Nikt nie spodziewał się, iż zakończy się… wspólnym piwem. W sobotę, 24 maja, po debacie transmitowanej przez największe stacje telewizyjne, Rafał Trzaskowski, Sławomir Mentzen i Radosław Sikorski zasiedli razem przy stoliku w pubie Mentzena w Toruniu. Zdjęcie i filmik ze wspólnego spotkania natychmiast obiegły sieć i wywołały falę komentarzy — zarówno entuzjastycznych, jak i oburzonych.
Wizyta Rafała Trzaskowskiego na kanale Sławomira Mentzena była częścią zapowiedzianego przez lidera Konfederacji formatu, w którym daje obu kandydatom na prezydenta przestrzeń na rozmowę z jego elektoratem. Po debacie – która, według Mentzena, nie przekonała jego wyborców – doszło jednak do niespodziewanego ciągu dalszego. Politycy przenieśli się do pubu, gdzie zainicjowane przez Radosława Sikorskiego spotkanie zakończyło się wspólnym zdjęciem i hasłem: „Za Polskę, która łączy, nie dzieli.”
Choć spotkanie wydawało się symbolicznym gestem dialogu, nie wszyscy odebrali je w tym tonie. Krzysztof Bosak z Konfederacji w Kanale Zero jasno zadeklarował, iż nie usiadłby z Trzaskowskim do stołu. Z kolei Robert Winnicki przyznał na platformie X, iż "musi to rozchodzić". Co ciekawe, również po stronie elektoratu lewicowo-liberalnego pojawiły się głosy rozczarowania — część osób nie mogła zrozumieć, dlaczego kandydat KO usiadł przy piwie z jednym z liderów Konfederacji.
Sławomir Mentzen, który znalazł się w ogniu komentarzy, postanowił wyjaśnić sytuację. Jak stwierdził na platformie X:
„Z Nawrockim też bym poszedł na piwo, ale nie zaprosił. Nie rozumiem, o co niektórym chodzi. Nie należę do mafii, nie należę do sekty. Idę prosto. Nie dam się zapisać do żadnego z waszych obozów. A politycy powinni umieć normalnie ze sobą rozmawiać.”
Mentzen dał tym samym do zrozumienia, iż nie postrzega polityki jako wojny plemion, ale jako przestrzeń, w której można – i należy – rozmawiać ponad podziałami.
Według relacji dziennikarzy TVN24, cała sytuacja była spontaniczna, choć miała jednego cichego reżysera — Radosława Sikorskiego, który oglądał debatę w pubie i przekonał szefową sztabu Trzaskowskiego, by ten również przyszedł do lokalu. Politycy początkowo siedzieli osobno, ale ostatecznie zasiedli przy jednym stoliku – co stało się jednym z najbardziej symbolicznych kadrów tej kampanii.
Choć wspólne piwo mogłoby być potraktowane jako zwyczajny gest uprzejmości, dla wielu stało się ono politycznym manifestem – pozytywnym lub kontrowersyjnym. W dobie radykalizacji języka debaty publicznej taki obrazek może być odebrany jako niepotrzebne rozmywanie granic… lub jako odważny krok ku normalności.
Jedno jest pewne – to nie była zwykła sobota w kampanii wyborczej. I być może właśnie ten wieczór z piwem zapamiętamy równie dobrze, jak same wyniki głosowania.