Z ulubionymi filmami jest trochę jak z gustem muzycznym. Pozornie błaha kwestia, a jednak mówi o człowieku naprawdę wiele – odsłania jego wrażliwość, ogólne nastroje, upodobania, a choćby światopogląd. Oczywiście każdy przyjmuje inne kryteria. Dla jednych liczy się przede wszystkim elektryzująca frajda. Z kolei inni szukają czegoś, co poruszy ich na głębszym poziomie. Wiele osób, podobnie jak ja, odnajduje się w obu tych podejściach. Nasze gusta bywają różnorodne – niczym niezwykle empatyczny obraz ludzkości w Cienkiej czerwonej linii.
W nastoletnich latach liryczny obraz Terrence’a Malicka przeniknął w głąb mojej duszy i osiadł w niej na zawsze. Każdy seans był czymś wyjątkowym. Na ten moment film widziałem już okrągłe dwadzieścia razy, a mimo to przez cały czas porusza we mnie struny, których żadne inne dzieło nie dosięgło. Na pewnym etapie Cienka czerwona linia odgrywała w moim życiu wręcz terapeutyczną rolę – harmonizowała świat emocjonalny, zamiast go zagłuszać. Choć to film wojenny, sama wojna nie jest motywem przewodnim. Stanowi tu raczej naturalistyczne, brutalne tło dla głęboko egzystencjalnej refleksji nad człowiekiem oraz jego więzią z królestwem natury – pięknym i okrutnym w tym samym stopniu. Malick przekształca militarny zamęt w poetycką kontemplację, orbitującą wokół życia.
Mozaikową strukturę narracyjną reżyser wykorzystuje w niezrównany sposób. Prowadząc opowieść z perspektywy bardziej bądź mniej odmiennych względem siebie bohaterów, Malick osiąga filmowy szczyt wielogłosowego humanizmu. Trafia tym w samo serce nie tylko mojej wrażliwości, ale również człowieczeństwa. Zapraszam Was na duchową podróż wzdłuż tytułowej linii – oglądaną przez pryzmat różnych perspektyw. Różnych obliczy ludzkości.
fot. kadr z filmu „Cienka czerwona linia”Światło
Może wszyscy ludzie mają jedną wielką duszę, której każdy jest częścią. Wszystkie twarze to ten sam człowiek. Jedno wielkie „ja”.
Witt to romantyczna dusza emanująca humanistyczną miłością. Przemierzając ziemię skąpaną we krwi, nie zatraca się w bestialskim chaosie. W oczach ma wypisany błogi spokój, a odbija się w nich blask piękna otaczającego świata. choćby w największym mroku Witt potrafi dostrzec światło. W śmierci widzi więc metafizyczny portal do nowego, lepszego życia.
Daleko mu do przykładnego żołnierza. Brak dyscypliny na polu walki i dezercja sprowadzają Witta do funkcji nosiciela noszy. Pozorna kara stanowi dla niego jednak wybawienie. Nasz eteryczny bohater przebywa wśród rannych dusz, udziela pomocy. Pobyt w epicentrum cierpienia nie przygasza drzemiącej w nim iskry, a wręcz ją wzmacnia. Jego opieka ma wymiar nie tylko fizyczny, ale również duchowy.
fot. kadr z filmu „Cienka czerwona linia”Balsamem na duszę Witta jest życie wśród tubylców. Ich bliskość i prostota codzienności ładują jego wewnętrzne baterie. Bohater oddycha międzyludzkim ciepłem, troską, kolektywną pracą. Tubylcy żyją beztrosko w harmonii z naturą. W oczach Witta symbolizują swego rodzaju utracony raj – pierwotny świat nieskażony puszką Pandory. To miejsce na Ziemi, gdzie jeszcze ostały się pokój oraz duchowość, które pochłonęła zachodnia cywilizacja.
Postać Witta ma wręcz mesjanistyczny wymiar, co ironiczne w zderzeniu z faktem, iż kilka lat później aktor grający bohatera odegrał rolę Jezusa w Pasji (2004). Natchniony bohater Cienkiej czerwonej linii jest pośrednikiem pomiędzy profanum a sacrum – światem rzeczywistym i transcendentalnym. To przewodnik duchowy, okazujący bezwarunkowe miłosierdzie. Jak każda chrystusowa figura jest też samotny i wyobcowany – niezrozumiany przez otoczenie.
fot. kadr z filmu „Cienka czerwona linia”Kiedy jego oddział wpada w zasadzkę, Witt zgłasza się na ochotnika, by rozpoznać teren. Nagle jego uwagę od wojennego zamętu odwracają zlatujące się nietoperze – jakby natura przeczuwała, iż nadchodzi chwila próby. To znak – jego czas nadszedł, pora na duchową przemianę. Mesjanistyczna droga Witta zostaje zwieńczona świadomym poświęceniem życia dla innych. Jego ciało znika z tego świata, ale dusza pozostaje – jako płomień tlący się w sercach tych, którzy go spotkali.
