Nowy "Obcy" nie jest tym, czego spodziewali się fani kultowego kosmity. A jednak mnie kupił

natemat.pl 2 godzin temu
2120 rok, Ziemia. Na planecie zamieszkiwanej przez ludzi rozbija się statek pewnej chciwej korporacji, na którego pokładzie włóczy się obślizgły ksenomorf. "Obcy: Ziemia", choć ocieka lovecraftowską grozą, nie powiela scenariuszowych schematów zapoczątkowanych przez "Ósmego pasażera Nostromo", za to próbuje ulepić z gliny coś nowatorskiego. Witamy w biopunkowej Nibylandii, w której hybrydy ludzi i syntetyków nigdy nie dorastają.


Czarny szkielet, biomechaniczny wygląd, wypustki na plecach i ukryta paszcza, która bez większego problemu potrafi rozłupać czaszkę. Ksenomorf, któremu nadał kształt szwajcarski artysta H.R. Giger ("Necronomicon"), straszy widzów od 1979 roku.

To wtedy Bolaji Badejo założył na siebie kultowy kostium przybysza z kosmosu i pierwszy raz "zapolował" na pasażerów frachtowca w "Obcym – Ósmym pasażerze Nostromo" Ridleya Scotta ("Łowca androidów"). Od tamtej pory istota pozaziemska wystąpiła w aż dziewięciu filmach (w siedmiu, jeżeli odejmiemy jego dwukrotne rendez-vous z Predatorem).

Filmowe uniwersum "Obcego" rzadko wychodziło poza utarty schemat, kosmiczną wersję slashera, w którym ginęli niemalże wszyscy z wyjątkiem tzw. final girl – przeważnie była nią Ellen Ripley grana przesz Sigourney Weaver ("Avatar"). "Obcy: Ziemia", pierwszy serial telewizyjny z sagi o ksenomorfach, zapowiada się jako próba walki z powtarzalnym dziedzictwem. Choć ma duży potencjał, wywołuje kontrowersje samym faktem, iż jest prequelem oryginału.

"Obcy: Ziemia". Recenzja pierwszego serialu o ksenomorfie


Akcja "Obcego: Ziemi" rozgrywa się w 2120 roku, czyli dwa lata przed wydarzeniami ukazanymi w "Ósmym pasażerze Nostromo". Statek korporacji Weyland−Yutani przeznaczony do badań głębokiego kosmosu rozbija się na Ziemi, niszcząc megablok należący do konkurencyjnej firmy o nazwie Prodigy. Na miejsce wypadku zostają wysłani protegowani młodego guru technologicznego i szefa Prodigy – eksperymentalna drużyna składająca się z hybryd ludzkich dzieci z syntetykami; niezwykle silna, ale i niedojrzała.

Najstarsza wśród nich jest Wendy, która traktuje katastrofę jako okazję do spotkania się ze swoim straumatyzowanym starszym bratem (w tej roli rewelacyjny Alex Lawther z "Andora").

Serial stworzony przez Noah Hawleya ("Fargo", "Legion") to miks klasycznego "Obcego" z "Piotrusiem Panem", co można uznać za dosłowną inspiracją, gdyż w scenariuszu nieraz przewija się wątek "zagubionych chłopców" z kultowej animacji Walta Disneya.

Zresztą sama protagonistka nosi imię przyjaciółki wiecznie młodego psotnika. I podobnie jak w adaptacji prozy J.M. Barriego postaci w "Obcym: Ziemi" są dziećmi w ciele dorosłych (ludzki umysł połączony z ciałem syntetyka), które nigdy się nie zestarzeją.

Zamysł Hawleya jest pewnym powiewem świeżości, który na chwilę obecną spełnia swoje obietnice. Naiwność i niewinność superdzieciaków kontrastuje w sposób nieoczywisty z powagą ukazanej sytuacji. Z wraku statku Weyland-Yutani na powierzchnię Ziemi wydostaje się nie tylko niszczycielski ksenomorf, ale i inne istoty nieznane dotąd ludzkości.

