles of Group Solidarity, University of California Press 1988. [/ref]. Gwaranty solidaryzmu to obligatoryjność oraz posłuszeństwo, zdyscyplinowane ekonomicznie i afektywnie[ref] Tamże, s. 18. [/ref]. Członków grupy tresuje się do lojalizmu, czyli współdzielenia „zobowiązań korporacyjnych” (w tle operuje pierwotny mechanizm obligatio in solidum)[ref] Tamże. [/ref]. Skuteczność takiej socjalizacji będzie tym większa, im skuteczniejsza była wcześniejsza tresura afektywna. Ją zaś programuje rodzina, przyuczająca do lojalności emocjonalnej wobec najbliższych – uczucia rodzinne to rudymentarny „cement”[ref] Tamże, s. 22. [/ref]. Na każdym kolejnym etapie rozwoju jednostkowego i społecznego solidarnościowa integritas jest wprawdzie wzmacniana przez różne motywacje miękkie (gwarancje wzajemności, bezpieczeństwa, gratyfikacji) – jednak rozpadłaby się, gdyby nie posłuszeństwo. Aby je wymusić, solidarność musi mieć „zdolność sankcyjną”[ref] Tamże, s. 50. [/ref]. Kara to decydujący komponent „pakietu odpowiednich sankcji”. I ostatecznie właśnie widmo kary, jej nieuchronność, konsoliduje grupę w solidarnościowej klatce.

Powyższe rozpoznania można odnieść do przypadku Kamińskiego i Wąsika. Partyjni towarzysze z pewnością sympatyzowali z nimi na wielu poziomach, ale braterstwo afektywne nie wystarczyłaby do scementowania akcji solidarnościowej. Konieczna była dyscyplina partyjna. Gwarantował ją miecz Damoklesa, zawieszony nad całym klubem sejmowym przez „centralny ośrodek dyspozycji”.

W tym przypadku Helmut Thome mógłby mówić o „solidarności supresyjnej”[ref]Thome, Solidarity: Theoretical Perspectives for Empirical Research, w: Solidarity…, s. 116. [/ref]. Tłumi ona tendencje do wyłamywania się z grupy, narzucając członkom „wysoki stopień konformizmu”[ref] Tamże. [/ref]. Zdaniem Thome’a taka opresyjność jest tylko uboczną dysfunkcją[ref] Tamże. [/ref]. Ale ustalenia Hechtera każą podejrzewać, iż represja to zasada funkcjonowania każdego solidaryzmu, kodyfikowanego przez ekonomizm, moralizm, afektywizm oraz integryzm.

Edward Dwurnik, „Bogurodzica”, 1981, olej, płótno, 250 x 410 cm

*

Tu i teraz podejrzenia rosną razem z gorączką populizmu. On bowiem udowadnia, iż integritas, która zespala roszczenia sprawiedliwości ekonomicznej z emocjonalnie przegrzanym hipermoralizmem – wcale nie będzie sprawiedliwa. Przeciwnie, grozi jej nieuchronna deprawacja i dezintegracja, gdyż żądania ekonomiczne są podporządkowane darwinowskiemu protekcjonizmowi. Świadczenia socjalne nie mogą być dostępne dla wszystkich, trzeba je rezerwować wyłącznie dla „swoich” – a najlepiej smakują w pakiecie z dyskryminacją innych. Moralizm piętnuje wrogów (zewnętrznych i wewnętrznych) oraz usprawiedliwia podwójne standardy (prawa muszą przestrzegać inni, „swoim” należą się dyspensy). Dyktat afektywizmu nakazuje empatię i troskę, ale wyłącznie w relacjach ze „swoimi”. Ponieważ troszczymy się tylko o „nas”, więc solidarnościowy integryzm to parawan. Maskuje on atomizację i anomię, bezprawie i niesprawiedliwość. A jednym z zasadniczych wymiarów niesprawiedliwości będzie szykanowanie nonkonformizmu.

*

Chuliganami będą intelektualiści, robotnicy, artyści, i politycy zdolni do organizowania nowatorskich sojuszy z „nieznajomymi”.

W tym kontekście warto znów wrócić do Uklańskiego. W cytowanym wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” artysta mówi o kontestacji zbiorowego unisono. Gdy większość manifestuje coś „jak jeden mąż”, to taką jednogłośność trzeba kontrować. „Rolą artysty jest uciekać z szeregu”[ref]Jarecka, Rozmowa z Piotrem Uklańskim…[/ref].

