Wpis włoskiego dziennikarza wywołał poruszenie. Wedle jego źródeł film "Jedna bitwa po drugiej" reżysera Paula Thomasa Andersona nie pokaże się na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Wenecji. Wytwórni może się to zwyczajnie… nie opłacać. Zamiast prestiżu wolą wyniki w box-office, a dowodem ma być porażka "Joker: Folie à Deux".
"Jedna bitwa po drugiej" opuszcza Wenecję
Zdaniem portalu World of Reel źródło jest znane i sprawdzone w świecie kinomaniaków. Samo studio WB nie potwierdziło wiadomości ani dalszych spekulacji, więc warto do informacji podejść z dystansem. Natomiast wiadomo, iż w ubiegłym roku na festiwalu na wyspie Lido sequel "Jokera" otrzymał wprawdzie owacje na stojąco, ale został przez krytykę po prostu zmiażdżony.
Wedle portalu rezygnacja "Jednej bitwy po drugiej" z Wenecji wydaje się bezpiecznym ruchem. Budżet produkcji wyniósł co najmniej 175 mln dolarów, a tymczasem najbardziej kasowym filmem reżysera pozostaje "Aż poleje się krew" z wynikiem 77,2 mln dolarów. Rozmiar produkcji nie jest typowy dla Andersona, który nie słynie przecież z blockbusterów.
Sugeruje to, iż w Warner Bros. próbują minimalizować ryzyko. Połączenie obsypywanego nagrodami reżysera i Leonardo DiCaprio w roli głównej może przyciągać wielu, ale część mogą odstraszyć ostre słowa z ust krytyków.
O czym jest "Jedna bitwa po drugiej"?
To nadchodząca czarna komedia akcji, premiera 26 września br. Grupa byłych rewolucjonistów jednoczy się, kiedy po 16 latach powraca ich wspólny wróg i porywa córkę jednego z nich.
W roli głównego bohatera Boba Fergusona, byłego wojskowego, zobaczymy Leonarda DiCaprio. Sądząc po ubiorze i zachowaniu, nie jest w najlepszym momencie swojego życia.
Film jest inspirowany powieścią Thomasa Pynchona "Vineland". Łączy elementy komedii, satyry politycznej i blockbustera.
Zwiastun i oficjalny zarys fabuły nie mówią wiele. Akcja książki toczyła się w północnej Kalifornii, w strefie anarchii i pokrywała burzliwą transformację w latach 60-80. Akcja filmu Andersona toczy się współcześnie.