Cierpiąca na twórczy kryzys gwiazda serialu o gangsterach i przychodzący z pomocą Ricky Gervais. Czy serial z takim pomysłem na siebie jak „Niemiecki geniusz” mógł się nie udać?
„Niemiecki geniusz” to nowy serial, który w Polsce możecie oglądać na HBO Max – czyli w tym samym serwisie, w którym dostępni są „Statyści” Ricky’ego Gervaisa. Czemu wspominam akurat o tej – skądinąd świetnej – komedii? Bo to próba przeniesienia jej na niemiecki rynek będzie punktem wyjścia dla tej może i nonsensownej, ale często zabawnej, produkcji, na której czele stanął duet Detlev Buck i Cüneyt Kaya.
Niemiecki geniusz – o czym jest serial HBO Max?
Gwiazdą „Niemieckiego geniusza” jest Kida Ramadan, który wciela się tutaj w samego siebie, choć oczywiście w wersji nieco podkręconej, bowiem zmagającej się z kryzysem twórczym. Punktem zwrotnym w fabule serialu jest prawdziwa rozmowa Ramadana i Ricky’ego Gervaisa na Twitterze z 2018 roku, w której brytyjski komik pochwalił występ swojego kolegi po fachu w „4 Blocks„. „Niemiecki geniusz” opowiada, co mogłoby wydarzyć się dalej, gdyby ich znajomość wyszła poza świat social mediów.
A jak się okazuje, mogłoby wydarzyć się całkiem sporo. Podczas krótkiej rozmowy w barze (z której śmieją się sami twórcy) Kida przekonuje Ricky’ego, by ten przyznał mu prawa do niemieckiej adaptacji swojego serialu, czyli właśnie „Statystów”. Jedynym problemem jest to, iż w kraju praktycznie nie ma międzynarodowych gwiazd, a Niemcy nie są specjalnie znani z poczucia humoru. I tu mamy mały twist – Kida wpada na pomysł, by w jego serialu lokalni aktorzy grali swoje przejaskrawione wersje, które z kolei wcielają się w role wybitnych Niemców. To nie może się nie udać, prawda?
Dążąc do stworzenia największego serialu wszech czasów, Kida stopniowo, ale nieuchronnie traci kontrolę nad sytuacją. Pojawiają się problemy z budżetem i przekonywaniem – aktorów do występu w serialu, a najbliższych, iż to poważny projekt, z którego faktycznie może wyjść coś dobrego. Jednego dnia jego produkcja będzie przypominała pracę domową studenta pierwszego roku filmówki, drugiego – profesjonalny plan zdjęciowy, którego rozmach zadziwia samego Kida. Profesjonalizmu w tym wszystkim będzie jednak niewiele, za to sporo improwizacji i ślepej wiary we własne dzieło.
Niemiecki geniusz to serialowa definicja słowa meta
To wszystko brzmi nieco dziwnie, prawda? Może choćby zbyt dziwnie. Opisując „Niemieckiego geniusza” możemy sparafrazować pewną polską reżyserkę: to rzecz o serialu w serialu w ramach serialu. jeżeli jakiś serial można byłoby określić słowem „meta”, to jest to zdecydowanie ta produkcja. Czasem możemy mieć wręcz drobny problem, by połapać się w tych wszystkich warstwach i zawiłościach. Kto tu jest kim i kiedy jest sobą? Tak w stu procentach nigdy nie możemy być pewni odpowiedzi. I to jest w sumie piękne – „Niemiecki geniusz” to prawdziwe przemieszanie światów, gdzie co chwilę zastanawiamy się, co jest jedynie fikcją, a co fikcją w fikcji. Uff, dobrze, nie będę może próbował opisywać tego dalej.
