Nie tego się spodziewałam po "Squid Game 3". Momentami krzyczałam do ekranu

natemat.pl 3 godzin temu
Trzeci sezon "Squid Game" wrzuca nas w sam środek brutalnej, nieprzewidywalnej i jeszcze bardziej emocjonalnej rozgrywki. Gi-Hun i reszta ocalałych mierzą się nie tylko z kolejnymi grami, ale też z własnymi demonami, a stawka znów rośnie. Czy finał kultowego serialu spełnia oczekiwania? Sprawdzam, jak wypada ostatni sezon hitu Netfliksa.


Recenzja bez spoilerów do trzeciego sezonu.

Drugi sezon "Squid Game" zakończył się potężnym cliffhangerem – spacyfikowano powstanie graczy pod wodzą Gi-Huna, który stracił też swojego przyjaciela. A będąc dokładnym – stracił aż dwóch przyjaciół: tego dawnego, Jung-bae, i tego nowego, In-Ho, który w rzeczywistości był Liderem podającym się za gracza. Wiedzieli o tym widzowie, ale nie wiedział o tym Gi-Hun i reszta, co nadało ostatniej odsłonie sporo dramatyzmu.

W trzecim sezonie "Squid Game", który ukazał się ponad pół roku po ostatnich odcinkach (na szczęście nie musieliśmy czekać długo, bo ostatni odcinek wszystkich wkurzył nagłym ucięciem), wracamy na arenę – do dobrze znanych nam już uczestników. Podczas gdy pierwszy sezon był bowiem jedną, oddzielną grą, to drugi oraz trzeci są ze sobą połączone i obejmują jedną i tę samą śmiertelną rozgrywkę.

Co to oznacza w praktyce? Że musisz bardzo dobrze pamiętać drugi sezon, zanim włączysz trzeci. Ten rozpoczyna się dokładnie w miejscu zakończenia poprzedniego, a twórca Hwang Dong-hyuk nie bawi się w powtórzenia. I prawidłowo – bo w końcu kolejny sezon włączają ci, którzy oglądali poprzedni. Jednak jeżeli nie pamiętacie, co konkretnie wydarzyło się wcześniej, a szczególnie w finale, nadróbcie jakiś recap na YouTube, żeby się nie pogubić.



O czym jest trzeci sezon "Squid Game"? Rebelia stłumiona, wracamy na arenę


Ciężko wyjawić fabułę trzeciego sezonu bez spoilerów. Umówmy się: "Squid Game" to jeden z tych seriali, które są tak nieprzewidywalne i zaskakujące, iż trudno powiedzieć cokolwiek bez psucia komuś zabawy.

Ale możemy powiedzieć, kto został nam w grze z głównych bohaterów. Oczywiście gracz 456, Gi-Hun (Lee Jung-jae), który po fiasku swojej rebelii jest zrezygnowany i pokonany. Jednocześnie zaczyna pałać żądzą zemsty wobec Da-Ho, czyli gracza 388 (Kang Ha-neul), który – jak pamiętamy z finału drugiego sezonu – miał przynieść buntownikom broń, jednak w ostatniej chwili sparaliżowała go panika, co mocno osłabiło rebelię.

Mamy też ciężarną graczkę 222, Jun-hee (Jo Yu-ri), i jej byłego chłopaka, gracza 333, Myung-gi (Im Si-wan), który stracił swój i jej (oraz wielu innych) majątek po beznadziejnie złej radzie dotyczącej kryptowalut. Opiekę nad dziewczyną sprawuje "babcia", graczka 149, Geum-ja (Kang Ae-shim) – czuła, opiekuńcza i charakterna seniorka, która nieświadomie wzięła udział w Squid Games ze swoim synem, byłym hazardzistą Yong-sikiem (gracz 007, Yang Dong-geun).

Wciąż w walce o miliony jenów jest również uwielbiana przez fanów Hyun-ju, czyli graczka 120 (Park Sung-hoon) – transpłciowa była żołnierka, która walczyła w rebelii u boku Gi-Huna i wciąż jest jedną z najlepszych postaci we wszystkich trzech sezonach serialu.