Chciałbym teraz zradykalizować ten postulat, zarazem go konkretyzując. Pretekstem będą potransformacyjne pisma Karola Modzelewskiego. W 1980 roku to właśnie on wpadł na pomysł, by nowopowstający związek nazwać „Solidarnością”. „Ta «Solidarność» przyszła mi do głowy w ostatniej chwili, bo przypomniał mi się napis z murów cukrowni w Pruszczu Gdańskim i nazwa biuletynu strajkowego” – wspominał później rozmowie z Andrzejem Werblanem[ref]Modzelewski, A. Werblan, Polska Ludowa, Warszawa 2017, s. 411. [/ref]. Projekt solidarnościowy był w tym przypadku projektem ponad partykularnymi podziałami; w założeniu miał integrować „wszystkie środowiska świata pracy: robotników i rolników, inteligencję i rzemieślników”[ref] Program NSZZ „Solidarność” uchwalony przez l Krajowy Zjazd Delegatów…, s. 2. [/ref].

Modzelewskiemu szczególnie ważna wydawała się idea rewolucjonizującej transgresji. Pod buntowniczą banderą kooperacyjnej awangardy należy przekraczać tożsamościowe i klasowe granice. Kontestacyjne znaczenie tej idei zyskało nowy sens po transformacji, w wyniku rozpadu imaginarium solidarnościowego. Neoliberalny socjaldarwinizm zaczął wówczas wywierać rosnącą presję, żeby lojalność rezerwować wyłącznie dla krewniaków z najbliższej rodziny ideologicznej. Modzelewski uważał, iż w takiej sytuacji trzeba myśleć i działać pod prąd – solidarnością powinna być „lojalność wobec nieznajomych”[ref]Modzelewski, Zamiast wstępu: lojalność wobec nieznajomych, w: tenże, Życiodajny impuls chuligaństwa. Notatki z lat 1993–2002, Kraków 2003, ss. 9–18. [/ref].

1
Do zobaczenia 27.03.2015

„Rewolucja u bram” Grzegorza Klamana w Bałtyckiej Galerii Sztuki Współczesnej

Redakcja

„Gdy poczucie lojalności ograniczamy do […] współbojowników tej samej wojny, ludzi sprawdzonych w walce i duchowo sobie bliskich, to tworzymy etos kombatancki”, a w rezultacie „rzeczpospolitą kolesiów”[ref] Tamże, s. 13. [/ref]. Aby nie dopuścić do jej konsolidacji, która przekształci się w korupcyjno-represyjny integryzm – potrzebne jest „chuligaństwo”[ref]Modzelewski, Życiodajny impuls chuligaństwa, w: dz. cyt., ss. 153–156.[/ref].

Chuliganami będą intelektualiści, robotnicy, artyści, i politycy zdolni do organizowania nowatorskich sojuszy z „nieznajomymi”. Zadania? Inscenizować koalicje nonkonformistów z różnych środowisk i klas. Eskalować rewolucyjne konflikty w odpowiedzi na przyszłościowe, a nie wczorajsze wyzwania. Rozpoznawać problemy i szanse o tyle „nieznajome”, o ile unikające oswojenia. Radykalizować ryzyka niespacyfikowane przez ortodoksję. Antagoniści? Supresyjne „chóry”, które recytują frazesy utrwalające konserwatywny reżim (ekonomiczny, edukacyjny, polityczny, kulturowy). W „chórze podobne są nie tylko myśli, ale i słowa oraz ich szyk w zdaniach”[ref]Modzelewski, Jego wysokość frazes, w: tamże, s. 34. [/ref]. W PRL był to chór deklaratywnie socjalistyczny, w III RP dominuje chóralność konserwatywno-liberalna. Kontestujących ją chuliganów integrują „bezczelność” i „nieprzyzwoita odwaga”[ref]Modzelewski, Życiodajny impuls chuligaństwa…, ss. 155, 154. [/ref]. Towarzyszy im „gotowość do całkowitego odstępstwa” od dogmatyzmu, od retoryk i składni piętnujących rewolucyjne prawdy[ref] Tamże, s. 154. [/ref].