Zdecydowanie największą gwiazdą „Niemieckiego geniusza” jest sam Kida. Nieco apatyczny, zmęczony życiem i szukający dla siebie czegoś nowego, po tym jak cały świat zaszufladkował go jako Toniego Hamadiego z „4 Blocks”. Łatwo jednak tę jego apatyczność i zniechęcenie zrozumieć – podczas gdy on chciałby trochę odświeżyć swój wizerunek, filmowcy wciąż postrzegają go jedynie jako brutala. Widząc, w jakim położeniu znajduje się na początku serialu, łatwiej zrozumieć jego zapał do pomysłu, który w teorii nie ma prawa się udać. Mówię „w teorii”, bo z drugiej strony w tym serialowym świecie ostatnie, co powinno nas dziwić, to ewentualny sukces jego produkcji.
A Ricky Gervais? Cóż, nie dajcie się zwieść plakatom (oraz zdjęciu otwierającemu ten tekst) – jego rola w serialu pozostaje niewielka – w dwóch udostępnionych do tej pory odcinkach pojawia się tylko w tej jednej, przywołanej tu wcześniej scenie. Choć nieobecny ciałem, pozostaje jednak obecny duchem – jego imię i renoma unoszą się nad produkcją Kidy, czasem służą także jako wytrych, by przekonać nieprzekonanych. Wyobrażam sobie jednak, iż Gervais mógłby pojawić się jeszcze w którymś z kolejnych odcinków – np. interweniując na wieść o tym, iż marka „Statystów” może zostać rozmieniona na drobne przez grupkę nieokrzesanych niemieckich filmowców (w jednego z nich wciela się współtwórca serialu, Detlev Buck).
Niemiecki geniusz – czy warto oglądać serial komediowy?
Niemcy nie są przesadnie znani ze swojego poczucia humoru, ale mimo to „Niemiecki geniusz” daje radę jako komedia. Co prawda przeciętny polski widz – tak jak piszący te słowa – niekoniecznie musi orientować się w niemieckim show-biznesie, ale pewne prawdy o świecie rozrywki pozostają uniwersalne. I właśnie z tego korzysta serial – nie potrzebujemy tutaj wielkich nazwisk w rolach gościnnych, jak Kate Winslet czy Samuel L. Jackson w „Statystach”, by cieszyć się seansem. Tutaj główną atrakcją jest Kida, który swój kryzys twórczy próbuje przełamywać w sposób tak absurdalny, iż trudny do uwierzenia.
I tylko szkoda, iż „Niemiecki geniusz” czasem sam gubi się w tym ciągłym byciu meta – nieraz wytraca rytm i jedyne, z czym pozostawia widza, to skonfundowanie. Brakuje tu czasem miejsca na oddech, chwilę odpoczynku od tego całego absurdu. Wygląda jednak na to, iż twórcy założyli sobie, iż każda scena musi być prześmiewcza, musi jeszcze podkręcać całą atmosferę. Z tego powodu cały serial staje się momentami nieco nieznośny i przyciężkawy. Umiejętność wciskania hamulca we właściwym momencie jest szalenie istotna – tutaj wyraźnie jej niestety zabrakło.
I dlatego też mam trochę obaw, iż dalej może być tak tylko coraz częściej, iż „Niemiecki geniusz” z zabawnej ciekawostki zmieni się w produkcję może i oryginalną, ale przy okazji irytującą. Te obawy póki co odkładam jednak na bok i cieszę się samym serialem oraz wątpliwym geniuszem Kidy. Wychodzi na to, iż choćby jeżeli nasi zachodni sąsiedzi nie są mistrzami humoru, to na tyle sprawnie potrafią operować absurdem i ironią, iż innych braków nie jesteśmy w stanie łatwo dojrzeć. jeżeli ktoś liczył na zwykłą komedię, na pewno się zawiedzie. To nie jest sitcom, jaki moglibyśmy oglądać do obiadu, ale jeżeli damy „Niemieckiego geniuszowi” szansę, wszelkie niedogodności zdecydowanie zostaną wynagrodzone.