Niezamierzony Bukiet i Zwrot Losu

newsempire24.com 3 tygodni temu

Niespodziewany bukiet i zwrot losu

Katarzyna siedziała sama w swoim małym mieszkaniu w miasteczku Szczyrk, gdy ciszę przerwał dzwonek do drzwi. Niechętnie podniosła się z kanapy i spojrzała przez wizjer. Za drzwiami stał młody mężczyzna z ogromnym bukietem kwiatów. „Kto to?” – pomyślała, marszcząc brwi.

— Kto tam? — zapytała Katarzyna, nie śpiesząc się z otwarciem.

— Kwiaty dla pani… — odpowiedział nieznajomy.

Katarzyna uchyliła drzwi, patrząc na gościa z podejrzliwością.

— Dla mnie? — zdziwiła się.

— Tak, dla pani — uśmiechnął się mężczyzna. — To pani Alicja?

— Nie, jestem Katarzyna — odparła, czując, jak w środku porusza się cień rozczarowania.

— Chwileczkę — zmieszał się, sięgając po telefon. — Przepraszam, chyba pomyliłem mieszkania…

— Nic się nie stało — westchnęła Katarzyna, wymuszając uśmiech.

Wróciła do pokoju, ale niedługo znów rozległ się dzwonek. Katarzyna spojrzała przez wizjer i zastygła, z szeroko otwartymi oczami.

Dziś obchodziła swoje urodziny zupełnie sama. Skończyła dwadzieścia pięć lat, ale nie czuła radości. Nie chciała widzieć przyjaciół, wychodzić z domu, udawać, iż wszystko jest w porządku.

Najlepsza przyjaciółka, Agnieszka, namawiała ją na wyjście do kawiarni, ale Katarzyna odmówiła.

— Nie można zamykać się w domu i smucić w taki dzień! — nalegała Agnieszka. — Masz dopiero dwadzieścia pięć! Jeszcze spotkasz swojego księcia z bajki. A ten Marek nie wart jest twoich łez. Ubieraj się, przyjedziemy po ciebie!

— Nie, Aga, nie dzisiaj — odpowiedziała stanowczo.

— Ale to twoje urodziny! Trzeba świętować! — nie ustępowała przyjaciółka.

— Nie chcę. Wybacz — odcięła Katarzyna.

— Szkoda — westchnęła Agnieszka. — jeżeli zmienisz zdanie, dzwoń.

— Nie zmienię…

Katarzyna ciężko przeżywała rozstanie z narzeczonym, Markiem. Spotykali się prawie rok, a on choćby oświadczył się jej. Wtedy była w siódmym niebie, marząc o ślubie, wspólnym życiu, dzieciach. Ale tym marzeniom nie było dane się spełnić.

Wkrótce odkryła, iż Marek prowadził podwójne życie. Oprócz niej miał inną kobietę, Martę. Z Katarzyną planował ślub, ale z Martą spotykał się „dla zabawy”. Wszystko się zmieniło, gdy Marta oznajmiła, iż jest w ciąży. Jej ojciec, wpływowy człowiek i szef Marka, postawił ultimatum: ślub albo zwolnienie.

Gdy prawda wyszła na jaw, Katarzyna była w szoku. Gdy Marek zaproponował jej, by została jego kochanką po ślubie z Martą, oniemiała.

— Serio proponujesz mi bycie twoją kochanką?! — krzyknęła, czując, jak świat się wali.

— A co w tym złego? — szczerze zdziwił się Marek. — Dobrze nam razem. Ty mnie kochasz, ja ciebie…

— O jakiej miłości mówisz?! — wybuchnęła. — Oszukiwałeś mnie, spotykałeś się z inną! Tak się postępuje z ukochanymi?!

— To Marta się narzucała — tłumaczył się. — Jest ładna, nie mogłem się oprzeć. Jestem mężczyzną! Ale z nią jest nudno, a z tobą zawsze można pogadać.

— Zamknij się! — przerwała mu. — Wynoś się, nie chcę cię widzieć!

Wtedy wydawało jej się, iż życie straciło sens. Jak po czymś takim znów zaufać mężczyznom? Marek przysięgał miłość, pięknie się starał, mówił, iż jest kobietą jego marzeń. A wszystko okazało się kłamstwem.

Niechcący przypomniała sobie matkę, której ojciec odszedł, gdy miała trzy lata. Później, gdy była w drugiej klasie, matka próbowała ułożyć sobie życie, ale jej wybranek wybrał jej najlepszą przyjaciółkę. Od tamtej pory jej matka, Barbara, rozczarowała się mężczyznami i uznała, iż jej przeznaczeniem jest samotność.

— Obyś ty, córeczko, spotkała kogoś godnego — często wzdychała, martwiąc się o Katarzynę.

Matka cieszyła się, gdy córka oznajmiła o zaręczynach. Barbara mieszkała na wsi, gdzie Katarzyna dorastała. Po szkole dziewczyna wyjechała do miasta, skończyła studia, znalazła pracę, wynajęła mieszkanie i marzyła o rodzinie. Teraz, po zdradzie Marka, wątpiła, czy kiedykolwiek to nastąpi.

Dwudzieste piąte urodziny nie przyniosły radości. Marzyła, by spędzić je z ukochanym, a zamiast tego została sama, ze złamanym sercem. Katarzyna zrobiła sobie kakao i otuliła się wełnianym kocem, który zrobiła dla niej matka. Barbara była mistrzynią w szydełkowaniu, robiła swetry na zamówienie, a jej prace zachwycały. Katarzyna też lubiła robić na drutach, ale do poziomu matki jej było daleko.

Nie zdążyła choćby wypić łyka, gdy rozległ się dzwonek.

— Dziwne — pomyślała. — Kto to? Tylko nie Aga z Anią, przecież powiedziałam, iż nigdzie nie idę.

Katarzyna była skromna i w chwilach smutku wolała samotność. Zerknęła przez wizjer. Za drzwiami stał ten sam młody mężczyzna z przepięknym bukietem.

— Kto tam? — spytała, nie otwierając.

— Kwiaty dla pani… — odparł.

Katarzyna uchyliła drzwi, przyglądając się bukietowi i nieznajomemu.

— Dla mnie?

— Tak, dla pani — kiwnął głową. — To pani Alicja?

— Nie, Katarzyna… — odparła, czując lekką irytację.

— Moment — zmieszał się, sprawdzając adres na kartce. — To na pewno tu?

— Tak, ale nie jestem Alicją.

— Proszę potrzymać — powiedział, podając jej kwiaty.

Zadzwonił do kogoś, prawdopodobnie sprawdzając szczegóły.

— Które mieszkanie? Aha, rozumiem — zwrócił się do Katarzyny. — Przepraszam, pomyliłem numery. Powinienem być w dwudziestym piątym, a pani ma pięć… Bardzo mi głupio.

— Nic strasznego — uśmiechnęła się. — Dobrze, iż spytał pan o imię. Wzięłabym cudze kwiaty. Dziś moje urodziny, taki bukiet to niespodzianka, ale cóż…

— Urodziny?! — zawołał. —— Tak, dziś kończę dwadzieścia pięć lat — odpowiedziała, a w jej głosie zadrżała nutka samotności, której choćby te kwiaty nie były w stanie rozproszyć.

Idź do oryginalnego materiału