Nieznajomy twierdził, iż jest moim narzeczonym po utracie pamięci — reakcja mojego psa ujawniła prawdę

newsempire24.com 3 dni temu

Obcy twierdził, iż jest moim narzeczonym po tym, jak straciłam pamięć – ale reakcja mojego psa ujawniła prawdę

Po wypadku, który zmienił wszystko, obudziłam się bez pamięci i z obcym mężczyzną przy łóżku, który przekonywał, iż jest moim narzeczonym. Nie pamiętałam go, ale mu ufałam – aż do chwili, gdy dziwne zachowanie mojego psa dało mi do myślenia. Czy ten człowiek mówił prawdę, czy był kimś zupełnie innym?

Nigdy nie myślisz, iż coś złego akurat tobie się przytrafi. To był zwykły wieczór. Wracałam samochodem od koleżanki, nuciłam pod nosem ulubioną piosenkę, czułam się świetnie.

I w jednej chwili wszystko się zmieniło. Zza zakrętu wyłonił się rozpędzony samochód i uderzył w mój. To był ostatni obraz, jaki zapamiętałam.

Ocknęłam się w szpitalu. Lekarze wyjaśnili, iż byłam w śpiączce przez półtora tygodnia. Powiedzieli, iż mam szczęście, bo po takim wypadku mogłabym zostać niepełnosprawna. Tyle iż szczęścia jakoś nie czułam.

Miałam częściową amnezję. Pamiętałam rodzinę, najbliższych przyjaciół, swojego psa.

Część wspomnień pozostała, ale nie wiedziałam, gdzie pracuję. Nie potrafiłam podać adresu, choć pamiętałam, jak wygląda mój dom.

Najważniejsze jednak było to, iż nie pamiętałam *jego*. Faceta, który – według lekarzy – nie opuszczał mojego boku przez cały czas śpiączki.

Mężczyzny, którego zobaczyłam po przebudzeniu. Tego, który przedstawił się jako mój narzeczony. Marek – tak miał na imię. Patrzyłam na niego i widziałam tylko obcego.

„Dlaczego nie pamięta właśnie mnie? Pamięta rodzinę, przyjaciół, ale mnie nie?” – pytał lekarza.

„Przy częściowej amnezji tak bywa. Pacjent traci wycinkowo wybrane wspomnienia” – wyjaśnił doktor.

„Byliśmy razem prawie półtora roku. Zaręczyliśmy się. Planowaliśmy ślub. Co mam teraz zrobić?” – jęczał Marek.

„Może pan z nią rozmawiać, pokazać zdjęcia, może to przywróci wspomnienia” – zasugerował lekarz.

„Może? A jeżeli nie zadziała?”

„Skoro już raz się panu zauroczyła, może powtórzy ten wyczyn” – stwierdził doktor, wychodząc.

Od tej pory Marek nie przychodził z pustymi rękami. Pokazywał mi wspólne fotografie, opowiadał, jak się poznaliśmy, o naszych randkach, o tym, jak się wprowadziliśmy. Ale…

„Przepraszam, ale naprawdę nic z tego nie pamiętam” – mówiłam.

„Nic nie szkodzi, damy radę” – zapewniał, ściskając moją dłoń.

Mama nie przestawała drążyć tematu choćby w szpitalu.

„Nie mogę uwierzyć, iż nic mi nie powiedziałaś o Marku!” – kręciła głową.

„Mamo, ja nic nie pamiętam. Co mam ci powiedzieć?”

„Marek twierdzi, iż mieliście mi powiedzieć po oświadczynach, ale zdążył cię tylko spytać, zanim miałeś wypadek. Ale wiesz, trochę mi to śmierdzi. Zawsze byłaś skryta” – mruczała.

Tak mijały dni: opowieści Marka, lamenty mamy, aż wreszcie lekarz pozwolił mi wrócić do domu.

Marek odebrał mnie ze szpitala i pojechaliśmy do mojego – a raczej *naszego* – domu.

Nie mogłam się doczekać, aż zobaczę Borysa, mojego psa. Tęskniłam za tą małą furią energii bardziej, niż potrafiłabym to opisać.

Gdy tylko podjechaliśmy pod dom, usłyszałam jego głośne szczekanie. Pewnie był tak samo podekscytowany jak ja.

Ale gdy tylko Marek otworzył drzwi, Borys rzucił się na niego, warcząc i próbując ugryźć.

Borys to jamnik, mały piesek, który nigdy tak się nie zachowywał wobec kogoś, kogo znał.

„Zabierz go ode mnie! Uspokój go!” – wrzeszczał Marek, odpychając psa.

„Borys! Do nogi!” – krzyknęłam, ale pies nie reagował. „Do nogi!” – powtórzyłam stanowczo.

Borys podbiegł, merdając ogonem, ale wciąż warcząc na Marka. „Cicho, uspokój się” – mówiłam, biorąc go na ręce.

Przestał na chwilę, ale gdy tylko podeszłam bliżej do Marka, znów zaczął, próbując wyrwać mi się z rąk.

„Zamknij go na podwórku” – warknął Marek.

„Dlaczego?”

„Bo próbuje mnie zjeść!” – odparł, jakby to było oczywiste.

„Nie rozumiem. Mówiłeś, iż mieszkamy razem. Dlaczego on tak na ciebie reaguje?”

„Nie wiem, nigdy mnie nie lubił. Gdy byłaś w szpitalu, ja tu bywałem, a twoja mama się nim zajmowała. Może o mnie zapomniał” – wyjaśnił.

Zmarszczyłam brwi, ale nie powiedziałam nic. Zabrałam Borysa na podwórko i bawiliśmy się przez godzinę.

Tęskniłam za nim okropnie, a on za mną też. Tłumaczenie Marka nie miało sensu.

Byłam w szpitalu, a Borys *mnie* nie zapomniał. Wróciłam do domu, a pies znów zaczął szczekać. Nieprzerwanie. Rozbolała mnie choćby głowa.

„To naprawdę dziwne” – powiedziałam.

„Co?” – spytał Marek.

„Zachowanie Borysa. Nigdy tak się nie zachowywał” – wyjaśniłam.

„No nie wiem, to tylko pies. Trudno zgadnąć, o co mu chodzi” – odparł.

„Gdzie mój telefon?” – zapytałam nagle. W szpitalu jakoś o nim nie myślałam, ale teraz był mi potrzebny.

„Zniszczył się w wypadku. Kupię ci nowy jutro” – obiecał.

„Dobrze, bo chcę się spotkać z Kasią” – oznajmiłam.

„Eee… To chyba nie jest dobry pomysł” – zmarszczył brwi.

„Dlaczego?”

„Lekarz kazał ci odpoczywać” – powiedział.

„Nic takiego nie mówił. Co, nie mogę choćby zobaczyć się z przyjaciółką?”

„Lepiej poczekaj” – upierał się.

Coraz bardziej mnie to irytowało. Nie pamiętałam Marka, Borys traktował go jak obcego, a teraz jeszcze miałam unikać przyjaciół?

„Przenocuję w gościnnym pokoju, z Borysem, jeżeli nie masz nic przeciwko” – oświadczyłam. Nagle bałam się spać w jednym łóżku z Markiem.

„A czemu on nie może spać na dworze?” – zapytał.

„Bo to domowy pies. Nie mieszka na zewnątrz” – odparłam.

„Zawsze go tam zostawialiśmy” – stwierdził.

Znów się zdziwiłam. Nigdy nie zostawiłab

Idź do oryginalnego materiału