Arkadiusz Astrachancew, Sceny podczas antyprezydenckiej i antyrządowej demonstracji Solidarności, plac Trzech Krzyży, 18 maja 1993, dzięki uprzejmości Muzeum Warszawy
Prezydent Lech Wałęsa w otoczeniu wspołpracownikow dowiaduje się o swojej przegranej z liderem Sojuszu Lewicy Demokratycznej Aleksandrem Kwaśniewskim w drugiej turze wyborow prezydenckich. Warszawa, 19 listopada 1995, fot. Anna Brzezińska

*

Nie ma żadnej uświęconej przez „naturę” walki o byt – w rzeczywistości rozgrywa się natomiast walka klasowa.

Idea solidarności kontestatorów wpisuje się w szerokoekranowy kontekst historyczny. Laclau podkreślał, iż w wymiarze paradygmatycznym NSZZ „Solidarność” to ruch generalnie kontestujący reżimową opresyjność[ref]Laclau, Rozum populistyczny…, s. 74. [/ref]. Axel Honneth podobnie pisał o solidaryzmie per se: „pojęcie «solidarność» stosowane było w głównej mierze w odniesieniu do relacji grupowych, które powstają w wyniku doświadczenia wspólnego oporu wobec ucisku politycznego”[ref]Honneth, Walka o uznanie, tłum. J. Duraj, Kraków 2012, s. 125. [/ref]. Albert Camus uogólnił tę zasadę: „Solidarność ludzi wspiera się na ruchu buntu”[ref]Camus, Człowiek zbuntowany, tłum. J. Guze, Kraków 1991, s. 25. [/ref].

Jednym z wielkich programistów był tutaj Engels. Nasza teraźniejszość traktuje go jak zdechłego psa, tymczasem to prekursor elektryzująco żywotny[ref] „Zdechły pies” to klasyczny topos Marksowski. Marks uważał, iż potomność („mierne pokolenie epigonów”) niesłusznie traktuje Hegla, jakby był „zdechłym psem” (K. Marks, Posłowie do wydania drugiego, w; tenże, Kapitał, t. 1, tłum. zbior., Warszawa 1951, s. 17). Dzisiaj to samo spotyka Marksa i Engelsa w społeczeństwach reakcyjnych, wytresowanych przez mierny i małostkowy „antykomunizm”. [/ref]. Dwieście lat temu w sposób genialnie chuligański analizował swoją epokę; świat uderzająco podobny do naszego.

Z perspektywy Engelsa nowoczesność jest areną radykalnej przygodności. W przyrodzie i społeczeństwie nie ma nic esencjalnego poza „nieprzerwanym procesem stawania się i zanikania, nieskończonego wznoszenia się od stopni niższych do wyższych”[ref]Engels, Ludwik Feuerbach i zmierzch klasycznej filozofii niemieckiej, przeł. Instytut Marksa–Engelsa–Lenina przy CK WKP(b), w: K. Marks, F. Engels, Dzieła wybrane, t. II, Warszawa 1949, s. 345–346.[/ref]. Dzieje są kontyngentne, wydarzenie historyczne to wypadkowa „nieskończonej grupy równoległoboków sił”[ref]Engels, Engels do Józefa Blocha, w: tamże, s. 467. [/ref]. Wolny rynek? To niewolnik nieprzewidywalności: „wszystko dzieje się na oślep, mniej lub bardziej pod egidą przypadku”[ref]Engels, Położenie klasy robotniczej w Anglii, tłum. A. Długosz, w: K. Marks, F. Engels, Dzieła, t. 2, Warszawa 1961, s. 365. [/ref]. W tym horyzoncie narasta chaos, ponieważ „każdy pracuje i bogaci się na własną rękę”[ref]Tamże. [/ref].

Regresywną odpowiedzią na przygodność będzie socjaldarwinizm. Chce on imitować „naturę”, a raczej uświęcić jej symulację, spreparowaną pod dyktando reakcjonizmu. Cel? Cofnąć społeczeństwo do stanu jaskiniowej walki o byt. Rezultatem ma być bezwzględna dominacja silnych nad słabymi i eksploatacja biednych przez bogatych – obie sankcjonowane frazesem „taki już los i wieczne przeznaczenie rodu ludzkiego”[ref] Tamże, s. 582.[/ref].