Udręka
Jesteś w pudełku. Poruszającym się pudełku. Chcą cię martwego. Albo w ich kłamstwie. Jest tylko jedno, co człowiek może zrobić – znaleźć coś, co należy do niego i stworzyć sobie wyspę.
Edward Welsh nie umie odnaleźć wewnątrz siebie iskry duchowości, którą Witt w nim dostrzega. Doświadczony sierżant nie wierzy w utopijną krainę szczęścia, a cyniczna gorycz przesiąka niemalże każde wypowiadane przez niego zdanie. Trudno mu się jednak dziwić – szlak wojny bohater zna lepiej niż własny dom. Przez bardzo długi czas smakował mrok wojennego szaleństwa, którego wir wciąga jedną duszę po drugiej.
fot. kadr z filmu „Cienka czerwona linia”To niemalże całkowite przeciwieństwo postaci Witta. Owinięty szalem nihilizmu, sierżant Welsh otwarcie wyznaje pogląd, iż świat chyli się ku upadkowi, a egzystencja jest bezcelowa. Jego zdaniem, w sytuacji granicznej, człowiek może wyłącznie patrzeć na czubek własnego nosa, zapominając o całej reszcie. Pogrążony w dojmującej beznadziei bohater nie widzi choćby najmniejszego światełka w tunelu.
Kiedy zauważa konającego żołnierza pod ostrzałem wroga, coś w nim jednak pęka. Sierżant zostaje momentalnie zahipnotyzowany i bez chwili zawahania rzuca się na pomoc. Zaczyna tańczyć ze śmiercią – przemierzając pole krwawego żniwa, a zarazem unikając lecących w jego stronę pocisków, dociera do umierającego chłopaka. Akcja ratunkowa okazuje się jednak niemożliwa. Ciężkie rany młodego żołnierza uniemożliwiają mu wstanie. W związku z tym Welshowi nie pozostaje nic innego, jak tylko podanie chłopakowi środka uśmierzającego ból oraz pożegnanie go – z wielkim przejęciem wypisanym na twarzy.
To niezwykle znaczący moment, w którym reżyser obnaża złożoność postaci sierżanta. W jej ramach tworzy się pewien dysonans. Widok młodego żołnierza, samotnie umierającego w agonii, wstrząsnął Welshem na tyle, iż odłożył instynkt przetrwania i swoje poglądy na bok – ot tak, bez krzty wątpliwości. Na sugestię przyznania mu medalu za poświęcenie, sierżant reaguje wściekłością. Fetyszyzowanie poświęcenia za sprawą nagród budzi w nim gniew i obrzydzenie.
fot. kadr z filmu „Cienka czerwona linia”Cyniczna postawa Welsha nie ulega załamaniu, ale zostaje pogłębiona. Za fasadą skrajnego sceptycyzmu ujawnia się dobra, wrażliwa dusza – wyczerpana ludzkim okrucieństwem i cierpieniem. Mężczyzna przyznaje, iż nie zdrętwiał jak inni, gdyż od początku wiedział, czego się spodziewać – ogromu chaosu, przemocy i poczucia bezsensu. Jego świat nie runął w obliczu wojny. Wręcz przeciwnie, znalazł w niej swoje potwierdzenie. Większość żołnierzy popada w emocjonalny paraliż, bo wojna nagle zderza ich z rzeczywistością, której wcześniej nie znali. Welsh natomiast od zawsze nosi w sobie dużo bólu oraz empatii – i właśnie to go wyniszcza.
