O czym rozmawia się w „Barze pod Kulawym Kogutem”? Słuchowisko z Hrubieszowa zdobywa słuchaczy w całej Polsce

kronikatygodnia.pl 1 dzień temu
Pomysł na słuchowisko dojrzewał w głowie Adama Szabata jeszcze w czasach, gdy ponad trzy lata temu pandemia koronawirusa zamknęła nas w domach.– Początków można doszukiwać się w czasie, gdy z Andrzejem Pakułą i kolegami występowaliśmy w Teatrze Piosenki „Młyn”. Wtedy wymyśliłem sobie, iż dobrze byłoby wypracować jakąś formułę zamienną dla tego, co wspólnie robiliśmy, ponieważ z powodu pandemii przestaliśmy grać spektakle, a później teatr w ogóle przestał działać. Wymyśliłem więc, iż fajnie byłoby zrobić coś takiego jak słuchowisko. Początkowo myślałem, iż zrobimy je w podobnym składzie, jak w Teatrze „Młyn”. Ale wtedy miałem dużo koncertów i sporo wyjazdów. Sprawę słuchowiska wiele razy odkładałem w czasie... Ale w pewnym momencie doszedłem do wniosku, iż jednak dobrze będzie w końcu się za to zabrać. Wymyśliłem całkiem nieskomplikowaną historię... adekwatnie to od pewnego czasu miałem w głowie jej zarys – wspomina Adam Szabat, pomysłodawca słuchowiska „Bar pod Kulawym Kogutem”.Pół żartem, pół serioPRZECZYTAJ: Za 8 tygodni referendum w Hrubieszowie. Czy odwołają burmistrza i Radę Miejską przed upływem kadencji?Adam Szabat jest jednym z dwojga autorów scenariuszy słuchowiska. Do współpracy zaprosił Dorotę Grzymałę.– Chciałem, abyśmy oboje tworzyli scenariusze i nagrywali w studio rozpisany na dialogi materiał. Nie narzucałem całości scenariusza, nie tworzyłem wszystkiego z własnej perspektywy. Daliśmy sobie totalny luz przy pisaniu. Po prostu w jednym miejscu spotyka się dwoje, choć na początku miało być troje ludzi, którzy ze sobą rozmawiają i wymieniają się swoimi obserwacjami świata. Przede wszystkim ważne jest, by w centrum tego świata był człowiek. Czasami jest on traktowany poważnie, a czasami z przymrużeniem oka. Podobnie jak wszystkie jego historie – opowiada Adam Szabat. – Oczywiście, nie mamy najmniejszego zamiaru, by kogokolwiek obrażać ani promować własną wizję świata. W codziennym spektaklu, jaki faktycznie rozgrywa się w rzeczywistości, jest wystarczająco dużo wzajemnych kłótni i obraźliwych historii. A nam wszystkim bardzo potrzebna jest odmiana od tego, co dzieje się w realiach – podsumowuje autor scenariuszy „Baru pod Kulawym Kogutem”.Dorota Grzymała tak wspomina początki współpracy przy tym słuchowisku:– Swego czasu miałam jakieś wystąpienie przed mikrofonem. Adam pewnie je usłyszał i prawdopodobnie dlatego zaproponował mi wspólne nagrywanie słuchowiska. Wiedział również, iż lubię pisać opowiadania i podobnie jak on bawić się słowem. Ale oswojenie się z własnym głosem słyszanym z głośników wymagało ode mnie trochę czasu. Gdzieś koło siódmego odcinka napisałam Adamowi, iż dopiero teraz naprawdę zaczynam lubić tę robotę, w tym sensie, iż oswoiłam się z brzmieniem swojego głosu – opowiada Dorota Grzymała, która w słuchowisku wciela się w postać barmanki Honoraty.O czym rozmawiają barmanka Honorata i listonosz CezaryW słuchowisku chcą opowiadać o różnych sytuacjach, jakie przeżywają wymyśleni przez nich bohaterowie.– Chodzi nam o to, abyśmy nie musieli robić ze słuchowiska telenoweli, w której trzeba rozwijać kolejne wątki. Raczej chcemy odnosić się do tego, co interesuje nas obydwoje. Tym, co nas spotyka, po prostu dzielimy się ze słuchaczami. Wcześniej przetwarzając te opowieści tak, aby nie były jedynie prostym relacjonowaniem. W słuchowisku chcemy opowiadać o różnych sytuacjach, które przeżywają wymyśleni przez nas bohaterowie – tłumaczy Adam Szabat. – Wymieniamy się tymi swoimi przyjemnościami z pisania. I to jest dla nas spora frajda. Mam nadzieję, iż słuchacze to odczytują. A to, iż słuchowisko nie jest pośpieszne... właśnie takie miało być. Ten listonosz przychodzi do baru, by odpocząć. Barmanka też ma czas na odpoczynek. Na tym to polega, by się nie spieszyć. Zamiast gdzieś pędzić na oślep, trzeba przystanąć i znaleźć czas na chwilę rozmowy – tłumaczy Adam Szabat.Bo jedną z zasadniczych wartości, jakie chcą przekazać słuchaczom, jest potrzeba spotkania