Nowy właściciel domku letniskowego Będziemy mieszkać w twoim domku przez całe lato, oznajmił brat.
Już mam dosyć nieproszonego towarzystwa, czas ich wyganiać pomyślałam, gdy wyciągałam z bagażnika doniczki i sadzonki. Mój mały zielony zakątek, sześć arów ciszy, był niczym oaza. Ale coś nie grało. Zza płotu dobiegały rytmy disco polo, a przy bramie Zamarłałam. Zamek był wyłamany, a raczej wyrwany razem z kibelkiem.
Co to ma być? zadrzeć się zaczęło, popychając furtkę.
Scena, którą ujrzałam, wyglądała jak kadr z horroru dla ogrodników. Na moim hamaku leżała Jagoda, żona mojego brata i jednocześnie królowa leżaków cudzych gości. W jednej ręce trzymała kieliszek z różowym trunkiem, w drugiej telefon. Na niej był mój domowy szlafrok, ten sam, flanelowy, który dostałam od koleżanki na czterdzieste piąte urodziny. A przy moim grillu coś szumiało i dymiło.
Krzysztofie! mój głos rozbrzmiał tak, iż z najbliższego jabłoni spadły kwiaty.
Brat wyłaził z domu, trzymając moje sekatory. Jego koszulka z napisem Chcę piwo i ręce zdradliwie obwijała brzuszek.
O, Tosiu! rozpromienił się uśmiechem, jakby wyłamanie zamka było rutyną. A my to postanowiliśmy zrobić niespodziankę.
Złamałeś zamek? powoli położyłam torby na ziemi.
No i co od razu? drapał się po potylicy Krzysztof. Po prostu sam się rozstrząsnął.
Z krzaków wybiegło coś w pomarańczowych szortach.
Ciociu Tosiu! A macie siatkę? Będziemy łapać węże wieczorem!
Spojrzałam. To był Witek, najstarszy z siostrzeńców. Albo może Szymon? Szczerze, mylę ich.
Wy wyłamaliście mój dom? każdą sylabę wymawiałam osobno, jak na kursie zarządzania gniewem.
O, Tosiu, przyjechałaś! w końcu Jagoda wstała z hamaka.
Szlafrok rozwinął się, odsłaniając jej opalone nogi.
A my bez ciebie postanowiliśmy tchnąć w to miejsce życie!
Jagodo, jesteś w moim szlafroku syknęłam między zębami.
A on taki mięciutki! pogłaskała kołnierzyk, jakby to była norka z norką. No co, to szlafrok trzeba nosić!
Z wnętrza domu, przez otwarte okna, dobiegł huk i wrzask.
Moje książki Agathy Christie są niszczone?! od razu rozpoznałam dźwięk.
Moja kolekcja powieści, którą trzymałam w domku na ciekawą lekturę, leciała z półek.
Eee dzieci się bawiły skrzywił się Krzysztof. Zbudowały z nich fortecę. Symbolicznie, własnie tak.
Symbolicznie? uniosłam brew. A wiesz, co jeszcze jest symboliczne? To, iż poprosiłam, żeby nie przyjeżdżać bez mnie. Zwłaszcza po tym, jak ostatnim razem spaliliście mój leżak!
Świeca sama spadła, mieliśmy romantyczny wieczór! natychmiast protestował Krzysztof. I poza tym to było w zeszłym roku. Dorastaliśmy jako ludzie!
Tak, tak skinęła Jagoda. Teraz zainteresowałam się psychologią. I wiesz co widzę? Twoje problemy z bratem to echo dziecięcych urazów!
Zamknęłam oczy i policzyłam do dziesięciu. Nie pomogło. Do dwudziestu.
Zbierajcie rzeczy i jedźcie powiedziałam jak najspokojniej. Teraz.
Ale dopiero co przyjechaliśmy! wykrzyknął Krzysztof. I mięso
Zostawcie mięso i wyjeżdżajcie odwróciłam się i ruszyłam w stronę samochodu. I sprawdźcie, czy nie wzięliście przypadkowo moich srebrnych widelców.
A nasze widelce to twoje! krzyknął Krzysztof, goniąc mnie. Metal choćby nie jest prawdziwy!
Wsiadłam do auta, odpaliłam silnik. Ręce drżały z gniewu.
***
Wypędziwszy gości, nalałam sobie mocnej herbaty z czekoladą. I łzy, niech je diabły zabiorą.