Dlatego niezbędna będzie kontra: „rewolucja socjalistyczna”[ref]Engels, Dialektik der Natur, w: K. Marks, F. Engels, Werke, t. 20, Berlin 1975, s. 566. [/ref]. W wymiarze poznawczym jej zadanie polega na tym, by ujawnić prawdę zakłamywaną przez reakcjonizm. Otóż nie ma żadnej uświęconej przez „naturę” walki o byt – w rzeczywistości rozgrywa się natomiast walka klasowa. Z perspektywy komunistycznej chodzi w niej o to, by zawładnąć obszarem produkcji, zmonopolizowanym przez chaotyczny kapitalizm i jego beneficjentów. A następnie planowo podporządkować produkcję potrzebom „twórczych mas” (produzierende Masse)[ref] Tamże, ss. 555–556.[/ref].

1
Krytyka 22.07.2022

Retransmisja z rewolucji. „Dekolonizacje” w Galerii Studio

Aleksy Wójtowicz
Rewolucyjnym zadaniem komunizmu będzie umożliwienie każdemu dostępu do pożądanego luksusu.

Jednocześnie prawdę rewolucyjną należy angażować przeciw prymitywnej frazeologii socjalistycznej. Po pierwsze, kapitalizm nie jest wyłącznie źródłem biedy – umożliwia też wykształcanie coraz bardziej rozwiniętych sił wytwórczych. A dzięki nim rewolucja będzie mogła likwidować biedę. Po drugie, ludzie ucieleśniający siły wytwórcze nie są i nie powinni być tacy sami. Zdaniem Marksa na klasę robotniczą nie można patrzeć jednostronnie, a jej przedstawicieli klasyfikować „wyłącznie jako robotników”[ref]Marks, Krytyka Programu Gotajskiego, w: K. Marks, F. Engels, Dzieła wybrane, t. II…, s. 15. [/ref]. Twórcze podmioty powinny tworzyć zróżnicowaną wielość. Dlatego Marks nazywał prymitywny egalitaryzm „wiechciem przestarzałych frazesów”[ref]Tamże. [/ref]. Po trzecie, kapitalizmu nie można uznać wyłącznie za źródło cierpień. Zdaniem Engelsa wysoko rozwinięty wolny rynek jest nie tylko areną morderczej konkurencji. To również pole magnetyczne, przyciągające twórcze jednostki i klasy obietnicą rozumnego „współzawodnictwa”[ref]Engels, Zarys krytyki ekonomii politycznej, tłum. E. Werfel, w: K. Marks, F. Engels, Dzieła, t. 1…, s. 771. [/ref]. Kapitalizm oczywiście nie spełni tej obietnicy, może to zrobić dopiero komunizm – jednak machina kapitalistyczna zasiewa inspirujące ziarno.

To samo dotyczy luksusu. Rozwinięta produkcja oznacza rosnącą produkcję „przyjemności luksusowych” (Luxusgenüsse)[ref]Engels, Engels an Pjotr Lawrowitsch Lawrow in London, w: K. Marks, F. Engels, Werke, t. 34, Berlin 1966, s. 171.[/ref]. Zrazu wyłącznie dla uprzywilejowanej mniejszości, ale od samego początku pod maską obietnicy, iż każdy może sobie wypracować luksusową dywidendę. I znowu: kapitalizm nigdy nie spełnia tej obietnicy, zakorzenia ją jednak w jednostkach. W tę korzenność ingeruje radykalny komunizm, który odkrywa, iż walka klasowa nie jest już walką o przetrwanie, ale o „środki rozwoju”. Nie chodzi tylko o „niezbędne potrzeby”, ale również o nadwyżki „przyjemności”[ref] Tamże. [/ref]. Człowiek przestaje walczyć po prostu o „byt” (Dasein), zaczyna też współzawodniczyć o przyjemność, o stały wzrost rozkoszy wynikającej z pełnoprawnego uczestnictwa w twórczych procesach rozwojowych (jednostek, społeczeństw). Dlatego batalia klasowa stanie się „walką o rozkosze” (Kampf um Genüsse)[ref] Tamże. [/ref]. Rewolucyjnym zadaniem komunizmu będzie umożliwienie każdemu dostępu do pożądanego luksusu. I teraz uwaga: w cały ten kontekst zostaje nagle włączone słowo „solidarność”[ref] Tamże. [/ref].

