Obca Matka

twojacena.pl 2 godzin temu

— Co ty pleciesz, mamo?! — wybuchnęła Kasia, chwytając się oparcia krzesła. — Jaka obca? Przecież jestem twoją rodzonym dzieckiem!

— Nie krzycz na mnie! — Nina Władysławowa machnęła ręką, choćby nie podnosząc wzroku z gazety. — Powiedziałam, co chciałam. A ty kim adekwatnie jesteś, żeby mi rozkazywać?

— Mamo, co ty wyprawiasz? — wbiegł do pokoju Krzysztof, mąż Kasi. — Sąsiedzi już w ścianę stukają!

— Niech sobie stukają — burknęła starsza kobieta. — We własnym domu mówię, co myślę.

Kasia osunęła się na kanapę, czując, jak nogi pod nią drżą. Wszystko zaczęło się od głupoty — poprosiła matkę, żeby nie wylewała resztek zupy, chciała jutro podgrzać. A w odpowiedzi usłyszała coś, w co do tej pory nie mogła uwierzyć.

— Mamo, może ciśnienie ci skoczyło? — ostrożnie spytała. — Brałaś leki?

— Jakie ciśnienie? — Nina Władysławowa w końcu odłożyła gazetę i spojrzała na córkę zimnymi oczami. — Mówię przecież wyraźnie — obca mi jesteś. I zawsze byłaś obca.

Krzysztof wymienił z żoną spojrzenie. W trzydziestu latach znajomości z teściową widział ją w różnych nastrojach, ale takiego ataku jeszcze nie było.

— Nina Władysławowna, może wezwać lekarza? — zaproponował. — Jakoś dziwnie się zachowujesz.

— Jestem przy zdrowych zmysłach! — warknęła starsza kobieta. — Dość już tego udawania! Koniec z graniem w szczęśliwą rodzinkę!

Kasia poczuła, jak brakuje jej powietrza. W gardle stanął jej kłek, a w głowie kołatała się jedna myśl: czy naprawdę matka tak uważa? Czy całe życie ukrywała, iż jej nie kocha?

— Mamo, co ty mówisz? — głos jej drżał. — Zawsze byłam przy tobie. Opiekowałam się, gdy chorowałaś. Pomagałam finansowo, zakupy nosiłam…

— Właśnie o to chodzi! — Nina Władysławowa zerwała się z krzesła, gazeta upadła na podłogę. — Wszystko z litości robiłaś! Myślałaś, iż musisz! A po co mi taka opieka?

— Z litości? — Kasia nie wierzyła własnym uszom. — Co ty, mamo? Przecież cię kocham!

— Nie kłam! — starsza kobieta podeszła do okna i wpatrzyła się w podwórko. — Nikt mnie nie kocha. I ty też nie.

Krzysztof delikatnie wziął żonę za rękę. Kasia była blada jak ściana, trzęsła się.

— Chodźmy do kuchni — szepnął. — Daj jej ochłonąć.

— Nie — Kasia wstała. — Mamo, wytłumacz mi, o co chodzi. Dlaczego tak mówisz?

Nina Władysławowa powoli się odwróciła. Na jej twarzy pojawił się dziwny grymas.

— Co mam tłumaczyć? Myślisz, iż nie wiem, co o mnie mówisz? Stara, schorowana, tylko wszystkim zawadzam?

— Nigdy tak nie mówiłam!

— Ach, daj spokój! — machnęła ręką. — Słyszałam was z mężem. Na kuchni szeptaliście, myśleliście, iż nie słyszę. A ja, proszę cię, słuch mam dobry.

Krzysztof zmarszczył brwi. Próbował przypomnieć sobie, o czym mogli mówić, iż aż tak teściową dotknęło.

— O czym rozmawialiśmy? — spytał.

— Nie pamiętasz? — Nina Władysławowa przymrużyła oczy. — O tym, żeby mnie do domu starców oddać. Żebym wam nie zawadzała.

Kasia zaniemówiła. Rzeczywiście, miesiąc temu z Krzysztofem dyskutowali na ten temat. Ale nie dlatego, iż chcieli się matki pozbyć, tylko dlatego iż się o nią bali. Nina Władysławowa coraz częściej zostawiała włączony gaz, nie poznawała sąsiadki, z którą przyjaźniła się od lat.

— Mamo, nie chcieliśmy cię nigdzie oddawać — próbowała tłumaczyć Kasia. — Martwiliśmy się tylko…

— Nie opowiadaj mi bajek! — przerwała starsza kobieta. — Już wszystko zrozumiałam! Mam was dość z waszą udawaną troską!

— Nina Władysławowna, przecież wie pani, iż ją kochamy — wtrącił się Krzysztof. — Kasia nie odstępowała pani, gdy chorowała. Noce przy pani czuwała.

— Z obowiązku! — odcięła. — Bo tak trzeba! Ale prawdziwej miłości od niej nie widziałam!

Kasia poczuła, iż łzy napływają do oczu. Jak można tak mówić? Całe życie starała się być dobrą córką. choćby gdy było ciężko, choćby gdy własne dzieci wymagały uwagi, zawsze znajdowała czas dla matki.

— Mamo, dlaczego tak…? — głos jej załamał się. — Co ci złego zrobiłam?

— A co dobrego? — starsza kobieta z powrotem usiadła w fotelu. — Żyjesz swoim życiem, przychodzisz, kiedy trzeba, rytualnie pytasz o zdrowie. I myślisz, iż to wystarczy?

— Ale ja codziennie dzwonię! Lekarzy sprowadzam, zakupy robię!

— Formalności! — pokiwała głową. — A gdzie była twoja dusza? Kiedy ostatnio tak po prostu przyszłaś, herbatę ze mną wypiłaś, pogadałyśmy jak matka z córką?

Kasia zamyśliła się. Ostatnio ich spotkania ograniczały się do spraw praktycznych. Kupić leki, załatwić receptę, coś naprawić w domu.

— Mamo, mam przecież własną rodzinę, pracę…

— Właśnie! — przerwała. — Ty masz wszystko, a ja kogo mam? Nikogo! Siedzę sama w czterech ścianach i czekam, aż córka raczy wpaść!

— To przeprowadź się do nas! Tyle razy proponowaliśmy!

— Po co? Żeby być kulą u nogi? Żeby wnuki krzywo patrzyły, a zięć wzdychał?

Krzysztof chciał coś powiedzieć, ale Nina Władysławowa go uprzedziła.

— Myślisz, iż nie widzę? Jak przychodzisz, wszystko robisz w pośpiechu i uciekasz. Jakbyś odbębniała obowiązek!

Kasia usiadła na kanapie i zakryła лицо dłońmi. W słowach matki była gorzka prawda, i to bolało najbardziej. Naprawdę często się spieszyła, myślała o swoich sprawach.

— Starałam się pomagać ci we wszystkim — cicho powiedziała.

— Pomagać! — prychnęła starsza kobieta. — A pogadać ze mną jak z człowiekiem? Zapytać, co u mnie, jak się czuję? Opowiedzieć o swoim życiu?

— Przecież opowiadałam…

— Co opowiadałaś? Że w pracy nawał, iż Zosia się nie uczy, iż pieniędzy brakuje. A o sobie? O tym, co cię ciesI wtedy Kasia zrozumiała, iż nie musi już nic mówić — wystarczyło, iż przytuliła matkę mocniej niż kiedykolwiek wcześniej, a w tej ciszy usłyszały to, co najważniejsze.

Idź do oryginalnego materiału