„Nosferatu” – Śmierć i dziewczyna [RECENZJA]

filmawka.pl 1 dzień temu

Czy powszechne powiedzenie „klasyka się nie tyka” miało kiedykolwiek rację bytu w przemyśle filmowym? Już od samych początków rozwoju kinematografii mieliśmy do czynienia z adaptacjami i wariacjami na temat istniejących dzieł, a „obecna moda” na ciągłe remaki to nic nowego. Jednak otoczone pewnym kultem opowieści mają do siebie to, iż wraz ze zmianami, jakie zachodzą we wrażliwości odbiorców, można odczytać je zupełnie inaczej. Nie bez powodu konkretne historie, postacie i obrazy istnieją w naszej świadomości czasem od setek lat. Nie dziwi zatem, iż kiedy ponad trzydzieści lat temu, młody Robert Eggers ujrzał na okładce znalezionej przypadkiem w bibliotece książki zdjęcie Maksa Schrecka, nazwał je „najfajniejszą rzeczą, jaką kiedykolwiek widział”. Gdy ambitny chłopak dorósł, postanowił opowiedzieć historię Hrabiego Orloka na nowo, abyśmy mogli jeszcze raz spróbować zastanowić się, kto i co czyha na nas w mrocznym zamczysku, ale także w nas samych.

Większość z nas kojarzy prawdopodobnie omawianą fabułę z historią Thomasa Huttera (Nicholas Hoult), wysyłanego za granicę, aby sprzedać dużą nieruchomość tajemniczemu Hrabiemu Orlokowi (Bill Skarsgård), który okazuje się wampirem chcącym posiąść żonę mężczyzny – Ellen (Lily-Rose Depp). Jednak Eggers każe nam przyjrzeć się komuś, kto od samego początku jest pomijany i deprecjonowany. Nosferatu to opowieść właśnie o Ellen. Jej tęsknocie i wszechobecnym braku zrozumienia. O kobiecie, będącej ofiarą zarówno XIX-wiecznego społeczeństwa, jak i tytułowego demonicznego kochanka. Choć Thomas może uważać się za bohatera i zostać wrzucony w sam środek piekła, to Ellen, którą wszyscy nazywają wariatką i przywiązują do łóżka, jest w stanie rozwiązać problem. Eggers skupia się na konflikcie wewnętrznym bohaterki, zamiast pokazywać nam bezpośrednią konfrontację. Głęboko kocha ona swojego męża, ale zło, które przywołała przed laty, kładzie się cieniem na jej realnym uczuciu, wypaczając pożądanie i emocje, zmieniając je w brutalne i niebezpieczne odruchy. Lily-Rose nie wciela się na ekranie w Ellen, a staje się nią całkowicie. Jej mowa ciała, szepty i krzyki, płacz i śmiech, emocjonalna i fizyczna tęsknota to realne emocje, które przeszywają widza do głębi. Tym bardziej wiedząc, jak do sytuacji bohaterki odnosi się reszta postaci i jak kilka można tu zdziałać, o ile sama nie zwalczy swojego demona. A przyznanie się do potrzeby walki jest chyba najtrudniejszym, co trzeba zrobić. Śpiewał kiedyś o tym Matthias Claudius, do podkładu Franza Schuberta.

fot. „Nosferatu” / materiały prasowe United International Pictures

Nosferatu to film z wszech miar seksualny, ale nie erotyczny. Pożądanie jest tutaj wręcz animalistyczne, oscylujące na granicy tabu, często zahaczające o bezpośrednią przemoc czy zgwałcenie. Orlok to drapieżnik znacznie wykraczający swoim zachowaniem poza niebezpieczne zabawy za obopólną zgodą kochanków. To czyste zło, przypadkiem przyzwane przez Ellen, którego nie da się kontrolować. Oczywistym będzie porównywanie tutaj występu i postaci Skarsgårda z poprzednikami, którym młody aktor nie ustępuje na krok. Udaje mu się niezwykle trudna sztuka łączenia najważniejszych elementów ról Schrecka i Kinsky’ego, jednocześnie oferując sobą coś zupełnie nowego. Roger Ebert analizując film Murnaua powiedział, że „wampir nie powinien jawić się jako ostentacyjny aktor, a człowiek cierpiący z powodu strasznej klątwy. Schreck ogrywa hrabiego bardziej jak zwierzę niż człowieka. Jego potwór jest przerażający, bo nie posiada duszy i zachowuje się adekwatnie jak insekt, podczas gdy Kinski prezentuje egzystencjalne udręczenie. Co zresztą regularnie przyznawał sam Werner Herzog, mówiąc choćby: »Chciałem go uczłowieczyć, prezentując go jako cierpiącą, smutną i samotną postać, desperacko łaknącą miłości, ale jednocześnie przerażającą. Chciałem obdarzyć go ludzkim cierpieniem, prawdziwą tęsknotą za miłością i, co istotne, cechą łączącą wszystkie istoty ludzkie: śmiertelnością«”.

Orlok w poprzednich wersjach nie potrafił opanować swoich instynktów. Tym razem, sam jest tym instynktem. To ucieleśniony, seksualny popęd, który nie cofnie się przed niczym, aby doszło do konsumpcji. Takie rzeczy jak miłość, atrakcyjność, zgoda czy realne emocje nie są dla niego istotne. Górujący nad Ellen przeklęty potwór w płaszczu jest ucieleśnieniem koszmaru, w którym zatracenie się we własnej samotności prowadzi do najgorszych możliwych konsekwencji. Orlok jeszcze nigdy nie był tak pociągający i odpychający jednocześnie. Zatem zanim zaczniecie pisać kolejne fanfiki o waszym romantycznym kochanku z Rumunii, zastanówcie się, czemu go pożądacie. To tylko łaknienie, a nie miłość.