Na arenie wciąż walczą również m.in. nieśmiały gracz 125, Min-su (Lee David), który nie może pozbierać się po śmierci graczki 380; chciwy i irytujący senior Jeong-dae, gracz 100 (Song Young-chang), który ma gigantyczny dług w wysokości 10 miliardów jenów; równie irytująca, uduchowiona szamanka i samozwańcza prorokini Seon-nyeo z numerem 044 (Chae Kook-hee); czy była prawa ręka rapera Thanosa, uzależniony od tabletek gracz 124, Nam-gyu (Roh Jae-won).

Ale "Squid Games" to nie tylko gracze – bo Lider znowu jest Liderem (jako gracz 001 In-Ho ma status "zmarły") i znów gra go charyzmatyczny Lee Byung-hun, ochrzczony przez fanów mianem "koreańskiego Madsa Mikkelsena". istotną rolę w trzecim sezonie ponownie ma również strażniczka w różowym uniformie, była żołnierka z Korei Północnej Kang No-eul (Park Gyu-young).

Wciąż realizowane są również poszukiwania areny, którym przewodzi policyjny detektyw Hwang Jun-ho (Wi Ha-joon) – brat Lidera, jeden z niewielu bohaterów obecnych w serialu od pierwszego sezonu. Wraz ze swoją ekipą przeszukują morze na statku, którym kieruje kapitan Park (Oh Dal-su) – początkowo sympatyczny pan w średnim wieku, który w finale okazał się zdrajcą i dalej będzie sabotował poszukiwania gier.

Powstanie zostało więc stłumione, realizowane są gry – a w trzecim sezonie czekają nas trzy kolejne rundy, jeszcze bardziej szalone i brutalne od poprzednich. Tak, wszystkie gry są zupełnie nowe, naprawdę świetnie pomyślane i emocjonujące. Zwłaszcza gra numer pięć może się śnić po nocach, a ukłony dla twórców należą się za świetne nakręcenie gry czwartej (spokojnie, bez spoilerów!).

"Squid Game 3" jest nierówne, ale przygotujcie się na zaskoczenia


Trzeci sezon liczy łącznie sześć odcinków i – mówiąc szczerze – są one mocno nierówne. Chociażby pierwszy wolno się rozkręca, z kolei drugi to już jazda bez trzymanki. Samej akcji jest oczywiście w "Squid Game 3" dość sporo. Gry grami, ale są też strzelaniny, bójki, ataki i... morska pogoń.

Pojawiają się również dłużyzny – i nie mówię wcale o "cichych" scenach, rozmowach czy refleksjach, które są świetne i niezbędne do zarysowania relacji między bohaterami oraz ukazania ich rozwoju. Mowa raczej o na siłę przedłużanych scenach, które nie są aż tak interesujące, żeby poświęcić im tyle czasu.

Jak jedna z sekwencji na posterunku z Woo-seokiem (Jeon Seok-ho), prawą ręką policjanta, która naprawdę mogła być spokojnie trzy razy krótsza. Podobnie niekończące się dyskusje graczy w finałowej grze – miały dodać dramaturgii, ale w rezultacie sprawiają, iż krzyczałam do ekranu, żeby przestali w końcu gadać i zaczęli grać.

Za to odcinek szósty, ostatni jest bardziej wyważony. Jego pierwsza część to emocjonujący finał rozgrywki i poszukiwań areny (choć konkluzja tych ostatnich była nieco... rozczarowująca), z kolei w drugiej poznajemy dalsze losy bohaterów (oczywiście tych, którzy przeżyli), co jest satysfakcjonujące i idealnie wieńczy cały serial. Jednak samo zakończenie nie wszystkim przypadnie do gustu, a ostatnia scena jest nieco zbyt... "hollywoodzka" (jak skończyło się "Squid Game", przeczytacie tutaj).

Emocje i napięcie znowu są ogromne, ale w tym sezonie twórca wrzucił do gry element (którego można się już było spodziewać po drugim sezonie), który postawi wszystko na głowie. Z jednej strony zwiększa stawkę gry i emocje, a z drugiej jest niejako emocjonalnym szantażem i fabularną sztampą. Można marudzić na pójście na skróty, ale nie da się ukryć, iż kolejne rundy ogląda się dzięki temu z zapartym tchem.

Olbrzymie emocje zapewniają również oczywiście śmierci kolejnych bohaterów, które – umówmy się – były nieuniknione. To w końcu "Squid Game". Wylejecie łzy i... będziecie sfrustrowani, bo twórca nie boi się ani zwrotów akcji, ani likwidowania ulubionych postaci – jednak to już znamy z poprzednich odsłon.

