Romantasy to hybryda fantasy i romansu ale zbudowana tak, iż jeden element nie istnieje bez drugiego. To nie jest fantasy z miłosnym wątkiem w tle, tylko pełnoprawne love story zanurzone w epickim świecie magii, polityki, smoków i elfów. jeżeli romans wypadłby z fabuły, wszystko się posypie – i właśnie to odróżnia romantasy od klasycznej fantastyki.
Najczęściej w tle mamy magiczne królestwa, upadłe imperia, nieśmiertelnych kochanków... A na pierwszym planie – slow burn, enemies to lovers, forbidden love. Brzmi znajomo? Nie bez powodu – romantasy wyrosło na fanfikach, wattpadach i kultowej dynamice Dramione czy Reylo. Tylko iż dziś to już nie fanfik – to bestsellery z milionowymi nakładami.
Bestsellerowy szturm, czyli romantasy podbija księgarnie
Liczby mówią same za siebie. Jak zauważa "The Washington Post", w 2023 roku sprzedaż romantasy wzrosła globalnie o 42 procent. Sarah J. Maas, autorka kultowej serii "Dwór cierni i róż", sprzedała już ponad 40 mln książek. Rebecca Yarros w tydzień sprzedała 2,7 milionów egzemplarzy "Czwartego skrzydła", które spędziło 18 tygodni na pierwszym miejscu prestiżowej listy bestsellerów "New York Timesa" i zostało przetłumaczone już na 30 języków.
Ale to nic w porównaniu z trzecią częścią jej serii "Empireum". Według danych firmy BookScan, w pierwszym tygodniu po publikacji "Onyx Storm" sprzedał się liczbie 2,7 miliona egzemplarzy, przebijając tym samym każdy inny powieściowy tytuł dla dorosłych z ostatnich 20 lat.
W Wielkiej Brytanii w 2024 roku rynek science fiction i fantasy urósł o ponad 41 proc., a romantasy odpowiada za znaczną część tego wzrostu, zauważa "The Guardian". W Polsce? Książki z tego gatunku to dziś absolutne topki Empiku i innych księgarń. "Empireum" Yarros sprzedało się w rekordowym tempie, tłumaczenia zagranicznych bestsellerów powstają błyskawicznie, a wydawnictwa zakładają własne imprinty romantasy – bo wiedzą, iż to nie chwilowa moda, tylko potężny rynek.
Rynek zdominowany przez kobiety – zarówno jako autorki, jak i czytelniczki. To one od lat pisały i czytały fanfiki, to one tworzyły pierwsze społeczności wokół Maas, Holly Black czy Jennifer L. Armentrout. I to one wyniosły ten gatunek na szczyty TikToka, gdzie hasztag #romantasy ma już dziś ponad milion filmików.
Na BookToku, czyli literackim kąciku na TikToku, nie ma miejsca na ironię czy cynizm. Jest za to totalny entuzjazm, emocje i płacz po zakończeniach. Czytelniczki i czytelnicy dzielą się rekomendacjami i teoriami, entuzjazmują ulubionymi historiami i tworzą playlisty idealne do lektury konkretnej serii. Pamiętacie czasy premier "Harry’ego Pottera"? Północna premiera "Onyx Storm" przypominała radosny szał na koncertach "The Eras Tour" Taylor Swift, a kolejki przypominały te z Black Friday.
Najlepsze romantasy? Do wyboru, do koloru!
To, co wyróżnia romantasy, to nie tylko chemia między bohaterami, ale także świat przedstawiony. Te książki oferują pełnoprawny worldbuilding – z mapami, unikalnymi językami, systemami magii i złożoną polityką, która w niczym nie ustępuje klasycznemu fantasy. Różnica? Zamiast męskiego protagonisty przemierzającego krainę, mamy kobiety z krwi i kości – takie, które nie tylko ratują świat, ale też kochają, pożądają i dokonują własnych wyborów.
Co najważniejsze, każdy może znaleźć romantasy dla siebie. Motywy są podobne (czasem choćby bardzo), ale światy – zupełnie różne. Królową gatunku jest bez wątpienia wspomniana Sarah J. Maas, a jej korona to seria "Dwór cierni i róż" ("ACOTAR"). To właśnie od niej zaczęła się globalna obsesja na punkcie wróżek, magicznych dworów i niebezpiecznie przystojnych, ale też emocjonalnie skomplikowanych kochanków.
Pierwszy tom, luźno inspirowany "Piękną i Bestią", gwałtownie rozwinął się w epicką opowieść o miłości, wojnie i politycznych rozgrywkach w magicznych krainach. Prawdziwy przełom przyniósł jednak tom drugi – "Dwór mgieł i furii" – który rozpalił Internet do czerwoności. ACOTAR to już nie tylko książki – to zjawisko kulturowe. BookTok oszalał na punkcie Rhysanda, Pinterest zalała fala fanartów, a cytaty z powieści trafiają na tatuaże i plakaty.
Dla tych, którzy wolą mroczniejsze klimaty – "Czwarte skrzydło" Rebeccy Yarros, swego czasu dosłownie wyskakujące z lodówki, oferuje zupełnie inną historię: brutalną akademię wojskową, smoki i napięcie emocjonalne, które można kroić nożem.
Główna bohaterka, Violet Sorrengail, miała zostać skrybą, ale trafia do elitarnej szkoły jeźdźców smoków, gdzie codziennie toczy się walka o przetrwanie. A wśród przeciwników jest jeden wyjątkowo niebezpieczny – i, jak nietrudno się domyślić, nieodparcie pociągający. Ich uczucie rozwija się w świecie pełnym adrenaliny, zdrad i nieustannego zagrożenia.
