Nową powieść Krzyśka Vargi przeczytałem z zaciekawieniem, ale tym razem szczególnie mnie intruguje jak to odczytują ludzie młodsi, dla których to jest dostojny pan Krzysztof. Krzysiek produkuje jeden Portret Warszawiaka Czasu Transformacji za drugim, w tej książce też mam uczucie iż maluczko, a jakaś postać będąca moją parodią gdzieś się pojawi jako cameo, no ALE… co to wszystko obchodzi ludzi spoza naszego bąbelka?
„Śmiejący się pies” to powieść wesoła jak „ekshumacja w listopadzie”, cytując narratoro-bohatera, który jak zwykle mocno przypomina Vargę. Bohater rzucił alkohol, ale wpadł w lekomanię. Zażywa gigantyczne ilości relanium i tym podobnych, uważa to wszystko za największe możliwe dobrodziejstwo cywilizacji, więc częstuje tabletkami swojego psa Ziutka – do którego snuje swoją (o)powieść.
Monologuje głównie na temat przyjaciela Tomasza. Był on kiedyś Człowiekiem Sukcesu, który ziścił klasośredniowe marzenie o założeniu rodziny i zapewnieniu jej dostatniego życia.
Po pięćdziesiątce Tomasz stracił jednak serce dla rodziny, a głowę dla znacznie młodszej od siebie kochanki i z ogromnego mieszkania przeniósł się do klitki. Chciał tu wszystko zacząć od nowa, ale kochanka rychło wróciła do swojego rówieśnika, z którym tak naprawdę nigdy nie zerwała.
Tomasz został sam. To znaczy, w towarzystwie swoich ostatnich dwóch przyjaciół: alkoholu oraz bohatero-narratora – który bez powodzenia próbuje nawrócić Tomasza na relanium. Większość fabuły to kronika miłosno-alkoholowego upadku opowiedziana psu Ziutkowi – acz w odróżnieniu od „Masakry”, jest tu pewien Zaskakujący Zwrot Akcji w finale.
Znam trochę ludzi takich jak Tomasz, którzy po pięćdziesiątce zburzyli wszystko co zbudowali. Zbudowali sobie na przykład piękny dom, pełen książek i płyt, z plazmą i kastomowym systemem hifi, po czym wszystko zostało z byłą żoną i z dziećmi, które nie chcą znać takiego tatusia, więc wylądowali z flaszką i pierdzidełkiem blututowym.
Pytanie „o czym oni myśleli” rzeczywiście wydaje mi się interesujące literacko. Czy ktoś na serio może się spodziewać szczęśliwego związku przy różnicy wieku rzędu 30 lat? Rozumiem zaślepienie pożądaniem, ale przecież przez te kilka sekund po orgazmie mężczyzna jest w stanie myśleć w miarę trzeźwo?
Ale jak odbiera taki wątek młoda osoba czytelnicza? Na ile pamiętam siebie sprzed lat, przede wszystkim bym wściekle zazdrościł Tomaszowi bogactwa zarobionego, a narratorowi odziedziczonego. W związku z tym zamiast empatyzować z bohaterami, żałowałbym iż jeszcze za mało cierpią.
Przy okazji „Masakry” Vargi pisałem, iż jego proza to lament stachanowców kapitalizmu, fistowanych przez niewidzialną rękę rynku bez lubrykanta. Z tą książką jest podobnie.
Weszliśmy w kapitalizm kilka o nim wiedząc. Z natury rzeczy nikt w naszym pokoleniu nie mógł mieć tatusia w korpo czy mamusi w NGO’sie, więc nasi rodzice nie mogli nam niczego doradzić. Oni mieli jakieś swoje wydeptane ścieżki w PRL, wiedzę o załatwianiu spraw w ustroju, który przestał istnieć. choćby jeżeli zajmowali się „prywatną inicjatywą”, ich doświadczenia były teraz bezużyteczne. Świat akademicki, edukacja i służba zdrowia też wyglądały inaczej, nie mówiąc o polityce.
Musieliśmy sami sobie wymyślać, kim adekwatnie w tym nowym ustroju chcemy być. Te pomyły były naiwne, bazujące na amerykańskich serialach. Jak w piosence Talking Heads: „A beautiful house, a beautiful wife, a large automobile”. Część z nas odkrywała, iż tak naprawdę to nigdy nie było dla nich. Tak interpretuję wątek Tomasza (oraz paru prawdziwych historii moich rówieśników).
Często towarzyszyło temu przeświadczenie – prawdopodobnie również inspirowane popkulturą czasów Reagana – iż jednostka nie ma żadnych praw w starciu z korporacją. Stąd na przykład przekonanie, które Varga wyraził w książce non-fiction, iż Sapkowski nie ma szans w starciu z CD Projekt.
To świadczy o niezrozumieniu reguł gry, w którą graliśmy. I to było udziałem większości z nas, nieliczni się decydowali na otwarty konflikt z korpo (o czym mógłbym dużo i malowniczo). To zaczęli dopiero słynni „roszczeniowi milenialsi”.
To się przekładało na nasz dobrostan: wielu z nas miało poczucie „tkwienia w pułapce”, która tak naprawdę była głównie w naszej wyobraźni (oczywiście, manipulowanej przez System). To jest moje wyjaśnienie Zaskakującego Zwrotu Akcji.
No ale ja to czytam, bo dla mnie #toonas – o moich kolegach z pracy (jak Varga) czy też z Żoliborza w PRL (też jak Varga). Ale jak to czyta młody człowiek z innej miejscowości? Co was to wszystko wewogle? Miasta, które czytają Vargę, niech się wpisują…