Miałam kiedyś chłopaka, Artura. Człowiek starej daty, wierzył w miłość aż po grób, był uczynny – podwoził ludzi, dokarmiał zwierzęta. Prawdziwa partia, na której można było polegać. I do tego przystojny! Miał pracę, mieszkanie, samochód – wszystko „na swoim miejscu”. Trafiło mi się szczęście i przez jakiś czas szłam z nim przez życie. Sama sobie zazdrościłam. Koleżanki szeptały: „Trzymaj się go! Tylko go nie wypuść!”, jakbym złapała balon wypełniony helem, który łatwo może ulecieć.
Trzymałam się, a on – mnie. Wszystko układało się idealnie. Ale niestety, ta sielanka nie trwała wiecznie. Pewnego dnia Artur wrócił do domu dziwnie markotny, wzrok spuszczony, unikał rozmowy. Dopytywałam go, co się stało, aż w końcu się przyznał: przypadkiem spotkał mojego byłego męża. Słysząc to, od razu zadrżałam. Nie utrzymuję kontaktu z byłym, a nasze relacje można określić jako wszystko, tylko nie przyjacielskie. Było mi dziwnie, bo Artur nigdy nie widział zdjęć mojego byłego, nie rozmawiałam o nim, a na portalach społecznościowych też nie mieliśmy siebie w znajomych. „To skąd on wiedział, jak wygląda?” – zastanawiałam się.
Może rzeczywiście to był przypadek, ale to, co zrobił Artur, wprawiło mnie w osłupienie. Podszedł do mojego byłego, przedstawił się i… zaproponował rozmowę. Wyszli na papierosa i zaczęli dyskutować. O czym? O mnie.
Artur, mój „idealny” partner, wyciągał od mojego byłego informacje na mój temat: jaka jestem, co robię, jakie mam wady. Kiedy mi to opowiadał, robił to z widocznym poczuciem winy, tłumaczył, iż wie, iż nie powinien był tego robić. Ale dla mnie to było jak zdrada.
Łzy same napłynęły mi do oczu. Czułam, iż ktoś, kogo darzyłam zaufaniem, po prostu wbija mi nóż w plecy. „Jak mogłeś? Jak można było coś takiego zrobić?” – powtarzałam, nie mogąc się uspokoić. Artur wydawał się żałować, ale to nie wystarczyło, by zmazać ten niesmak.
Co gorsza, mój były mąż nie poprzestał na rozmowie – wymyślał bzdury na mój temat, a Artur… zaczął mnie o to wszystko wypytywać, próbując weryfikować jego wersję. Znalazłam się w absurdalnej sytuacji, w której musiałam tłumaczyć się z czyichś kłamstw. Było mi wstyd, a jednocześnie czułam ogromny gniew.
W jednej chwili cały mój szacunek do Artura wyparował. Jak można było tak upaść? Rozmawiać za plecami z moim byłym i jeszcze wierzyć w jego słowa? Mężczyzna, który chciał ze mną budować życie, nagle stał się dla mnie obcym człowiekiem.
Zawsze myślałam, iż prawdziwy mężczyzna stanie w obronie swojej partnerki, nie pozwoli nikomu jej obrażać. A tu – zamiast bronić mnie, Artur wciągnął się w jakieś tanie plotki. Nie mogłam tego ani zrozumieć, ani zaakceptować.
Związek z Arturem rozpadł się niemal natychmiast. Zrozumiałam, jak ważne jest wzajemne zaufanie i szacunek w relacji. Nie wyobrażam sobie budować relacji z kimś, kto dopuszcza się takiego zachowania. Mężczyzna, który nie potrafi zachować klasy i staje się małostkowy, w moim życiu miejsca nie znajdzie.
Może to, co wydarzyło się z Arturem, było trudne, ale nauczyło mnie jednej ważnej rzeczy – zawsze warto słuchać intuicji i nie przymykać oczu na coś, co podkopuje fundamenty związku.