1
Rozmowy 14.12.2015

Nie ma nic lepszego niż dobre nieporozumienie. Rozmowa z Piotrem Uklańskim (fragment)

Jakub Banasiak Adam Mazur

*

Engels go nie precyzuje; przemyka ono na marginesie niczym puste znaczące. Tym lepiej z perspektywy neomarksizmu – dzięki temu można będzie dokonać swobodnej, a jednocześnie zradykalizowanej rekonstrukcji „solidarności”.

Przy okazji przypomina mi się jedna ze znanych prac Uklańskiego. Ażurowa instalacja Bez tytułu (Pięść) z 2007 roku tworzy metalowy kontur, pusty w środku, a przez to umożliwiający swobodne wypełnianie go znaczeniami i opróżnianie ze znaczeń. W wywiadzie zatytułowanym Solidarność to „pusty znak” Uklański wpisuje pojęcie pustki w dialektykę nonkonformizmu i wolności. Opowiada o swoich poszukiwaniach symboli, będących znakami wolnymi od „sentymentalizmu”, czyli afektywnej presji zbiorowej. Chodzi mu o symbole, które „wydają się wyprane ze znaczenia, jakby wisiały w próżni”[ref] Rozmowa z Piotrem Uklańskim: Solidarność to „pusty znak”, https://wyborcza.pl/7,75410,4228967.html.[/ref]. Próżnia? Jest sferą wolną od balastu semantycznego. Zanika w niej siła grawitacji, skumulowana we frazesach konformistów, mówiących posłusznie „jak jeden mąż”.

Problemy recepcyjne z Pięścią są wobec tego znamienne. Instalacja została zamówiona przez jedno z włoskich miast i miała być odsłonięta w przestrzeni publicznej. Ale prawicowe władze przypisały znakowi pięści sens lewicowy, więc zamówienie anulowano. Uklańskiemu nie udało się zatem wypreparować symbolu kumulującego próżnię, która udaremnia wypełnianie jej sensami sformatowanymi przez władzę. Symbol został „błyskawicznie wypełniony znaczeniem” przez hegemonię rządzącą w danym układzie. Dlatego okazał się „niewystarczająco pusty[ref] Tamże. [/ref].

Aby kontrować kapitalistyczno-reakcyjny chaos, a jednocześnie rozwijać się twórczo, potrzebujemy solidarnej kooperacji rewolucjonistów z różnych obszarów i dziedzin.

Awangardowego neomarksistę interesowałby tutaj inny problem. Czy solidarność mogłaby jeszcze okazać się ideą niecałkowicie pełną? Niewypełnioną przez populizm, wypalający całą ideę komunałami ekonomizmu, moralizmu, sentymentalizmu, integryzmu… Gdyby tak było, wówczas niecałkowita pełnia mogłaby kompresować nie tyle pożądaną pustkę, ile wolną przestrzeń: pojemność możliwą do nasycenia ciśnieniem rewolucyjnym. Być może pod działaniem ciśnienia doszłoby do transformacji starej skorupy w nową pięść. Powinna ona rozsadzić własną zaskorupiałość tak, aby z populistycznego rupiecia wyzwolić dłoń nowego komunizmu – pomysłowo ujmującą nowe problemy dziejowe.

I właśnie Engels inspiruje do takiej akcji. A zarazem ostrzega: ujmowanie nie może być ciasno ekonomiczne. Gospodarka to baza, jednak „na bieg walk historycznych wywierają również wpływ […] rozliczne momenty nadbudowy”[ref]Engels, Engels do Józefa Blocha…, s. 466. [/ref]. Trzeba zatem unikać kultu ekonomizmu[ref] Tamże, s. 467. [/ref]. Moralizm? Jest ideologią konserwatywnej burżuazji. Sentymentalizm? Tłumi realne konflikty społeczne, upośledza zdolności poznawcze i organizacyjne[ref]Engels, Engels an Pjotr Lawrowitsch Lawrow…, s. 170. [/ref]. Integryzm? Owszem, pożądana produkcja (naukowa, artystyczna, polityczna) nie może być programowana przez „rozproszone atomy”[ref]Engels, Zarys krytyki ekonomii politycznej…, s. 769. [/ref]. Ale z drugiej strony wolni ludzie nie mogą uwięznąć w dogmatycznej jednolitości.