z drugim człowiekiem.PRZECZYTAJ TEŻ: W Hrubieszowie są schrony, ale z czasów zimnowojennej komuny– w tej chwili naprawdę to jest problem. A bardzo ważne jest, by się spotykać i rozmawiać. Tak twarzą w twarz i pogadać. Kiedyś to było normalne. Pamiętam to od dziecka. w tej chwili jest tego coraz mniej. Niedawno wróciłem z Norwegii. Okazuje się, iż tam ludzie bardzo mało ze sobą rozmawiają. Są pozamykani w swoich domach. Oczywiście mają jakichś znajomych i przyjaciół... Ale tam raczej nie zdarza się, iż jeden do drugiego krzyknie z podwórza na podwórze. Oni po prostu są pozamykani i wyizolowani. Ludzie się nie spotykają, zwłaszcza młodzi, a o ile już, to jedynie wirtualnie. Chciałbym, żebyśmy się widywali, tęsknię za czymś takim. Namawiamy do spotykania się i omawiania różnych fajnych rzeczy, a także do obserwowania świata. Przecież ten listonosz ma taką potrzebę. Sam kiedyś przez pięć lat pracowałem jako listonosz. Oczywiście Dorotka nigdy nie była barmanką, ale również ma potrzebę obserwacji tego, co dzieje się wokół niej i potrafi ciekawie o tym opowiadać – podkreśla współautor słuchowiska.Każde z nich pisze własny scenariusz– Nie umawialiśmy się z Adamem na szczegóły. Scenariusze piszemy osobno, potem wysyłamy je sobie do przeczytania, ewentualnie do naniesienia jakichś poprawek i uwag. A potem zapada decyzja: dobra, nagrywamy. Scenariusze od razu rozpisane są na dialogi. W nawiasach umieszczamy jakby didaskalia i uwagi: czy jest potrzebny jakiś odgłos, jakaś pauza, czy mówimy z bliska... i tak dalej, i tak dalej. Takie kuluary też sobie wypisujemy. Ale dopiero gdy zaczynamy nagrywać, słychać, iż inaczej brzmi zdanie, gdy się je napisze, a gdy się je wypowiada, może zabrzmieć sztucznie – o słuchowiskowej kuchni mówi Dorota Grzymała.Akcja słuchowiska nie została umieszczona w Hrubieszowie.PRZECZYTAJ: Z Hrubieszowa do Japonii – podróż z marzeń i potrzeby serca. "Miasta pełne są kontrastów"– Nie wiem, czy to dobrze, czy źle. W zasadzie nie chcemy się ograniczać. Klimat słuchowiska jest dość szczególny, taki niezbyt pospieszny, co w tej chwili jest rzadkością. Bardziej jest on nastawiony na poetyckość, opowieść nie wprost – mówi Adam Szabat.– Właśnie dlatego nazwaliśmy to słuchowiskiem, to trochę taka stara szkoła, a nie podcast czy coś w tym stylu. I zależy nam na przypomnieniu kultury języka. Oboje z Adamem jesteśmy miłośnikami dawnych słuchowisk, dawnego radia. Pewnie z tego powodu trochę nam się wyselekcjonowała publiczność. Pierwsze odcinki miały dużo większą słuchalność, bo ludźmi kierowała przede wszystkim ciekawość, a później grono słuchaczy się wyselekcjonowało i raczej młodzieży wśród nich nie ma. Oni bardziej lubią, aby do tego był obraz, ruch. A przede wszystkim inna dynamika rozmowy, może choćby pewna wulgarność – zauważa Dorota Grzymała.Listonosz z barmanką rozmawiają co drugi piątek wieczoremSkładem i montażem słuchowiska zajmuje się Adam Szabat. On podkłada odgłosy i dodaje efekty dźwiękowe.– Oboje uczymy się tej współpracy, a także tego, jak pisać teksty scenariuszy rozpisane na głosy i jak je składać. Te pięć minut docelowo to forma, na której nam zależało. Mamy sporo odzewów, iż to zdecydowanie za krótko. Ale rozpisanie dialogu dla dwóch osób na 20-30 minut mogłoby być nużące nie tylko dla nas, ale również dla publiczności – uważa współautorka słuchowiska „Bar pod Kulawym Kogutem”.Do tej pory opublikowali siedem odcinków. Na emisję czeka sześć kolejnych.– Założyliśmy, iż odcinki będą emitowane co dwa tygodnie, w piątki o godzinie 18. Najpierw trafiają na portal Maćka Łyko – LubieHrubie. Chcieliśmy przede wszystkim skorzystać z lokalnego medium, hrubieszowskiego. Następnie odcinek jest publikowany na Facebooku, a w dalszej kolejności wszystkie umieszczane są na YouTube. Jaki jest odzew? Sprawdzam liczniki słuchalności. Słuchacze przeważnie pochodzą z Lubelszczyzny, ale mamy też słuchaczy z całej Polski, na przykład nasze rodziny. Pierwszy odcinek miał około tysiąca odtworzeń, natomiast w tej chwili tych odtworzeń jest o około połowę mniej – podsumowuje Adam Szabat.
Idź do oryginalnego materiału