„Gdy tylko Warszawa została wyzwolona, ludzie zaczęli wracać pieszo lub wozami ze wszystkich stron. Szukali swoich domów i okazywało się, iż ich nie ma; zostały tylko rozwalone mury i sterty gruzu. Kopali w piwnicach, aby wyciągnąć swój żałosny dobytek – połamane stoły, podarte poduszki, materace poplamione krwią. Stali na ulicach pogrążeni w żalu. Błąkali się, szukając starych, znajomych miejsc. Nic nie pozostało. Warszawa jako miasto przestała istnieć. Niemcy spędzili cztery miesiące na bardzo skutecznym wysadzaniu jej w powietrze. To, co kiedyś było jedną z najruchliwszych stolic Europy, było niemal niewiarygodną pustką, gorszą niż utracone Pompeje czy asyryjskie wykopaliska, ponieważ zachowane ludzkie szczątki były tak świeże”. To słowa amerykańskiej dziennikarki Anny Louise Strong, pochodzące z opublikowanej przez nią w 1946 r. książki „Widziałam nową Polskę”.
Strong przybyła tu z Armią Czerwoną jeszcze podczas powstania, oczywiście na praską stronę, nieogarniętą walkami. Choć urodziła się jako córka pastora, od dawna miała sympatie komunistyczne i entuzjastycznie pisała o ZSRR, przez pewien czas choćby tam mieszkała. To ona była prototypem jednej z postaci występujących w operze Cezarego Duchnowskiego „Najlepsze miasto świata” z librettem Beniamina M. Bukowskiego, inspirowanym motywami z książki Grzegorza Piątka pod tym samym tytułem.
W tym libretcie pod koniec Louise – bo pod takim imieniem tu występuje – popada w sceptycyzm co do „jedynie słusznego” ustroju.