„Nieumarli” – inne podejście do tematu zombie [RECENZJA]

filmawka.pl 3 dni temu

Zombie są w naszej kulturze od naprawdę wielu dekad. Wizerunek zombie, który znamy dzisiaj – nieumarłych żywiących się ludzkim mięsem – po raz pierwszy pojawił się dzięki George’owi Romero. Zrealizował go w swoim filmie Noc żywych trupów z 1968 roku. Od tego momentu można zaobserwować całkowitą dominację takiej figury zombie i będę szczery – trochę już ten motyw się przejadł. Póki Romero miał pomysły w swoich kolejnych filmach, czego symbolem mają być żywe trupy, póty to działało. Niestety od ostatnich, co najmniej, 15 lat brakuje czegoś nowego w tym sub-gatunku. Zdarzały się produkcje interesujące (myślę tutaj głównie o Zombie express z 2016 roku), ale wciąż jednak orbitowały one wokół tych samych tropów i rozwiązań fabularnych. Dlatego na film Nieumarli czekałem z niemałym zaciekawieniem. W końcu reżyserka Thea Hvistendahl postanowiła wykorzystać trop zombie jako furtkę do opowiedzenia nam historii o żałobie i stracie.

Akcja rozgrywa się w Oslo, gdzie w gorący letni dzień trzy rodziny zmagają się z utratą swoich bliskich. Samotna matka, Anna (Renate Reinsve) niedawno straciła syna i popadła w głęboką depresję. Jej ojciec, Mahler (Bjørn Sundquist), odwiedza grób wnuka, by złożyć mu hołd. Druga rodzina: Tora (Bente Børsum) przygotowuje się do pogrzebu swojej partnerki, Elisabet (Olga Damani). W domu Davida (Anders Danielsen Lie) i jego partnerki Evy (Bahar Pars) dochodzi do tragedii, gdy Eva ginie w wypadku samochodowym.

„Nieumarli”/ materiały prasowe Stowarzyszenie Nowe Horyzonty

Światła migoczą, radio staje się statyczne, a ptaki zachowują się dziwnie. Kiedy zanika zasilanie, powracają także zmarli. Mahler sprowadza do domu swojego wnuka, aby Anne mogła wyleczyć się z depresji. Tora znajduje Elisabet siedzącą w ich domu, a David odkrywa, iż Eva odzyskała przytomność. Nikt nie potrafi wyjaśnić tego dziwnego zjawiska, ale trzy rodziny radzą sobie z nim w różny sposób. Podczas gdy niektórzy są w szoku, inni zwracają się do samolubnych i desperackich środków, aby kontynuować iluzję szczęścia, ale prowadzi to do niebezpiecznych zrządzeń losu, których nie są w stanie kontrolować.

Te trzy historie nie są sobie równoważne. Ewidentnie reżyserkę najbardziej interesuje historia Anny, ta opowieść stanowi choćby klamrę narracyjną całego filmu. Pozostałe historie stanowią bardziej tło do tej pierwszej. I nie jest to zbyt duży błąd z prostego powodu – przemyślenia konstrukcji scenariusza. Każda z historii mierzy się ze stratą, ale szczegóły mają znaczenie. W filmie motyw śmierci został ujęty z różnych stron. Mamy żałobę po stracie dziecka. Żałobę po stracie matki (z perspektywy dzieci) i żony (z perspektywy partnera) w wypadku. I mamy żałobę po utracie partnerki, ale co istotne, z powodu starości, więc jest to jednak inny motyw niż w historii numer dwa.

Na papierze ilość materiału, który reżyserka chce zrealizować, wydaje się dość obszerny z perspektywy metrażu filmu, który trwa kilka ponad półtorej godziny. Nieumarli wychodzą jednak z tego problemu wygrani, chociaż wciąż lekko poobijani. Jak wspomniałem wcześniej, historia Anny i jej dziecka najbardziej interesuje reżyserkę, więc siłą rzeczy, jeżeli chodzi o dramaturgię i przyjrzenie się bohaterom, jest ona bez zarzutu. Opowieść o Evie i jej rodzinie ma mniej czasu ekranowego, ale nie jest to problemem. Thea Hvistendahl wie, jak pokazać, dzięki stosunkowo niewielu scen, perspektywę Davida i dwójki dzieci. Mamy więc bohaterów, którzy są oparci przede wszystkim na jednej cesze, po to, żeby klarownie zaprezentować różne podejścia do straty bliskiej osoby.

