"Święta z eks", Netflix
Na samym początku mojego corocznego maratonu guility pleasure sięgnęłam po "Święta z eks" z Alicią Silverstone w roli głównej. Niestety podczas seansu otrzymałam mało przyjemności, za to czułam sporo zażenowania.
Główni bohaterowie filmu "Święta z eks", Kate (Alicia Silverstone) i Everett (Oliver Hudson), są już po rozstaniu, ale postanawiają spędzić z dziećmi ostatnie wspólne święta Bożego Narodzenia. Sytuacja gwałtownie się komplikuje, gdy Everett pojawia się w towarzystwie młodszej, odnoszącej sukcesy partnerki, Tess (Jameela Jamil). Kate nie chce pozostać w tyle za byłym mężem, dlatego na świąteczne spotkania zaprasza Cheta (Pierson Fodé), czarującego sprzedawcę choinek. W tle zaczyna jednak odżywać dawne uczucie między Kate a Everettem.Reklama
W filmie próżno szukać świątecznej magii czy choćby odrobiny uroku, a bohaterowie potrafią doprowadzić do szału. Scenariusz opiera się na wyeksploatowanych schematach oraz długich, zupełnie nieśmiesznych dialogach. Jedynym jaśniejszym punktem produkcji jest Pierson Fodé, który jako Chet wypada najlepiej. Jako jedyny sprawia wrażenie, jakby nie traktował swojej roli z przesadną powagą.
3/10
"Szampańskie święta", Netflix
Kolejna nowość Netfliksa i kolejni nieznośni bohaterowie. Amerykanka Sydney (Minka Kelly) przyjeżdża do Paryża, by dopiąć kluczową dla firmy, w której pracuje, transakcję przejęcia renomowanej wytwórni szampana. Podczas pobytu poznaje urokliwego Henriego (Tom Wozniczka), w którym gwałtownie zaczyna widzieć coś więcej niż tylko przypadkowego towarzysza wieczoru. Sytuacja komplikuje się, gdy okazuje się, iż Henri jest synem założyciela przedsiębiorstwa, które Sydney próbuje kupić.
W "Szampańskich świętach" na plus działa bajkowa atmosfera świątecznej Francji, zwłaszcza Paryża. Film jest przyjemny dla oka, a klimat tego wyjątkowego czasu wręcz namacalny. Niestety poza warstwą wizualną produkcja rozczarowuje niemal na każdym innym polu. Szczególnie problematyczna okazuje się postać Sydney. To bohaterka trudna do polubienia, pretensjonalna i momentami wyniosła, a co gorsza, pozbawiona charakterystycznej dla gatunku przemiany. Jej relacja z Henrim wypada niewiarygodnie i całkowicie pozbawiona jest chemii. Film, podobnie jak "Święta z eks", wymęczyłam.
4/10
"Co. Za. Radość", Prime Video
O niebo lepiej wypada nowość Prime Video, czyli "Co. Za. Radość". Główną bohaterką jest Claire (Michelle Pfeiffer) - kobieta, która co roku robi wszystko, by święta Bożego Narodzenia były absolutnie idealne. Tym razem odwiedzają ją dzieci: Channing (Felicity Jones) z mężem (Jason Schwartzman) i pociechami, Taylor (Chloë Grace Moretz) oraz Sammy (Dominic Sessa).
Szybko okazuje się jednak, iż rzeczywistość daleka jest od perfekcji. Każdy członek rodziny przywozi ze sobą niewypowiedziane frustracje, własne troski i utarte nawyki. Napięcie narasta, aż w pewnym momencie Claire zostaje... zupełnie sama. Wtedy podejmuje spontaniczną decyzję o wyruszeniu w podróż, która na nowo ułoży jej spojrzenie na życie, bliskość i rodzinę.
"Co. Za. Radość." wyróżnia się błyskotliwym humorem oraz przesłaniem, które skłania do refleksji. To ciepła opowieść o tym, co w święta Bożego Narodzenia naprawdę ma znaczenie. Nie są to najdroższe prezenty, najbardziej wystawne dekoracje ani perfekcyjnie wypieczone słodkości. Najważniejszy jest wspólnie spędzony czas, uważność na siebie nawzajem oraz stworzenie przestrzeni na wysłuchanie i zrozumienie bliskich.
7/10
"Świąteczny skok", Netflix
Kolejną całkiem przyjemną świąteczną nowością okazał się "Świąteczny skok" z Olivią Holt w roli Sophii oraz Connorem Swindellsem jako Nickiem. Wspomniana dwójka pewnej wigilijnej nocy postanawia obrabować elegancki dom towarowy w Londynie. Sophia i Nick niezależnie od siebie planują ten sam skok, co zmusza ich do zawarcia niełatwego sojuszu. Między bohaterami zaczynają rodzić się uczucia, które komplikują całe przedsięwzięcie.
