(Nie)rozważni i romantyczni

filmweb.pl 2 tygodni temu
Zdjęcie: plakat


30 marca 2024 w świecie "The Boys" doszło do nieoczekiwanej tragedii. W wypadku zginął 28-letni Chance Perdomo, wcielający się w rolę Andre Andersona w "Gen V". Aktorzy z serialu w szczególności przeżyli jego śmierć: w social mediach pojawiła się masa postów, w których twórcy zaczęli oddawać hołd aktorowi. Nic dziwnego, iż choćby tuż przed rozpoczęciem pierwszego epizodu pojawia się napis "For Chance". I niejako wyznacza on kurs dla tych ośmiu odcinków o przygodach paczki z Godolkin.

Valorie Curry
  • Amazon Content Services LLC
  • Jasper Savage

Najnowszy sezon Boysowego spin-offu ma miejsce jakiś czas po szalonych wydarzeniach z poprzedniego finału. Twórcy mieli kilka możliwości, w jaki sposób powinni rozwiązać wątek bohatera granego przez Andre. W grę mógł wchodzić przecież recasting, jak ostatnio w przypadku nowego sezonu "Wiedźmina" (choć przecież tam okoliczności były zupełnie inne). A jednak już na samym początku dowiadujemy się, iż Andre zginął w tajemniczych okolicznościach, prawdopodobnie prześladowany przez korporację Vought. Bohaterowie – Emma, Jordan, Cate, Sam i Marie –kolejno dowiadują się o tym nieszczęściu, co wpłynie mocno na ich późniejsze działania. To prawdopodobnie moment, w którym zaciera się granica między aktorstwem a jakąś taką emocjonalną reakcją na ból; tak jakby ktoś dotykał jeszcze niezagojonej rany.

Cały ten zabieg pożegnania Andre/Chance’a porusza – nie tylko scenarzyści wybrnęli z klasą, ale też w naturalny sposób wpletli to do całej narracji. Tym samym śmierć Andre staje się motorem napędowym dla tego sezonu: twórcy dają przestrzeń bohaterom, aby ci pogodzili się zarówno ze stratą, jak i między sobą (przypominamy: doszło do podziału grupy na dwa obozy: Sam i Cate kontra cała reszta brygady).

Stosunkowo istotną postacią staje się ojciec samego Andre (Sean Patrick Thomas), również przechodzący przez swoją własną żałobę. Zamiast pić i przeżywać stratę, ten postanawia działać i pomóc paczce naszych znajomych. Wszystkie te reakcje postaci, dialogi między nimi (w których nierzadko rozmawiają o Andre), a także wszelakie następstwa po jego śmierci są podane w organiczny sposób, co nie daje poczucia, iż gdzieś zaciera się ta granica między fikcją a rzeczywistością.

Lizze Broadway
  • Amazon Content Services LLC
  • Jasper Savage

Twórcy zdołali utrzymać w serialu to, za co widzowie pokochali "The Boys", czyli ten "superbohaterski suspens”, który w pełni intensyfikuje nasze serialowe przeżycie. Zdołaliśmy przyzwyczaić się, iż to uniwersum nie wybacza; nie bierze jeńców i w każdej chwili z życiem może pożegnać się choćby najważniejsza postać. Nic dziwnego, iż najnowszy sezon "Gen V" wprowadza postać złowieszczego dziekana placówki, który ma szansę tu sporo namieszać. Facet o pseudonimie Cipher (brawurowo zagrany przez Hamisha Linklatera) to człowiek-zagadka. Kim jest? Jaką ma supermoc? Dlaczego tak bardzo zaczyna interesować się życiem Marie? Intryga działa i rajcuje widza, bo odnosi się do skali mikro, krążąc wokół prywatnych problemów postaci. Nasi młodociani herosi będą walczyć o uratowanie swojego własnego świata, a nie całej Ameryki; skalę makro muszą zostawić Butcherowi i reszcie ekipy. To spory powiew świeżości: nie mamy poczucia, iż scenariusz robi z tej paczki herosów, którymi ci – tak na dobrą sprawę – do końca nie są.

Pomimo to nie wszystko tu działa: czasami wciąż mamy wrażenie, iż to "The Boys 1,5", które poszerza znane uniwersum, ale w sumie to zbytnio nic po za tym nie wnosi. Ogląda się to trochę jak "Niezwycięzony", tyle iż wspomniana stawka będzie tu znacznie mniejsza. I w sumie to o to twórcom chodziło – "Gen V" jest po prostu zgrabnym przedłużeniem świata przedstawionego, które w całkiem czuły sposób ukazuje życie studentów pewnego amerykańskiego college’u.

Do tego całość zatacza koła (gdzieś w środku sezonu bohaterowie na zmianę ratują się z opresji i tak dalej), ale choćby taki zabieg da się tutaj obronić. Bowiem bardziej niż akcja liczy się tzw. "character development". Wszyscy są tutaj (nie)rozważni i romantyczni – niektóre decyzje podejmowane przez naszych uczniów są bezsensowne, ale koniec końców korespondują z ich charakterami. Bo właśnie takimi prawami rządzi się młodość – kiedy coś spieprzysz, to musisz liczyć się z konsekwencjami. A te w tym uniwersum są zwykle tragiczne w skutkach.

Jaz Sinclair, London Thor
  • Amazon Content Services LLC
  • Jasper Savage

Czasami jednak można odnieść wrażenie, iż najważniejsze postacie serialu mają na sobie tzw. "plot armour". Twórcy kochają ich miłością pełną i bezwarunkową – choć karcą ich za głupotki, miłostki i motyle w brzuchach, to rzadko kiedy decydują się na przyciśnięcie czerwonego guzika z napisem "śmierć". Nie zmienia to faktu, iż to wciąż jest serial w stylu "The Boys" – eksplodujące głowy i hektolitry krwi to tylko część atrakcji.

No i dochodzi ten z lekka nieszczęsny finał, cierpiący na to samo schorzenie, co zakończenie drugiego sezonu "Peacemakera". I tu pojawiają się schody – trudno stwierdzić, czy wina leży po stronie twórców, czy może oczekiwania widzów są zbyt wygórowane. Oba działają jako emocjonalne zamknięcia, które nie mają nie-wiadomo-jakiego przytupu. Czy przyzwyczailiśmy się do tego, iż wymagamy od finałów wybuchów, pościgów i zapierających dech w piersiach cliffhangerów? A może twórcy już nie potrafią nas zaskoczyć? El fin w tym sezonie działa, sprawia masę frajdy, choć pozostawia nas z poczuciem, iż to lądowanie było za gładkie, może jedynie z lekkimi turbulencjami.

  • Amazon Content Services LLC
  • Jasper Savage

Drugi sezon "Gen V" niejako scala dwie serialowe linie fabularne w jedną (więcej nie zdradzamy!) – i zapowiada, iż piąty sezon, a zarazem ostatni "The Boys" to będzie pełnokrwisty banger; marvelowski "endgame", w którym nastąpi przetasowanie dotychczasowych kart i wprowadzenie paru nowych postaci do walki z Homelanderowskim faszyzmem. Czyli tak: najnowsze poczynania studentów Godolkin to łatwostrawna i smaczna przystawka przed chaosem, który już niedługo będzie miał miejsce. Teraz musimy uzbroić się w cierpliwość i poczekać na crème de la crème.
Idź do oryginalnego materiału