„Nieumarli”/ materiały prasowe Stowarzyszenie Nowe Horyzonty

Trzecia historia jest niestety problematyczna. Ma ona najmniej czasu ekranowego i to czuć. Ewidentnie odstaje od pozostałych dwóch powieści. Nie wiem, czy to dlatego, iż odejście partnerki Tory jest naturalne, a nie przedwcześnie przerwane, czy z innego powodu, ale przez cały czas nie powinno być to tak poprowadzone. Ledwo co ta historia się zaczyna, po czym zostaje momentalnie ukrócona, zostawiając nas z poczuciem niedosytu. Jest to tym bardziej widoczne, ponieważ historie te przeplatają się na przestrzeni trwania całego filmu.

Wszystkie opowieści, lepiej lub gorzej przedstawione, uwidaczniają jednak największą zaletę tego filmu. Nieumarli nie przypomina innych filmów o zombie. Żywe trupy nie ścigają ludzi, jeżeli już to moglibyśmy powiedzieć, iż metaforyczną zabawę w kotka i myszkę uprawiają ludzie. To członkowie rodziny szukają pocieszenia u swoich zmarłych, aby zamknąć lub wypełnić luki w swoim życiu – a to wszystko jest realizowane dzięki powolnego tempa narracji. To z kolei pomaga wydobyć prawdziwy horror w tej produkcji – świat zamiera w miejscu, kiedy tracimy bliską nam osobę. Emocjonalne opowiadanie historii jest bardzo intensywne, budując coraz większą warstwę żalu i straty. Człowiek staje się osamotniony, choćby jeżeli inni bliscy są przy nim. Świetnie widać to dzięki ujęciom, które nieustannie zamykają poszczególnych bohaterów w przestrzeni wewnątrzkadrowej, metaforycznie izolując ich od reszty. Niespieszne ujęcia eksplorują rozkładające się ciała, pokazując jasno, iż bohaterowie nie mają już do czynienia ze swoimi bliskimi. Wszystko to ujawnia niszczycielską i przerażającą rzeczywistość żałoby, której nigdy wcześniej nie widziano w filmach o zombie.

Muszę przyznać, iż kupuje mnie ta wizja i sposób jej realizacji. Kupuje mnie tak ordynarne i bezkompromisowe odejście od klasycznych historii o zombie. Nieumarli kupują mnie również swoją realizacją i niespiesznym tempem, które dobrze realizuje przyjęte cele produkcji. Dlatego nie rozumiem pewnych decyzji reżyserki, które moim zdaniem, odejmują trochę jakości temu filmowi.

„Nieumarli”/ materiały prasowe Stowarzyszenie Nowe Horyzonty

Oprócz kiepsko poprowadzonej historii Tory, Thea Hvistendahl postanawia z bardzo minimalistycznej, symbolicznej powieści koncentrującej się wokół członków trzech rodzin, lekko rozszerzyć skalę. Całkowicie nie pasuje to do reszty filmu, narusza warstwę symboliczną i, co gorsza, komplikuje konstrukcję świata. Reżyserka sama zastawia na siebie pułapkę. jeżeli rozszerza świat przedstawiony, akcentując iż kwestia nieumarłych jest znana przez szerszą publikę, to musi już o tym do końca pamiętać, odnosić się do tego w czasie trwania filmu. To wprowadza wątek, który jest niepotrzebny do tej skromnej opowieści i jest de facto nie realizowany, zupełnie tak, jakby zaraz po jego wprowadzeniu reżyserka całkowicie o nim zapomniała. Nie jestem również fanem przesadnej dosłowności w niektórych scenach. W takich momentach film robi się ciężki do zniesienia, a przecież reżyserka udowadnia w tej produkcji, iż potrafi tworzyć symboliczną opowieść, która jest subtelnie realizowana.

Nieumarli to odrodzenie gatunku zombie. Ten skandynawski dramat to jedyny w swoim rodzaju film, który przedstawia fascynującą i hipnotyzującą historię niekończącego się koszmaru. Ale narracja jest znacznie głębsza niż bijące serce i żywa dusza zmarłych. Konfrontuje elementy nadprzyrodzone w powolnej i mrożącej krew w żyłach opowieści o żałobie i stracie, której nie jesteśmy w stanie zrozumieć. Pomimo kilku błędów, to wciąż produkcja, którą warto zobaczyć.

Korekta: Angelika Izdebska

Idź do oryginalnego materiału