Może więc Witt i Welsh wcale nie są sobie tak odlegli. Mimo wielkiego zalewu różnic, ich dusze są tak naprawdę odbiciami siebie nawzajem – splątane niewidzialną nicią współczucia i alienacji. Sęk w tym, iż Witt potrafi zbudować wewnątrz siebie kojącą ciszę, która poskramia poczucie bezsensu, a zarazem wyzwala drzemiące w nim światło. Z kolei Welsh – zżerany świadomością cierpienia – jest wewnętrznie zamrożony i nie potrafi uwierzyć w sens, choć w głębi serca bardzo tego pragnie.
fot. kadr z filmu „Cienka czerwona linia”Odejście Witta nie zapewnia sierżantowi duchowej przemiany. Iskra światła pozostaje w głębinach jego samotnej, udręczonej duszy. Welsh przez cały czas tkwi w metaforycznym pudełku, jednak teraz nie jest ono już tylko więzieniem. To także przestrzeń na pamięć o kimś, kto pomógł mu chociaż na chwilę wyjrzeć poza horyzont duszącego cynizmu. To wystarczy, by jego milczenie zaczęło cieplej wybrzmiewać.
Zagubienie
Dlaczego miałbym się bać śmierci? Należę do ciebie. jeżeli odejdę pierwszy, poczekam na ciebie – po drugiej stronie mrocznych wód.
Romantyczna miłość w Cienkiej czerwonej linii wypływa strumieniami z jednego źródła, a jest nim szeregowy Jack Bell. Ciepłe uczucie, jakim mężczyzna darzy żonę, otula go i zagrzewa w trudnych chwilach. W tym miłosnym przywiązaniu do drugiej osoby Bell odnajduje motywację, a zarazem ukojenie. Bohater wierzy, iż ta głęboko duchowa więź jest wieczna – choćby śmierć jej nie rozerwie.
fot. kadr z filmu „Cienka czerwona linia”Czujemy intensywność tej relacji, choć tak naprawdę kilka o niej wiemy. Portret małżeńskiego życia Bella z żoną opiera się głównie na jego refleksjach i niemych, intymnych retrospekcjach. Nie doświadczamy cięższych momentów ich związku, nie mówiąc już o perspektywie drugiej strony. To, co widzimy jest bardzo subiektywną projekcją Bella – wyidealizowaną wizją bliskości, która w obliczu wojny staje się dla niego emocjonalnym azylem i ucieczką w momenty uniesienia.
Warto teraz postawić intrygujące pytanie – czy na Bella wpływa tak silnie miłość do żony, czy raczej uczucie szczęścia, jakie mu towarzyszyło? Jego świadomość nie rekonstruuje rzeczywistości – maluje fragmentaryczny, niemalże oniryczny obraz. Nie ma tu miejsca na kłótnie czy prozaiczną codzienność. W tym sensie Bell nie tyle odczuwa brak drugiej osoby, co swego rodzaju duchowej pełni, jaką przy niej czuł.
Nadzieja całkowicie wyparowuje w chwili, gdy Bell czyta ostatni list od żony. Informacja o jej zdradzie doszczętnie go rozbija. Od tego momentu nie ma pojęcia, co ze sobą zrobić – pogrążony w szoku, sprawia wrażenie, jakby wciąż nie dowierzał, iż utracił to, co przez cały czas dawało mu siłę. Podpora, której kurczowo się trzymał na kryzysowych zakrętach, nagle znika.
fot. kadr z filmu „Cienka czerwona linia”Bell stracił to, co wydawało mu się niezniszczalne. Jego ból wzmaga fakt, iż nie chodziło tylko o miłość, ale fundament, na którym zbudował swój sens istnienia. W miejscu, gdzie runął cały jego świat, zostaje pusta przestrzeń. To właśnie na tym gruncie wyrośnie coś nowego – jeszcze nieznanego i niezapisanego, ale być może bliższego jego prawdziwej naturze niż to, co przepadło w odmętach historii.
Odpowiedzialność
Jesteście moimi synami. Moimi drogimi synami. Teraz żyjecie we mnie. Będziecie ze mną, dokądkolwiek pójdę.
Z czysto strategicznego punktu widzenia, James Staros nie należy do grona wybitnych kapitanów. Jego decyzje bywają osobliwe i przez to niezrozumiałe zarówno dla podwładnych, jak i przełożonych. Bohater doświadcza niezadowolenia z obydwu stron. Staros to postać tragiczna – rozdarta wewnętrznie pomiędzy konformizmem a głęboko zakorzenioną, humanistyczną troską o życie żołnierzy. Jego serce jest wielkie, ale sumienie kruche – zbyt delikatne, by całkowicie podporządkować się bezdusznemu pragmatyzmowi wojennemu.