A może szczypta czarów? W romantasy trudno o bardziej klasyczny motyw "od wrogów do kochanków" niż w "Gołębiu i wężu" autorstwa Shelby Mahurin. Ona – Lou – to zbuntowana wiedźma, ukrywająca się wśród ludzi. On – Reid – to łowca czarownic, święcie wierzący w swoją misję. Los sprawia, że... muszą się pobrać.
Mahurin osadza akcję w świecie inspirowanym inkwizycyjną Francją – pełnym przesądów, religijnego fanatyzmu i politycznej intrygi. Choć to historia miłosna, nie brakuje w niej również tematów związanych z tożsamością, wolnością i walką z opresyjnym systemem. Książka trafiła na listę bestsellerów "New York Timesa" i – jak to bywa w świecie romantasy – stała się początkiem popularnej serii.
Dlaczego kobiety kochają romantasy? Nie tylko z powodu idealnych mężczyzn
To nie przypadek, iż boom na romantasy wybuchł właśnie teraz. Kobiety znajdują w tych książkach coś znacznie głębszego niż klasyczny romans – to historie, które karmią emocje, budują poczucie sprawczości i odpowiadają na realne, często niezaspokojone potrzeby czytelniczek.
Bohaterki romantasy są silne, samodzielne i odważne. Nie czekają biernie na wybawienie – same ratują siebie, a nierzadko cały świat. Ich emocjonalne podróże są równie istotne jak walka z potworami czy polityczne intrygi. Ten gatunek oferuje bezpieczną przestrzeń, w której kobiety mają głos, wybór i szansę na szczęśliwe zakończenie. I choć to eskapizm, to nie powierzchowny – to marzenie o świecie, w którym kobiece potrzeby są ważne.
Romantasy pozwala też na eksplorację kobiecych pragnień – bez wstydu, bez oceniania. Intymność, napięcie i pożądanie są integralną częścią fabuły, nie dodatkiem. Kobieca przyjemność często trafia do centrum opowieści, a relacje między bohaterami opierają się na wzajemnym zaufaniu, szacunku, partnerstwie i emocjonalnej bliskości.
Nie bez znaczenia są także mężczyźni – pisani przez kobiety, idealni: silni, przystojni, ale przede wszystkim wspierający. Rhysand z ACOTAR to jeden z takich przykładów – nie ratuje Feyre, tylko daje jej przestrzeń, by sama odzyskała siłę. Oczywiście, w gatunku zdarzają się bohaterowie toksyczni, ale społeczność czytelniczek jest czujna – jeżeli toksyczne zachowania są romantyzowane, taka książka gwałtownie trafia na czarną listę.
Romantasy to także przestrzeń otwarta i różnorodna. Obok klasycznych historii znajdziemy tu opowieści queerowe, z bohaterkami o różnym pochodzeniu etnicznym, tożsamościach i doświadczeniach. Książki takie jak "Cudowna światłość" Freyi Marske czy "Zakon Drzewa Pomarańczy" Samanthy Shannon pokazują, iż miłość – choćby ta fantastyczna – może mieć wiele twarzy.
I choć można z zewnątrz śmiać się z "książek o wróżkach i smokach", prawda jest taka, iż romantasy trafia w samo sedno kobiecych fantazji – o wielkiej miłości, ale też o przygodzie, walce i poczuciu sensu. Te historie są odpowiedzią na świat, który często nie daje kobietom przestrzeni do takich marzeń. Dlatego właśnie romantasy dziś nie tylko bawi, ale i leczy.
Krytyka? Jasne, ale…
Oczywiście, jak każdy wielki fenomen, romantasy nie jest wolne od krytyki. Często zarzuca mu się powtarzalność schematów – od wroga o złotym sercu po obowiązkową scenę ze wspólnym pokojem w karczmie – oraz nadmiar bardzo obrazowych "momentów", które ten gatunek celebruje bez zahamowań (niektóre autorki naprawdę nie biorą jeńców). Dla wielu to po prostu lekkie, głupawe "czytadła", jak choćby "Okrutny książę" Holly Black – wciągające, ale nie najambitniejsze literacko.
Ale ten gatunek potrafi też zaskoczyć – oryginalnym pomysłem, znakomitym językiem i emocjonalną głębią. "These Violent Delights" Chloe Gong czy "Divine Rivals. Pojedynek bogów" Rebekki Ross to świetne przykłady, iż romantasy może być literacko dopracowane, oryginalne i pełne sensu.
Trzeba jednak przyznać, iż nowe tytuły powstają dziś jak grzyby po deszczu. I nie wszystkie są dobre.
Obok perełek trafiają się fabularne koszmarki, płaskie postaci i toksyczne relacje, które próbują uchodzić za romantyczne. Jak w każdym gwałtownie rosnącym nurcie – selekcja jest konieczna. Świadome czytelniczki potrafią wyłuskać to, co wartościowe, i coraz częściej rozliczają autorów z tego, jak pokazują związki, emocje i dynamikę władzy. Gatunek dojrzewa.
Mimo to – a może właśnie dlatego – romantasy dla milionów kobiet na całym świecie to coś znacznie więcej niż tylko literatura rozrywkowa. To eskapizm, empowerment i guilty pleasure w jednym – tylko iż bez poczucia winy.
Bo romantasy nie przeprasza za to, czym jest. Nie udaje, iż nie jest o uczuciach – przeciwnie, świętuje emocje, sensualność i miłość we wszystkich ich magicznych odsłonach. A jednocześnie to triumf wyobraźni, która nie zna granic – połączenie fantasy z sercem, które bije zdecydowanie po kobiecej stronie. I może właśnie dlatego to największa literacka rewolucja ostatnich lat.