Odzywam się, by skomentować ostatnią kronikę towarzysko-pudelkową a mianowicie historię kosmicznej miłości Sławosza i Aleksandry. W tej historii widzimy wyraźnie ślady umiejętnego zarządzania zza kulis, lansowania ikon dla nowego pokolenia nowych ludzi – „europejczyków polskiego pochodzenia”. Jak bowiem wiedzą nasi umiłowani „macherzy z zaplecza” hodowli nowego pokolenia całkowicie uległych gojów nie da się oprzeć tylko na pałce i knucie, muszą być i tacy, którzy będą uwielbiać swoje zniewolenie, bić brawo dla własnej zagłady uważając ją za najwyższą formę postępu i wolności (oj, nie mylił się stary Orwell, „niewola to wolność”…).
Właśnie: postępu. Postęp bowiem przez cały czas święci tryumfy – dzięki błyskawicznemu rozwojowi technologicznemu ostatnich około 250 lat (para – elektryczność – samoloty – radio – atom – rakiety – komputery – tak w dużym skrócie) udało się skutecznie wbić ludziom do głowy skojarzenie, iż nowe równa się lepsze.
I właśnie dla nich lansuje się nową „pierwszą parę” – Sławosza i Aleksandrę, oni są tak idealnie wpasowani w tą narracje, iż gdyby ich „wielka miłość” i „przypadkowe spotkanie” się nie wydarzyły, to trzeba by było je wyreżyserować. Ich zestawienie jest wręcz perfekcyjnie dobrane pod gusta „europejczyka polskiego pochodzenia”.
On naukowiec, grzeczny chłopczyk, który polecał w kosmos by zjeść tam pierogi i złożyć wyznanie anty-wiary poprzez zawiezienie tam serduszka WOŚP (oj, jakie to słodkie, prawda?). Oczywiście naukowiec – bo jak wiemy credo posłusznego goja to „wiara w naukę”. Oczywiście, jak każdy samiec z gatunku „europejczyk polskiego pochodzenia” po ślubie przyjął część nazwiska żony. Jest więc w każdym calu anty-Polakiem, jedyne co zostało w nim polskiego to owe pierogi.
Ona mieszaniec, ćwierć Polka, ćwierć Chinka, ćwierć Tajka, również „wykształcona” to znaczy ukończyła coś w rodzaju nowoczesnej szkoły dla politruków postępu w Oxfordzie. Parlamentarzystka nagle wyciągnieta znikąd przez kręgi PO – ewidentnie lansowana na ikonę „nowej Polski”, nowej Polski, która Polską jest tylko z nazwy oczywiście. Nie dziwi w tej sytuacji, iż jako jedyna nie głosowała za (pozbawioną zresztą jakiegokolwiek praktycznego znaczenia) rezolucją dotyczącą upamiętnienia ofiar Wołynia.
Ślub, oczywiście świecki.
Naprawdę, wyrazy uznania dla reżyserów, którzy tak to pięknie skomponowali.
Nawiasem mówiąc ona jest wyjątkowo niebezpieczna, bo nie jest świadoma własnej głupoty i jest duża szansa, iż święcie wierzy w te postępowe dyrdymały, które opowiada za każdym razem kiedy ma okazję się wypowiedzieć. Ponieważ tam gdzie jest wjechała przede wszystkim dzięki pieniądzom swojego ojca to uważa, iż sama na wszystko zasłużyła i sama to sobie wypracowała – klasyczne wyparcie u dzieci milionerów. Zarazem, będąc mieszańcem nie ma jasnej przynależności rasowej co powoduje, iż wszelkie idee globalistyczne są jej potrzebne by uzasadnić niejako sens własnego istnienia (mało kogo stać by przyznać choćby przed samym sobą, iż jest efektem fatalnego błędu swoich rodziców). Mieszanka ta powoduje, iż pani Aleksandra jest ideowa – a jak wiemy ideowi komuniści byli dużo bardziej niebezpieczni i szkodliwi od tych, którzy do KPZR czy PZPR zapisywali się dla kariery. Zarazem, jest zbyt głupia by dostrzec sznureczki doczepione do kończyn i zrozumieć, iż jest marionetką której zadaniem jest wsparcie procesu niszczenia polskości jako konceptu.
Jestem pewien, iż o tej parze jeszcze nie raz usłyszymy. Obawiam się, iż ona może być choćby lansowana do stanowisk klasy prezydent albo premier – jakiż by to był piękny cios zadany polskości gdyby stanowisko takie zajęła kobieta-mieszaniec! Pozostaje mieć nadzieję, iż atrakcyjność jedzenia pierogów w kosmosie jest dużo mniejsza niż reżyserzy myśleli a tym bardziej zblednie kiedy bieda będaca wynikiem dokręcania śruby pod zielonymi pretekstami zajrzy w oczy większej liczbie nie tylko Polaków, ale i „europejczyków polskiego pochodzenia”.