To, co podzieli widownię, to nietypowe, zaskakujące, a niekiedy wręcz szokujące rozwiązania fabularne, które stawiają całą fabułę na głowie i sprawiają, iż gapimy się w ekran i mówimy: "ej, ale jak to, myślałam, iż będzie inaczej". Nie brakuje też niespodziewanych cameo.

Czy dla ludzkości pozostało jakaś nadzieja? "Squid Game" nie owija w bawełnę


Tak, trzeci sezon wciąż ogląda się dobrze. Może to odgrzewany kotlet, ale twórcy udało się dalej zaskakiwać widza i wyprowadzać go w pole. A to naprawdę niezła sztuka, zważywszy na to, iż pierwotnie Hwang Dong-hyuk wcale nie zamierzał kręcić kontynuacji hitu z 2021 roku (po sukcesie serialu przekonał go Netflix, jednak na szczęście Hwang nie zamierzał przedłużać swojego opus magnum w nieskończoność i udało mu się stworzyć skondensowaną historię).

Jednak nie jest to miły seans. Jasne, to "Squid Game", ale ten sezon jest bardziej ponury i mocniejszy niż poprzednie. Hwang Dong-hyuk stawia w nim pytanie o kondycję ludzkości. Czy jest dla niej nadzieja?

Przez pięć odcinków wydaje się, iż nie – bo pomimo nielicznych przebłysków dobra, uczciwości i zwyczajnego człowieczeństwa, wygrywa cynizm, brutalność, kapitalizm. Ludzie to zwierzęta, a silniejsi zabijają słabszych. Jednak sam finałowy odcinek nieco zmienia ton, pozostawiając widzowi nadzieję i mówiąc: istnieje jeszcze dobro.

Oprócz dłużyzn i nierównego tonu, najgorszym aspektem finału są bez wątpienia okropne VIP-y. I wcale nie tylko dosłownie okropne. Zagraniczne szychy kierujące "Squid Game", które oglądają ostatnie rundy, są karykaturalne – ale niestety nie w kampowym tonie.

Być może Hwang Dong-hyuk nie oglądał świetnych, satyrycznych portretów bogaczy w "Białym Lotosie", "Sukcesji" czy celowo przerysowanej "Unbreakable Kimmy Schmidt". A może nie chciał niuansować VIP-ów – jednak momenty z nimi są absolutnie nie do oglądania. Bohaterowie, którzy mają w tym sezonie sporą rolę, są toporni, papierowi, bez absolutnie żadnych odcieni szarości. Są po prostu bogaci, niemoralni i bez sensu – do tego dostali okropne dialogi. To największy mankament sezonu.

Aktorstwo pozostałych wciąż jest w większości bardzo dobre, a bez wątpienia wyróżniają się ponownie odtwórczynie roli "babci" i transpłciowej żołnierki. Lee Byung-hun, czyli Lider, niestety znowu w większości jest w masce, ale to wciąż najbardziej nieoczywista i charyzmatyczna postać, a Lee kradnie swoje sceny.

Z kolei Lee Jung-jae tworzy przejmujący portret Gi-Huna – na początku załamanego i zniszczonego, a potem zdesperowanego i gotowego do walki o nową sprawę. Ponownie gra znakomicie, chociaż w pierwszych odcinkach nie ma za dużo do roboty, bo głównie... intensywnie patrzy w przestrzeń i irytuje widzów. Na szczęście w drugiej połowie sezonu wraca do akcji i jest bohaterem jednej z najbardziej emocjonujących scen (choć momentami ma trochę zbyt duży plot armour).

"Squid Game", olbrzymi hit Netfliksa i jeden z największych serialowych fenomenów w historii, skończył się więc na – może nie wysokiej – ale przyzwoitej nucie. Biorąc pod uwagę fakt, iż początkowo cała historia miała być miniserialem, Hwangowi naprawdę udało się spiąć to wszystko w całość i zapewnić mocne zakończenie, które nie jest tandetne ani zwykłym "skokiem na kasę".

Wszystko trzyma się tu kupy, wątki zostały zakończone – jednak widzowie będą podzieleni. Bo przecież lubimy szczęśliwe zakończenia. Ale to "Squid Game" i Korea Południowa, nie Hollywood.

Idź do oryginalnego materiału