Nie tylko zdolny aktor, ale także utalentowany reżyser i scenarzysta. Zaskoczył swoim debiutem

film.interia.pl 2 tygodni temu
Zdjęcie: INTERIA.PL


"Łobuz" to debiut reżyserski Harrisa Dickinsona. Znany aktor oddaje głos osobom zepchniętym na margines. Główny bohater, Mike, po wyjściu z więzienia próbuje rozpocząć nowe życie, mierząc się z uprzedzeniami, demonami z przeszłości oraz potrzebą akceptacji i bliskości. Film można zobaczyć na tegorocznym Festiwalu Kamera Akcja w Łodzi, który odbywa się w dniach 23-26 października.


Harris Dickinson, 29-letni brytyjski aktor, który zdobył światowy rozgłos dzięki głównej roli w głośnym filmie "W trójkącie", próbuje teraz swoich sił po drugiej stronie kamery. Łobuz to jego reżyserski debiut. Co prawda, pojawia się w nim również jako aktor, ale w roli drugoplanowej. Na pierwszy plan wysunął Franka Dillane’a w roli tytułowego łobuza. To kino autentyczne, choć opowiedziana historia jest stara jak świat. Zaskakująco dojrzałe jak na debiut i zdecydowanie skłaniające do refleksji.Reklama


"Łobuz": gdy wszyscy postawili na tobie już krzyżyk


Poznajemy głównego bohatera, Mike’a (w tej roli Dillane), gdy włóczy się po ulicach, próbując wyciągnąć od przechodniów kilka groszy. Kiedy pewien mężczyzna, kierowany dobrocią serca, postanawia mu pomóc, Mike niespodziewanie go atakuje, okrada i ucieka. Nie uchodzi mu to jednak na sucho. Trafia do więzienia. Po odbyciu kary dostaje od państwa drugą szansę: na kilka tygodni może zamieszkać w hostelu i podejmuje pracę jako pomoc kuchenna w dość obskurnym hotelu. Wydaje się, iż zaczyna wychodzić na prostą, aż do chwili, gdy demony przeszłości ponownie dają o sobie znać.


Szczególnie zapadła mi w pamięć scena, w której Mike wraz z koleżankami z hotelu wybiera się na miasto. Po raz pierwszy od dawna czuje się częścią grupy, kimś lubianym takim, jaki jest. Przeżywają beztroskie chwile w rytmach "Whole Again" zespołu Atomic Kitten. To uczucie akceptacji okazuje się uzależniające. Kiedy na jego drodze pojawia się ktoś, kto mógłby dać mu bliskość, o jakiej zawsze marzył, ukrywa prawdę o swojej przeszłości i trzeźwości. Z lęku przed utratą osoby, która naprawdę go dostrzegła.
Mike pada ofiarą przeznaczenia. Z góry napisany los ma dla niego inne plany. Choć za wszelką cenę próbuje prowadzić ułożone życie, z dala od używek, kradzieży i szemranego towarzystwa, przeszłość w końcu go dopada. Gdy poznaje dziewczynę, niemal natychmiast się w niej zakochuje. Do tego stopnia, iż porzuca dotychczasowe wysiłki, by tylko poczuć się przez nią akceptowanym. Bo właśnie o tym jest "Łobuz": o ucieczkach i pragnieniu bycia zaakceptowanym, gdy system z góry skazuje cię na porażkę.


"Łobuz": Harris Dickinson zaskakuje w nowej roli


Harris Dickinson w "Łobuzie" pokazuje, jakie kino chce tworzyć: szczere, autentyczne i autorskie. W filmie nie brakuje wstawek odzwierciedlających wewnętrzny stan głównego bohatera. Choć zwykle nie jestem fanką takich zabiegów, Dickinson wprowadza je subtelnie – odpowiednio do sytuacji i bez szkody dla tempa narracji.
Warto też podkreślić, iż Dickinson jest autorem scenariusza, i moim zdaniem to właśnie on stanowi siłę jego debiutu. Wciągający storytelling, bez oceniania bohatera i bez emocjonalnego szantażu. Mike nie jest idealny, ale naprawdę da się go polubić i chce się za nim podążać. Kibicuje się mu, by wytrwał w postanowieniach, a jego upadek jest bolesny zarówno dla niego, jak i dla widza. Ogromną rolę odgrywa tu także Dillane, który z naturalną łatwością pokazuje różne odcienie Mike’a.
"Łobuz" udowadnia, iż Harris Dickinson to nie tylko zdolny aktor, ale przede wszystkim utalentowany scenarzysta i reżyser. Mam nadzieję, iż nie będzie to jednorazowy strzał w jego karierze i trzymam kciuki za kolejne projekty.
8/10
"Łobuz", reż. Harris Dickinson, Wielka Brytania, 2025 r.
Czytaj więcej: Te filmy trzeba koniecznie obejrzeć. Niełatwo było wybrać najlepsze
Idź do oryginalnego materiału