Niestety, nie każdemu dane będzie zrozumieć tę walkę. Realia sprzed dwóch stuleci nakazywały przede wszystkim zadusić problem z zarodku, dosłownie zaciskając gorset, faszerując kobiety eterem i zrzucać postępującą degradację psychiczną na karby histerii. I choć większość postaci drugiego planu, będących bliskimi Ellen lub jej sojusznikami, chciałaby cokolwiek zaradzić, nie są oni w stanie. Czy to przez własną krótkowzroczność, arogancję, nieumiejętność przyjęcia innej perspektywy lub bycie traktowanym jako równie niepoczytalni, co Ellen. Wiara, nauka i okultyzm mierzyć będą się w nierównej walce, z której praktycznie nikt nie jest w stanie wyjść zwycięsko. Małżeństwo Hardingów (Aaron Taylor-Johnson i Emma Corrin) nie zaakceptuje przecież faktu, iż ich przyjaciółkę opętał wampir. Czemu ktokolwiek ma zakładać, iż Von Franz (Willem Dafoe) nie jest wariatem, skoro twierdzi, iż mówi językiem aniołów? Jakim cudem doktor Sievers (Ralph Inneson) się myli, skoro to lekarz z ogromnym doświadczeniem? Każda z tych rewelacyjnie zagranych postaci to próba zrozumienia tego, co egzystuje poza ludzkim pojęciem. Zbiorowa panika w starciu z tym, czego jeszcze nie pojęliśmy. Morderstwo, epidemia, szaleństwo i mroczne rytuały to tylko niektóre z okoliczności, których nie będą w stanie pojąć ci, którzy ich nie doświadczyli.

fot. „Nosferatu” / materiały prasowe United International Pictures

Zło jest kuszące i nikt z nas nie będzie w stanie temu zaprzeczyć. Gdy prezentuje się ono nam ubrane w elegancką szatę, oferując wieczne szczęście, pokazując piękne pałace i plenery delikatnie otulone księżycową poświatą, nie sposób nie zostać w objęciach diabła na dłużej. Jarin Blaschke musi ewidentnie działać na jego zlecenie, bo w zrealizowanych w Nosferatu ujęciach kryje się najpiękniejszy rodzaj mroku, jaki widziałem od niezwykle dawna. Czytelnie inspirowany renesansowym malarstwem, świat hrabiego Orloka hipnotyzuje od pierwszego spojrzenia swoją harmonią światła i cienia, kompozycją kadrów i odpowiednią pracą kamery. Gdy ta zastyga, chcę chłonąć piękno plenerów, a gdy wędruje między ujęciami, próbuję dotrzymać jej kroku. Choć wiem, iż w cieniu tych pięknych kadrów kryje się czyste zło, nie mogę nie wejść w nie głębiej. Jakbym czuł, iż i na mnie czeka tam wieczne szczęście. Parafrazując postać z pierwszego filmu Eggersa, kto z nas nie chciałby żyć przepysznie? Tam, gdzie czekają na mnie smak masła i piękne sukienki, zaprojektowane przez Lindę Muir. Jak mogę nie spojrzeć z utęsknieniem na te piękne kreacje, czerpiące garściami nie tylko z XIX-wiecznych źródeł, ale i odleglejszych, aby choćby hrabia prezentował się tak, jak w chwili pochówku. jeżeli jest coś, co może przekonać mnie do wiary w przeznaczenie, to trafienie na siebie Roberta Eggersa, Jarina Blaschke i Lindy Muir uważam za jeden z silniejszych argumentów. Przywiązanie do realiów historycznych i ich estetyka, jakie prezentują oni kinomanom na całym świecie, starczyłoby do obdarowania kilkudziesięciu wykształconych historyków i filmoznawców.

Autentycznie boję się Nosferatu. Przeraża mnie to, co pokazał mi film Eggersa, bo choć od wydarzeń w Zamku Grünewald minęły prawie dwa stulecia, w każdym z nas wciąż czai się demon. Czuję na karku odrażający oddech Orloka za każdym razem, gdy deprecjonuję coś, czego nie rozumiem. Przeszywa mnie chłód na myśl o wszystkich, którzy wypaczyli swoją miłość, rzucając się w objęcia toksycznego pożądania. Niepokoję się na myśl o tym, iż sam byłbym gotów wgryźć się w czyjąś szyję tylko dlatego, iż coś mi obiecano. Zbyt gwałtownie rozgościłem się w mrocznych zakamarkach rezydencji hrabiego, abym z czasem nie poczuł się jak intruz. Eggers miał już okazję pokazać mi, jak wiele szkód może wyrządzić ludzkie zaślepienie, uleganie impulsom, zacietrzewienie we własnym egoizmie czy ślepa żądza zemsty. Ale tym razem pokazał mi to wszystko w ramach jednej opowieści. Przystawił mi do twarzy lustro w przepięknej ramie i czekał, aż dostrzegę poza nią również własne odbicie. Co jest jednym z najpiękniejszych i najobrzydliwszych uczuć, jakie od dawna zagościły w moim sercu. Zupełnie jakbym skrył się w chłodnych objęciach samego Orloka.

Korekta: Krzysztof Kurdziej

Idź do oryginalnego materiału