Los wystawia Starosa na ostateczną próbę charakteru. Dowódca staje przed dramatycznym wyborem – wykonać rozkaz podpułkownika i posłać żołnierzy na pewną śmierć albo wstrzymać atak, ryzykując karierę, ale ratując im życie. Kapitan dopuszcza do głosu swoje serce, a zarazem sumienie – i decyduje się ocalić to, co zostało z jego oddziału. Naturalnie, owocuje to rozgoryczonym rozczarowaniem ze strony przełożonego.
fot. kadr z filmu „Cienka czerwona linia”Między Starosem a niższymi rangą żołnierzami tworzy się ciepła więź przypominająca relację ojca i synów. Jego troska nie wynika z wojskowego obowiązku, ale poczucia ogromnej odpowiedzialności za życie tych, których prowadzi przez szlak przesiąknięty krwią. Kiedy zostaje zwolniony z dowodzenia, jego pożegnanie nie ma patetycznego wymiaru. To cichy manifest bliskości – intymne wyznanie, iż nigdy nie przestaną wypełniać jego wnętrza. Dusze, które ochronił, jak i te, którym pomóc nie zdołał, zostaną z nim na zawsze.
Ambicja
Tyle, ile oni się dla mnie poświęcali… wsiąkło jak woda w ziemię. Tyle, ile miłości powinienem był im dać. Za późno. Wygasła – umarła powoli jak drzewo.
W skamieniałym sercu pułkownika Gordona Talla nie ma miejsca na empatię. To organ zaskakująco małych rozmiarów – mieszczący wyłącznie jego ego i ambicje. Mentalny, a zarazem emocjonalny horyzont Talla nie wykracza poza czubek jego własnego nosa. W przeciwieństwie do Starosa, pułkownik daje się całkowicie zniewolić wojennemu zamętowi oraz militarnemu systemowi – i robi to w pełni świadomie.
Gdy kolejne ciała bezwładnie padają na ziemię, jego krew nabiera rozpędu. Nie jest to jednak wynik współczucia, ale podniecenia przeplatanego gniewem – zależnie od sukcesów oddziału na froncie. Tall to swego rodzaju archetyp surowej, patriarchalnej figury. Jest człowiekiem głęboko zamkniętym w sobie, dla którego liczą się tylko rangi i odznaczenia – dlatego właśnie tym próbuje motywować innych.
fot. kadr z filmu „Cienka czerwona linia”Mimo wszystko, reżyserska empatia obejmuje również i jego duszę. Tall nie okazuje miłosierdzia, bo sam nigdy go nie zaznał. Świat traktował go z chłodną pogardą – dlatego mężczyzna reaguje na niego twardą dyscypliną i bezwzględnością. Całe życie ciężko harował i przymilał się przełożonym, otrzymując w zamian jedynie marne okruchy uznania. Napędzała go tylko ambicja, którą zaspokajał wspinaniem się po drabinie wojskowej hierarchii.
Koniec końców Tall wykorzystuje swoją szansę, na którą pracował długimi latami. Zamiast zatracić się w euforycznym szale, mężczyznę ogarnia jednak pustka. Zostaje sam – siedząc z garstką odznaczeń na stosie trupów. Jedyne, co mu pozostaje, to echo własnych rozkazów, na które otoczenie odpowiada grobową ciszą.
Podsumowanie
Och, moja duszo… Pozwól mi być w tobie teraz. Spójrz moimi oczami. Spójrz na te wszystkie rzeczy, które stworzyłaś. Wszystko się świeci.
fot. kadr z filmu „Cienka czerwona linia”Cienka czerwona linia zgłębia szeroki przekrój ludzkości w obliczu wojny, ale stawia również fundamentalne pytania egzystencjalne. Tak jak żołnierze na ekranie, my również płyniemy na tej samej łodzi, z pełną świadomością, iż życie to ciągła walka – czy to w wojennej rzeczywistości, czy zmaganiach dnia codziennego. W obliczu trudności, jedni panikują, inni próbują odgonić stres śmiechem, a jeszcze inni, zahipnotyzowani patrzą w przestrzeń skrywającą melancholię, smutek, ale może też jakiś promyk nadziei.
Film Malicka odsłania ogromną rolę naszej indywidualnej wrażliwości, a także tego, jak reagujemy na chaos, cierpienie i stratę. Każdy z nas stara się znaleźć swoją drogę w świecie, który nie oferuje prostych odpowiedzi. A ty, kim jesteś? Czy w duszącym mroku potrafisz odnaleźć światło? Jak odnajdujesz sens, gdy wszystko wokół zdaje się go pochłaniać? Choć te pytania mogą pozostać bez odpowiedzi, to właśnie w tym niekończącym się poszukiwaniu kryje się istota naszej egzystencji.
