Tym razem mamy do czynienia z fabułą opartą na motywie napadu, rodzące się między bohaterami uczucie schodzi na dalszy plan. W moim odczuciu takie połączenie okazało się strzałem w dziesiątkę. Zarówno Sophia, jak i Nick mają wyraziste motywacje, by zgarnąć pieniądze ze skoku, dzięki czemu do samego końca chce się im kibicować. Słabszymi punktami filmu są nierówne tempo akcji oraz przewidywalny finał. Mimo tych mankamentów to jedna z przyjemniejszych tegorocznych świątecznych propozycji dostępnych na Netfliksie.
6/10
"Miłość w prezencie", Netflix
Niestety, ostatni z obejrzanych przeze mnie świątecznych filmów Netfliksa okazał się być kompletnym niewypałem. "Miłość w prezencie" opowiada historię Taylor (Alexandra Breckenridge), samotnej mamy, która pragnie spełnić marzenie swojej córki. Musi znaleźć pracę, by opłacić córce obóz zimowy. Kobieta postanawia przebrać się za Świętego Mikołaja i zatrudnić się w luksusowym ośrodku narciarskim, wierząc, iż to da jej szansę na zatrudnienie. Jednak wszystko komplikuje się, gdy zaczyna się zakochiwać w przystojnym menedżerze hotelu, Matthew (Ryan Eggold), który nie ma pojęcia o jej prawdziwej tożsamości.
W tę, nie oszukujmy się, abstrakcyjną, historię nie uwierzyłam już od pierwszych minut. choćby przy bardzo niskich oczekiwaniach nie byłam w stanie kupić konwencji, w której dorosła kobieta przebiera się za Świętego Mikołaja i jednocześnie zakochuje w menedżerze hotelu. W efekcie każda kolejna minuta seansu była dla mnie katorgą, a film ledwo udało mi się obejrzeć do końca.
4/10
Inne filmy Netfliksa. Które warto zobaczyć?
Mimo iż większość tegorocznych świątecznych nowości na streamingu oceniam raczej negatywnie, można znaleźć kilka tytułów z poprzednich lat, które warto zobaczyć. Pomijam tutaj klasyki jak "Holiday" czy "To właśnie miłość", bo filmy te najpierw zadebiutowały w kinach. Mam na myśli oryginalne produkcje Netfliksa.
Polecam szczególnie film z Lindsay Lohan w roli głównej, czyli "Nasz mały sekret" z zeszłego roku. Związek Avery (Lindsay Lohan) i Logana (Ian Harding) kończy się w momencie, gdy dziewczyna przeprowadza się do Londynu, a chłopak w akcie desperacji, postanawia się jej oświadczyć na imprezie pożegnalnej. Rozstają się w niezbyt przyjemnych stosunkach, by dekadę później przypadkowo spotkać się w czasie świąt Bożego Narodzenia. Okazuje się, iż ich obecni partnerzy to rodzeństwo, a Avery postanawia utrzymać w tajemnicy fakt, iż kiedyś łączyła ją z Loganem romantyczna relacja. niedługo jednak ich "mały sekret" wychodzi na jaw.
"Nasz mały sekret" okazał się być zaskakująco przyjemny. Głównie za sprawą Lohan, która w moim odczuciu jest stworzona do tego typu produkcji. Czy gra przez cały czas tę samą postać? Owszem. Czy przy tym daje z siebie wszystko, wykorzystując umiejętności komediowe? Jak najbardziej. Dodatkowo chemia, którą tworzy z Ianem Hardingiem, sprawia, iż wierzymy w tę nieco nieprzekonującą historię, momentami się wzruszamy, a na koniec naprawdę kibicujemy głównym bohaterom.
Drugą propozycją, którą warto zobaczyć jest "Spotkajmy się w przyszłe święta", również na Netfliksie. Głowna bohaterka, Layla (w tej roli Christina Milian) w czasie świąt Bożego Narodzenia utknęła na lotnisku. Czekając na swój lot, poznaje czarującego Jamesa (Kofi Siriboe), z którym od razu znajduje wspólny język. Łączy ich przede wszystkim miłość do zespołu Pentatonix. W tamtym czasie Layla jest w związku, dlatego dwójka nowopoznanych obiecuje sobie, iż jeżeli za rok w święta obydwoje będą singlami, spotkają się na koncercie wspomnianej grupy.
Rok później okazuje się, iż partner bohaterki ją zdradza. Tuż po tym, jak ich związek się rozpada, kobieta przypomina sobie o obietnicy złożonej Jamesowi. Wówczas okazuje się, iż wszystkie bilety na koncert Pentatonix zostały wyprzedane. Layla robi wszystko, by pojawić się na wydarzeniu, a w zdobyciu biletu pomaga jej Teddy (Devale Ellis).
"Spotkajmy się w przyszłe święta" to klasyczna komedia pomyłek. Layla i Teddy na różne sposoby starają się zdobyć bilet na koncert, ale za każdym razem im się to nie udaje. Choć po czasie fabuła wydaje się powtarzalna, są w nim momenty, na których się bardzo dobrze bawiłam.
Czytaj więcej: Nowa komedia romantyczna Netfliksa zaskakuje. Nie tego się spodziewałam












