— Po co mi to wszystko opowiedziałaś? — spytała cicho Katarzyna, jakby nie swoim głosem.
— Sama nie wiem — odpowiedziała równie cicho Weronika.
Chciała coś dodać, ale natknęła się na wzrok Kasi: ostry, podejrzliwy, przeszywający. Tak patrzy się na kogoś, komu już się nie ufa.
W tamten piątek, jak zawsze po pracy, Kasia i Weronika wstąpiły do swojej ulubionej kawiarni. Ten rytuał towarzyszył im od lat: kieliszek wina, ciepłe pogawędki, śmiech, czasem łzy. Po prostu dwie zmęczone życiem kobiety, uciekające od codziennego zgiełku. Przy tym stoliku przy oknie mogły być sobą.
Ale tamtego wieczoru wszystko się popsuło.
Katarzyna nagle zerwała się z krzesła, rozpromieniona, i wyszarpnęła: — Zaraz wrócę! — wybiegając na ulicę. Weronika, zdziwiona, uniosła brew i śledziła ją wzrokiem.
Przez szybę zobaczyła, jak Kasia rzuca się w objęcia jakiejś kobiety. Szczupłej, zadbanej, o miękkim uśmiechu. Weronika zastygła.
Sekunda. Druga. I nagle twarz tamtej kobiety stała się znajoma. Przeszył ją dreszcz.
Poznała tę kobietę.
Gdy Kasia wróciła, atmosfera już nie była taka sama. Weronika wymusiła uśmiech:
— Kto to był?
— Ach, Ania. Moja kuzynka. Czemu pytasz?
— Tak tylko… wydało mi się, iż ją znam.
— Znacie się? Chcesz, żebym was lepiej poznała? Ania jest cudowna!
— Nie! — wyrwało się Weronice głośno, ostro. Kilka osób odwróciło głowy. — Przepraszam… nie ma potrzeby.
Kasia zmarszczyła brwi:
— O co chodzi?
Weronika spuściła wzrok, zaciskając dłonie pod stołem:
— Kasia… Ania miała męża. Nazywał się Maciek, prawda?
— Tak. I co z tego?
— To ja byłam z nim. To ja zniszczyłam ich związek.
Wszystko, co Katarzyna wiedziała o rozstaniu Ani z mężem, pochodziło od kuzynki. Zdrada. Rozczarowanie. Cicha zgoda na rozwód. Ból, nie do zniesienia.
A teraz — wyznanie Weroniki. Przyjaciółki. Kobiety, której ufała.
Weronika mówiła, jakby rozplątywała węzeł, który latami tkwił w jej duszy:
— Przyjaźniłyśmy się z Anią od dziecka. Razem: podwórko, szkoła, studia. Potem poznała Maćka. Na początku się cieszyłam. A potem… straciłam głowę. Jego spojrzenie, głos… przytulił mnie na weselu, zwyczajnie, na tańcu. A we mnie serce zamarło. Nie wiem, jak to się stało. Wiedziałam tylko jedno: chcę go. I przestało mi wystarczać bycie przyjaciółką Ani. Zapragnęłam być jej rywalką.
Najpierr były spojrzenia. Później dotyk. Potem nocne powroty. A w końcu — ten wieczór, kiedy Ania leżała w szpitalu. Przyszłam pomóc. Wyszłam jako kochanka jej męża.
Przyszedł do mnie. Myślałam, iż zacznie się nowe życie. A okazało się — zaczęło się piekło.
Maciek porównywał. Oskarżał. Mówił, jaka Ania była doskonała, a ja — nie. W rocznicę ślubu upijał się i płakał. Zawsze płakał.
Żyłam w złudzeniu. Aż zrozumiałam: nigdy mnie nie kochał. Byłam dla niego schronieniem. Ale nie domem.
Katarzyna słuchała, zaciskając usta. Trzęsła się. Tyle lat przyjaźni z Weroniką. Rady, wieczorne rozmowy, wsparcie. A to wszystko — z osobą, która zdradziła jej rodzinę. Zabiła duszę jej kuzynki.
— Wiedziałaś, iż ja jestem rodziną Ani? — spytała głucho.
Weronika pokręciła głową:
— Nie. Zrozumiałam to dopiero teraz. I wiesz… cokolwiek powiesz, przyjmę. Jestem winna. Dawno już to wiem.
Katarzyna wstała:
— To koniec. Żegnaj, Weronika. Powodzenia. Wychodzę.
Weronika wróciła do domu. Zobaczyła: porozrzucane ubrania, wino na stole, brudne talerze. Maciek był. I nie sam.
W sypialni — dziewczyna. Młoda, śpiąca.
Weronika odwróciła się i wyszła w milczeniu do kuchni. Maciek niedługo stanął w drzwiach. W jej szlafroku. Pijany.
— No dalej. Krzyki, łzy, wyrzuty. Tylko mi już wszystko jedno. Odchodzę. Na zawsze.
— Spakuj się sam. I wynoś.
Nie spodziewał się tego. Czekał na scenę. Opór. To ona miała płakać.
Ale ona nie płakała. Łzy dawno wyschły. Pozostała tylko pustka.
Katarzyna opowiedziała wszystko kuzynce. Ania wysłuchała w milczeniu. Na koniec tylko rzekła:
— Weronika dawno umarła dla mnie. Tak jak Maciek. Wybaczyłam im. Ale nigdy więcej nie wpuszczę ich do swojego życia. Wybaczyć jest łatwo. Uwierzyć ponownie — nie da się.