Siedem lat harowałam się, odkładałam każdy grosz i w końcu kupiłam wymarzony domek letniskowy. Posadziłam hortensje, piłam kawę ze starego babcinego zestawu, harowałam w grządkach. Najważniejsze to było moje miejsce. Nie nasze z Wiktorem, byłym mężem. Nie rodzinne. Moje. Kropka.
Telefon odezwał się od mamy.
Córeczko rozbrzmiał w słuchawce głos Galiny Iwanówny, profesjonalnej mediatora z dyplomem wszystko dla dzieci i doktoratem aby się nie kłócili. Co się stało, iż popadłaś w sprzeczkę z bratem?
Westchnęłam głęboko.
Mamo, oni zniszczyli mój domek.
No i co, może zamek słabo się zamykał?
Mamo powstrzymałam chęć uderzenia się w stół zamknięcie było całkiem zepsute.
Córeczko, przecież brat to twój w głosie mamy brzmiały nuty złośliwości. Mu ciężko żyć, a ci nie szkodzi? Krzysztof to twój brat. Jedyna bliska dusza na świecie!
jeżeli on jest jedyną duszą, to ja muszę być ateistką wymamrotałam. Zniszczyli wszystko. Jagoda chodzi w moim szlafroku, dzieci budują fortece z moich książek, jakby nie mieli w domu klocków!
No, dzieci są małe, zawsze robią zamieszanie.
Mają dwanaście lat, to mali barbarzyńcy!
Mama tylko westchnęła.
Dobra, dobra, rozumiem! Nie lubisz swoich siostrzeńców dodała z teatralną pauzą. I brata. I mnie. I adekwatnie nikogo.
Odłożyłam słuchawkę. To był klasyczny mamusiowy ruch: brak faktów, podbicie emocji i rodzicielska wina.
Mamo, idę spać zmęczona rzekłam. Jutro do pracy.
Pomyśl, Tosiu namawiała mama. To rodzina. A ci nie szkodzi?
Nacisnęłam odrzucenie i rozłożyłam się na kanapie. W głowie krążyła jedna myśl: co jeszcze brat musi zrobić, żeby przynajmniej raz stanął po mojej stronie?
***
Krzysztof nie odpuszczał, był uparty jak osioł. Napisał: Może pojedziemy na domek na całe lato? Jagoda będzie szczęśliwa, dzieci będą się bawić.
Powoli odłożyłam telefon i nalałam sobie czarnej kawy bez cukru, żeby nic nie rozpraszało mnie od gorzkiego smaku sytuacji.
Całe lato? CAŁE LATO?! Trzy miesiące?!
Najpierw chciałam zadzwonić do Krzysztofa i wylać na niego wszystko, co myślę o jego żonie i dzieciakach.
Tosiu, uspokój się powiedziałam na głos sobie. Jesteś dorosłą, rozsądną kobietą. Potrafisz rozwiązywać problemy.
Skinęłam w lustrze i sięgnęłam po telefon.
Krzysztofie, naprawdę zamierzasz tu być cały sezon? zapytałam, gdy odebrał.
No i co?
Głos brata brzmiał luźno, jakby leżał w leżaku. W MOIM leżaku!
Nie masz nic przeciwko? Jesteś dobra.
Dobra jestem, ale nie głupia odparłam. To mój domek.
Słuchaj, jesteś dziwna wymruczał Krzysztof. Co ci to szkodzi? Chronimy ci tę ziemię.
Dobrze, chroniłeś róże, kiedy Jagoda je ścinała dla koleżanki.
I co? zdziwił się Krzysztof. Koleżanka była zadowolona.
Wziąłem głęboki wdech, wydech, policzyłam do dziesięciu, potem do stu. Nic nie pomogło.
Jagoda ma ci coś powiedzieć! dodał szczęśliwie Krzysztof.
W słuchawce szeleścił szum i zamieszanie.
Tosiu! zawołała Jagoda tak słodko, jakby sprzedawała mi odkurzacz za dwie moje pensje. Chłopakom tak dobrze u was, dzieciom świeże powietrze. Bądź dobrą ciocią!
Jagodo odpowiedziałam spokojnie, jakby tłumaczyłam dziecku, czemu nie można jeść piasku. To moja prywatna własność. Jesteście bez pozwolenia. Gdybyście zapytali może bym pozwoliła.
Widziałaś! Gdyby pozwoliłam, to wszystko byłoby w porządku.
Zdałam sobie sprawę, iż rozmowa z tą osobą, z którą los splótł mnie przez przypadek, jest bezcelowa.
