Każdego dnia przez około 2–3 godziny na moim karku przesiaduje trzydzieści kilogramów. Tyle waży na przykład owczarek niemiecki. Czasem sobie o nim przypominam, czując charakterystyczne mrowienie w przeciążonym karku. Wtedy prostuję głowę, ciężar spada, ale za chwilę wraca, nieco mniejszy, porównywalny do piętnastokilogramowego bigla albo buldoga francuskiego – wystarczy, iż pracuję przy laptopie bez monitora na wysokości oczu lub o 15–30 stopni pochylam głowę nad ekranem telefonu. Częściej jednak przytulam telefon, opierając go o piersi – taki odruch, bo wygodniej, gdy ręka z telefonem ma podparcie, a i zajrzeć niepowołanym osobom znacznie trudniej. Wtedy właśnie, gdy nasza głowa schyla się o prawie 60 stopni, kark odczuwa obciążenie choćby do 27–30 kilogramów.
A gdyby tak w centrum rozwoju technologii postawić człowieka? „Listy z cyfrowego roju” to nowy cykl felietonów, które publikujemy tylko online. Magdalena Bigaj, medioznawczyni i twórczyni Fundacji Instytutu Cyfrowego Obywatelstwa, pyta o społeczne koszty postępu technologicznego. Ile za niego płaci homo sapiens digitalis? Dlaczego coraz gorzej znosimy smog informacyjny i tempo podkręcane przez nowe technologie? I jak higiena cyfrowa może nam pomóc w zachowaniu zdrowia fizycznego, psychicznego i społecznego?
Kiedy podczas wykładów z higieny cyfrowej mówię o tzw. telefonowej szyi, słuchacze i słuchaczki niemal natychmiast zaczynają się masować po swoich karkach. Wy pewnie też już to robicie. Albo przynajmniej odruchowo prostujecie plecy. W bezpowrotnie minionych czasach bez przenośnych urządzeń ekranowych zwyrodnienie, o którym piszę, nazywano wdowim garbem lub garbem księgowych. To widoczny gołym okiem garb w dolnej części szyjnego odcinka kręgosłupa, który jest niczym innym, jak reakcją obronną organizmu przed kontuzją, na którą narażamy się, długotrwale pochylając ważącą około pięć i pół kilograma głowę. Tę wypukłość, zbudowaną z tkanki chrzęstnej i tłuszczowej, mam i ja. Ma też piękna młoda dziewczyna, którą obserwowałam latem, kiedy na plaży nagrywała rolki na Instagrama.
Aktualności „Pisma”
W każdy piątek polecimy Ci jeden tekst, który warto przeczytać w weekend.
Co z tym zrobić? Odpowiedź nie jest satysfakcjonująca. Chociaż dzięki ćwiczeniom telefonowy garb można nieco zniwelować, to wymaga to wytrwałości, a operacje chirurgiczne są skomplikowane i podejmowane tylko w najcięższych przypadkach. Myślę, iż mój garb zostanie ze mną do końca. Ale choćby jeżeli nie zależy nam na łabędziej szyi, warto móc się obejrzeć za siebie bez bólu i oporu ciała. Spróbujcie, nie ruszając pleców, obrócić głowę w lewo i w prawo. Mnie przy ruchu w prawo ból blokuje dosyć szybko.
Na ironię zakrawa fakt, iż urządzenia zwane „mobilnymi” – jak przenośny komputer, tablet czy telefon – w rzeczywistości zatrzymały nas w miejscu, ba!, choćby usadziły.
Jestem córką rewidenta taboru kolejowego. Jak każde dziecko, lubiłam, gdy tata zabierał mnie do pracy. Pamiętam zapach torowiska, chrzęst kamieni pod nogami i chropowatość brązowych, jakby zardzewiałych kół pociągu. Podziwiałam tatę, iż stukając w nie potrafi na podstawie dźwięku rozpoznać, czy wszystko z nimi w porządku. Obszedłszy tak cały skład, tata wydawał pozwolenie na odjazd albo odsyłał skład na przegląd techniczny. Kiedyś opowiadał, jak od dwudziestopięciostopniowego mrozu pokruszyły mu się rzęsy. Ale „w tory” trzeba było iść, czy słońce, czy deszcz.
Dzisiaj tata wykonuje swoją pracę głównie przy komputerze. To wspaniałe, iż dzięki technologii nie musi już w swoim wieku, w deszczu lub upale, stukać w koła pociągu. Ale kiedy latem mój sześćdziesięcioczteroletni ojciec wspinał się na drzewo jak młody chłopak, zastanawiałam się, czy ja i moi rówieśnicy będziemy tak sprawni, kiedy będziemy …