Na czym zatem powinna polegać konsolidacyjna praca solidaryzmu awangardowego? W liście Engelsa do Ławrowa pojawia się sugestia, iż trzeba budować koalicję przeciw socjaldarwinizmowi[ref]Engels, Engels an Pjotr Lawrowitsch Lawrow…, s. 171.[/ref]. Dlaczego? Ponieważ w żywiole kapitalistycznego chaosu darwiniści tworzą ideologię hegemoniczną. Są także „złymi ekonomistami”, których należy klasyfikować jako „złych przyrodników i filozofów”[ref] Tamże, s. 170. [/ref]. Ich błąd poznawczo-ideologiczny okazuje się oczywisty. Rzeczywistość to nie tylko wojna wszystkich ze wszystkimi. W przyrodzie i społeczeństwie spotykamy zarówno „harmonijną koegzystencję”, jak „kolizję”[ref]Engels, Dialektik der Natur…, s. 565. [/ref]. kooperacja bywa równie częsta jak konfrontacja czy walka[ref] Tamże. [/ref]. Aby kontrować kapitalistyczno-reakcyjny chaos, a jednocześnie rozwijać się twórczo, potrzebujemy solidarnej kooperacji rewolucjonistów z różnych obszarów i dziedzin.

Grzegorz Klaman, z cyklu „Solidarity Guerilla”, 2016

*

W społeczeństwach przegrzanych, tonących w rozgorączkowanej stagnacji, trzeba inwestować we wszystko, co elektryzująco chłodne.

W świetle powyższego neomarksizm akcentowałby następujące rozpoznania i postulaty. Ludzie nie są chomikami ani pożeraczami – człowiek twórczo uspołeczniony to ten, kto „produkuje”[ref] Tamże. [/ref]. Producent ma być wolnym twórcą dóbr, wartości i pożądanych relacji społecznych. Źle pojęte ekonomizm, moralizm, sentymentalizm oraz integryzm konsolidują złą solidarność chomików-pożeraczy. Zamiast niej potrzebujemy solidarności rewolucyjnych producentów.

Chciałbym jednak podkreślić istotną różnicę w porównaniu z klasycznym marksizmem. Według Marksa i Engelsa ludzie nie mogą być „atomami”[ref]Engels, K. Marks, Święta rodzina, tłum. T. Kroński, w: K. Marks, F. Engels, Dzieła, t. 2, Warszawa 1961, s. 149. [/ref]. Żadna jednostka nie jest istotą „samowystarczalną”, dlatego musi kooperować z innymi[ref] Tamże. [/ref]. Dzięki temu będzie mogła najpierw w ogóle przetrwać w świecie, a następnie się rozwijać. Neomarksizm się zgadza, ale z zastrzeżeniem. Atomizacja nie musi być jedynie dezintegracją, może być także żywiołem twórczych zderzeń. W społeczeństwie komunistycznym jednostki bywają wolnymi elektronami, ponieważ kooperacja nie jest wyłącznie bezkolizyjną harmonią, ale również inspirującym zderzaniem postaw i pomysłów (egzystencjalnych, artystycznych, politycznych).

Pożądana kolizyjność oznacza też konflikt z frazesami. Dzisiaj, gdy znów dominują frazesy naturalistyczne, a lewica reklamuje kiczowatą biofilię i ciepłą wspólnotę – neomarksiści powinni praktykować kontrarianizm. W społeczeństwach przegrzanych, tonących w rozgorączkowanej stagnacji, trzeba inwestować we wszystko, co elektryzująco chłodne. Doceniać to, co ostro skrystalizowane, a zarazem interesujące cudzej ostrości. Reklamować zderzenia, czerpać z nich roziskrzone rozkosze. Na przekór technofobii promować to, co technoludyczne. Rozwijać scjento-faustyzm przeciw komunitariańskiej parafiańszczyźnie.