Dobrze powiedziałam udawaną spokojnością. Bawcie się.
Tosiu, obraziłaś się? nagle zapytał Krzysztof, wracając na linię.
Nie odpowiedziałam z uśmiechem, którego nie mógł zobaczyć. Idę rozwiązywać problem.
***
W agencji nieruchomości pachniało kawą i rozpaczą. Rozpaczą była głównie ja. A zapach kawy elegancka pani po drugiej stronie stołu, powoli przewijająca zdjęcia mojego domku na tablecie.
Czy na pewno chce pani sprzedać? zapytała, spoglądając na mnie z uwagą. Na takie nieruchomości jest teraz spory popyt.
Absolutnie skinęłam z takim zapałem, iż szyja się zakrzywiła. Im szybciej, tym lepiej.
Pośredniczka podniosła brew.
Pośpieszacie się?
Pozbywam się zbędnego balastu wyjaśniłam z uśmiechem ofiary. Mam nowe cele w życiu.
Na przykład wyrzucić brata z życia pomyślałam pod nosem.
No, obiekt naprawdę dobry przejechała palcem po ekranie. Popyt jest. Myślę, iż już mam potencjalnego nabywcę.
Westchnęłam z ulgą wszystko układało się idealnie
***
Nowy właściciel mojego domku letniskowego od razu mi się spodobał. Anatolij Piatrowicz. Solidny mężczyzna po pięćdziesiątce, z wąsikiem lśniącym jak kula bilardowa i spojrzeniem zdolnym ostudzić choćby tropik. Oglądał zdjęcia, zadał trzy pytania (wszystkie na temat) i skinął:
Biorę.
Nie chce pani zobaczyć działki osobiście? zdziwiłam się.
Wierzę zdjęciom wzruszył ramionami. I w waszej uczciwości.
Trochę się rozluźniłam.
Rozumie pan tu czasem przyjeżdżają moi krewni.
To problem? jego spojrzenie nie zmieniło się.
Nie prawny, pokręciłam głową. Po prostu może być niezręcznie.
Mnie to nie obchodzi odparł. Kupuję nieruchomość, nie krewnych. Kiedy możemy podpisać?
Umówiliśmy się na najbliższą sobotę. Tego samego dnia Krzysztof planował wielki piknik dla sąsiadów.
Nie powiedział mi o tym plotki przeszły przez mamę. Pewnie znów chciał wyłamać zamek i potajemnie zrobić mi niespodziankę.
No cóż, bracie, zobaczymy, kto kogo zaskoczy!
***
Gdy podjechaliśmy, działka brzęczała jak ul. Samochody sąsiadów, dmuchany basen na trawniku, muzyka, kiełbaski, krzyki dzieci. Prawdziwe święto życia.
Czy to tu zawsze tak jest? zapytał Anatolij, wychodząc z czarnego SUV-a.
Tylko kiedy brat przyjeżdża westchnęłam.
Przeszliśmy przez furtkę, a pierwsza nas przywitała Jagoda, wyłaniając się zza domu z olbrzymią miską sałatki.
Tosiu! wykrzyknęła. Nie czekaliśmy na ciebie!
Plany się zmieniły uśmiechnęłam się. Poznajcie Anatolija Piatrowicza i Wiktora Szymczaka, prawnika.
Bardzo mi miło! rozkwitła Jagoda. Jesteście przyjaciółmi? Czy
Mrugnęła złośliwie.
Coś więcej?
Jestem nowym właścicielem tego domku odpowiedział spokojnie Anatolij.
Jagoda zamarła z miską w ręku.
Co to znaczy właściciel?
To właśnie wyjaśnił prawnik. Pani Karwanowa sprzedała działkę panu Sokółowi. Oto wszystkie dokumenty.
Podał teczkę.
Ale jak blakła Jagoda. Krzysztofie!
Zza grilla (MOJEGO GRILLA!) wyłonił się brat, w fartuchu, z szaszłykami w ręku i wyrazemBrat, z szaszłykami w ręku, spojrzał na Anatolija, podniósł kieliszek i z ironicznym uśmiechem rzekł: Na zdrowie, niech każdy z nas ma własny kawałek nieba.






![Nu Holdings z bardzo mocnym 3Q 2025, ale widać też wyraźne ryzyka [Analiza] (Analizy – rynki zagraniczne)](https://www.sii.org.pl/static/img/018669/nu-1360.jpg)