Witajcie w kolejnej odsłonie Obchodu tygodnia. Czas podsumować ostatnie siedem dni. Zapraszamy.
Mijający tydzień był naprawdę SUPER. Nie chodzi o pogodę, która „super” nie była, bo upały przeplatają się u mnie z paskudnym deszczem, ale za to człowiek poszedł do kina na Supermana. O samym filmie napiszę za moment. Zacznijmy tradycyjnie od gier – U mnie króluje Switch 2 oraz przez cały czas druga odsłona Yakuzy, ale odpaliłem też PlayStation 5 pro aby zagrać w polską grę Farmer’s Life. Dostaliśmy kodzik więc trzeba było sprawdzić przygody wieśniaka-pijaka Kazimierza, który próbuje z całych sił doprowadzić do porządku – razem ze swoją wierną towarzyszką świnią – bardzo zapuszczone gospodarstwo. Tylko w tej grze przerzucisz widłami gnojówkę, oraz ugotujesz pyszny rosołek!
Okay, a co oprócz gier? Moją lekturą jest Tryb Awaryjny, czyli 15 tom cyklu Expeditionary Force Craiga Alansona.
No dobra, a co z tym Supermanem od Jamesa Gunna? Oczywiście wybrałem się w piątek do kina. Ja zawsze lubiłem Supka – moim ulubionym komiksem wydawnictwa TM-Semic był właśnie „S”. Uwielbiam też trzy części przygód o „Człowieku ze Stali” z Christopherem Reeve (o czwartej odsłonie lepiej zapomnieć) i cieszyłem się z tego rebootu. Niestety po seansie mam mieszane uczucia [UWAGA SPOILER]. Z jednej strony film mi się podobał, ponieważ w pewnych aspektach miałem już dość Snyderowego Superaka, a raczej całego mrocznego Snyderverse, ale z drugiej np. przy scenie egzekucji (rosyjska ruletka z Luthorem) przypomniał mi się najgorszy moment z poprzedniego „S”, czyli brutalne skręcenie karku generałowi Zodowi. W ogóle klimat tego filmu jest dziwny… wcześniej figle Krypto…nagle kula w łeb… chwilę potem znowu figle Krypto. Miałem za przeproszeniem „dysonans poznawczy”. Taki groch z kapustą. Poza tym postaci są bardzo słabo zarysowane, wątki się nie kleją, a dialogi są pozbawione ikry i typowego dla filmów Gunna poczucia humoru. jeżeli ktoś spodziewał się zabawy na poziomie Strażników Galaktyki to się srogo zawiedzie
Poza tym sam Superman był w tym filmie po prostu zbędny. Wszystko zrobił(by) za niego Mister Terrific.
Doceniam natomiast, iż Gunn odrobił lekcję i naszpikował film nawiązaniami do komiksów. Puszczanie oka do nerdów i hardkorowych fanów jest dla mnie bardzo ok! Tyle, iż większość „zwykłych” odbiorców i tak tego nie zauważy. Dlatego na przykład nie irytuje mnie scena z „nawaloną” Supergirl, która wpada na koniec do Fortecy Samotności – to motyw zaczerpnięty z komiksu Supergirl Woman of Tomorrow, ale nie dziwi mnie, iż ludzi może ta scena zirytować.
Pomijam kwestię, iż nie mogę patrzeć na Supergirl i jej szczękę… znaczy się na szczękę Milly Alcock. Mam nadzieję, iż film, czy tam serial(?) z Supergirl nigdy nie powstanie.
Tak więc moje odczucia są ambiwalentne. Nie jest to katastrofa, ale liczyłem na coś znacznie lepszego.