1
Krytyka 07.06.2024

Magia w służbie neomarksizmu. Na marginesie „Zygzaków heksizmu” Tomasza Kozaka

Helena Łomnicka

Jednym z prekursorów takiego faustyzmu był Kurt Eisner, niemiecki rewolucjonista, który w 1918 roku stanął na czele Wolnego Państwa Bawarii, przekształconego następnie w Bawarską Republikę Rad. W 1908 roku, w okresie marazmu między rokiem 1905 a 1917, powstał istotny esej Eisnera o potrzebie rewolucyjnego hipersolidaryzmu. Oto stary świat murszeje w konserwatywnej „drzemce” (Dämmerzuständ)[ref]Eisner, Solidarität. Die vierte Brief „An eine Freundin”, w: tenże: Die halbe Macht den Räten. Ausgewählte Aufsätze und Reden, Kolonia 1969, s. 215. [/ref]. Reakcyjny mrok „nieświadomych mas” pogłębia się za sprawą ekonomii politycznej i językowej, konsolidowanej przez antyintelektualny, sentymentalny moralizm. Reżimowe słowa klucze to takie swojaki jak „miłość”, „współczucie” i „prostota”. Nowy świat natomiast będzie złożony, a w pierwszych dniach obcy. Dlatego rewolucja powinna produkować słowniki wyrazów obcych, pełne „dygresji” i „przypisów”[ref] Tamże, s. 214.[/ref]. Władza rad to nie tylko karabiny maszynowe, ale również nowatorska „edukacja” (bez edukacji rady zdobędą jedynie połowiczną władzę)[ref]Eisner, Die Aufgabe der Räte, w: tamże, s. 283.[/ref]. Tymczasem stary reżim jest afektywnie „przegrzany”[ref]Eisner, Solidarität…, s. 215.[/ref]. Rewolucjoniści potrzebują zatem słów zimnych, takich jak „organizacja”, „strajk”, „partia” – produkowanych w faustycznych „retortach”[ref] Tamże, ss. 213, 215. [/ref]. „Dosyć już o miłości, litości i współczuciu” – czytamy[ref] Tamże, s. 217. [/ref]. „Zimne, stalowe słowo solidarność hartuje się w piecu myślenia naukowego. Nie apeluje do […] kiczowatych sentymentów, ale wykształca umysły, wzmacnia charaktery i daje całemu społeczeństwu granitową podstawę nowatorskiej przemiany”[ref] Tamże. [/ref].

*

Kontemplując tego mema, wyobrażam sobie solidarnościową hipersieć górniczych klubów dyskusyjno-tanecznych, gdzie ludzie toczą bekę z „prostego języka”.

Tu i teraz czytam Eisnera z namysłem, ale bez nabożeństwa. Leżakując na sofie z popeliny, fantazjuję o nowej awangardzie, gdy nagle mój telefon wyświetla mema z Kwejka. „Twoja stara: Ale jestem zmęczona po tym spotkaniu związków zawodowych” – napastuje mnie głupkowate motto. Rozpikselizowane zdjęcie, być może fotomontaż, jest migawką z dyskotekowej imprezy pracowniczej. Na ścianie widać napis: NSZZ „Solidarność”. I drugi: Kopalnia Węgla Kamiennego Sośnica. Pod ścianą grupa kobiet. Jedna z nich wstaje z krzesła na parkiecie i zderza się z nagim striptizerem.

żródło: Kwejk

Kontemplując tego fejka, wyobrażam sobie solidarnościową hipersieć górniczych klubów dyskusyjno-tanecznych. Ludzie z różnych bajek nie chcą tam konsumować tożsamościowych baśni – wolą odkopywanie rewolucyjnych filozofów. Śmieją się z „kultury dostępnej” i jej komunałów, toczą bekę z „prostego języka”[ref]Sobczak, Z. Zalewska, Kultura dostępna: nie bójmy się prostego języka, https://www.dwutygodnik.com/artykul/11271-kultura-dostepna-nie-bojmy-sie-prostego-jezyka.html.[/ref]. Zamiast warzyć kaszkę na mleku, inscenizują wyskokowe kolizje orzechów trudnych do zgryzienia. Już liznęli Kapitał i wiedzą, iż nie tylko krzesła i stoły, ale w ogóle wszystko, co zdrewniałe, trzeba puknąć w czoło i sprowokować do tańca[ref]Marks, Kapitał…, s. 76.[/ref]. Ich siły wytwórcze mobilizuje roześmiana, zahartowana i nieprzyzwoita odwaga.

Czy samoorganizacja takiego produktywizmu będzie w ogóle możliwa? Oby, bo bez niej nie dojdzie do twórczego wstrząsu w kalejdoskopie solidarności.

Idź do oryginalnego materiału