Podopieczni korporacji Prodigy nie są więc adekwatnymi osobami na adekwatnym miejscu – zachowują się tak jak Wendy i jej bracia z "Piotrusia Pana", gdy pierwszy raz odwiedzili Nibylandię.

"Człowiekiem jestem, nic co ludzkie nie jest mi obce"


"Obcy: Ziemia" skupia się przede wszystkim na filozofii transhumanizmu i pytaniu, czym jest człowieczeństwo. Traktuje o naturze, w której zawsze znajdzie się ktoś silniejszy (drapieżnik alfa), a także o chęci człowieka – zwłaszcza kapitalistów – do zniewalania jej.

Wendy stale powtarza, iż jest człowiekiem, co kwestionuje jej syntetyczny mentor, Kirsh. Grany przez Timothy'ego Olyphanta ("Deadwood") postczłowiek jak korpoludek wykonuje narzucone mu z góry zadania, a napędzana miłością do brata Wendy nadaje swojemu syntetycznemu jestestwu jakieś głębsze znaczenie.

Serial miesza elementy science-fiction z melodramatem, wskazując nam zupełnie nowe zagrożenie, jakim może być zmodyfikowane ciało Wendy i jej pragnienie pozostania "ludzką". Sydney Chandler ("Nie martw się, kochanie") ma ufne spojrzenie dziecka, ale i nadludzką zdolność manipulowania technologią oraz (SPOILER!) – co sugeruje drugi odcinek – ksenomorfem.

Miłośnicy "Ósmego pasażera Nostromo" mogą z tego powodu złapać się za głowę, niemniej nigdy przedtem nie mieli tak jasno nakreślonych ambicji korporacji. jeżeli Hawley nie zrezygnuje z dystopijnego charakteru serii, eksperyment z Wendy najpewniej posłuży jako przestroga. Oby tylko nie naruszyła ona wieży z kart, jaką jest cała 46-letnia seria "Obcy".

Człowiek w ciele ksenomorfa


Konstrukcja serialu o Wendy jest czymś, czego "Obcy" jeszcze nie widział. Hawley prowadzi narrację powoli, ukazując nam genezę syntetycznych hybryd i kulisy tego, co działo się na frachtowcu Wayland-Yutani przed katastrofą. Dzięki formule, jaką jest serial, otrzymujemy więcej czasu, by lepiej zapoznać się z bohaterami, zanim wkroczą do akcji. Fabuła nie polega zatem wyłącznie na ucieczce przed ksenomorfem. Potwór strzelający z ran żrącym kwasem trafia na daleki drugi plan. Całość urozmaicona została irytującymi wydłużonymi przejściami, w których jeden obraz stopniowo zanika, a drugi się pojawia (efekt rozpuszczenia).

Osobiście cieszy mnie fakt, iż twórcy "Obcego: Ziemi" wykorzystali do stworzenia ksenomorfa efekty praktyczne. Gdy kosmiczny drapieżnik atakuje swoje ofiary, jego sylwetka jest bardzo antropomorficzna. Niemniej rozumiem, jeżeli ktoś uzna ten chwyt za dość tani. Trzeba jednak pamiętać, iż wygląd kosmity zmieniał się na przestrzeni lat. Ten ma mniej widoczne wypustki na plecach, ale przez cały czas przypomina pierwowzór Gigera.

"Obcy: Ziemia" to odświeżający chaos i dziecięca naiwność w jednym. Daje prostą rozrywkę, jest dobrze zagrany, sypię szczyptą gore i wciąga (aczkolwiek wnerwia sporą liczbą cliffhangerów). Chcę poznać dalsze losy Wendy i mam nadzieję, iż jej brat wyjdzie ze wszystkiego w jednym kawałku. Na poznaniu ich relacji i wojnach korporacji zależy mi choćby bardziej, niż na kolejnej scenie, w której ksenomorf masakruje żołnierzy. To akurat traktuję to jako miłe zaskoczenie.

Idź do oryginalnego materiału