W ich słowach słychać echo straty, ale też głęboką wiarę w duchową obecność tych, którzy odeszli. Justyna Szyc-Nagłowska wspomina śmierć ojca jako moment przełomowy – bolesny, ale zarazem dający nowe zrozumienie życia. Dla Borysa Szyca to ojcostwo stało się katalizatorem refleksji nad relacją z własnym tatą. Ich wspólna opowieść to zapis wzruszeń, z którymi wielu z nas może się utożsamić – o utracie, miłości i sile, jaką daje rodzina.
Justyna i Borys Szycowie: „Nie odkładamy marzeń na stare lata” – jak strata bliskich zmieniła ich podejście do życia? Wywiad VIVA!
– Rozdział „Czas dokonany” zaczyna Pani zdaniem: „W listopadzie 2023 roku przestałam być dzieckiem. W moim sercu powstała ogromna wyrwa. Ogromny ból przeszył moje ciało. […] Śmierć zawsze przychodzi znienacka. Nie można się na jej wizytę tak naprawdę przygotować. Przychodzi i zabiera nie tylko człowieka, którego kochasz, ale też cząstkę ciebie. Na zawsze”.
Justyna: Wierzę w energię, wierzę w to, iż się odradzamy, wierzę w duszę. Kiedy mój tata odszedł, poczułam z nim duchową bliskość, jakiej nigdy wcześniej nie doznałam. To był nasz czas. Mój i taty. Wiem, iż nasze dusze jeszcze się spotkają. Od śmierci taty minęło półtora roku. Rozmawiamy z moją mamą o tym, iż trzeba żyć. Nie odkładamy marzeń „na stare lata”. Wszystko, czego pragniemy, robimy tu i teraz.
- ZOBACZ: Justyna Szyc-Nagłowska i Borys Szyc szczerze o patchworkowej rodzinie: "Pracujemy nad tym nieustannie, bo to jest turboskomplikowane"

– To tato jest autorem zdania, które naznaczyło Pani życie: „Rodzina to jest siła”.
Borys: Lekko z tego dowcipkowaliśmy. Tato Justyny był znany z tego, iż każde spotkanie rodzinne rozpoczynał przemową, którą miał przygotowaną. Elegancko ubrany wstawał od stołu i mówił. Zawsze było w tym odniesienie do jakiegoś tematu, jakaś myśl przewodnia, jakiś morał. Bardzo mu zależało, żeby jego wnuczęta, a miał ich sześcioro, odebrały lekcję o wartościach wyższych. I każda przemowa niezmiennie kończyła się zdaniem…
Justyna i Borys jednym głosem: „…bo pamiętajcie, iż rodzina to jest siła”.
Justyna: Brakuje mi tego i mam oczekiwania wobec mojego męża. Patrzę na niego z nadzieją, iż teraz on będzie tę tradycję kultywował. Ma już na koncie kilka rodzinnych wystąpień.

– Pana teść i ojciec reprezentują dwa różne typy ojcostwa?
Borys: Zupełnie. Kiedy zaczynałem być z ojcem blisko, on odszedł. Na pogrzebie w Krakowie powiedziałem, iż dziwne są te nasze drogi. Ciągle się rozjeżdżały, a kiedy w końcu zaczęły się coraz mocniej splatać, ojciec zachorował i gwałtownie umarł. Miał 80 lat, mógł jeszcze pożyć. Nie zdążyliśmy o wielu rzeczach porozmawiać. Nie zdążyłem go poznać. Mam w życiu wyrwę, której nie da się zasypać. Kiedy na świecie pojawił się Henio i zacząłem z nim budować własną ojcowską relację, poczułem z potrójną mocą, czego ja nie dostałem. Jak jestem – w jakimś sensie – wybrakowany. Całe dzieciństwo ojciec był dla mnie obcym facetem. Nie potrafiłem wymówić słowa „tato”, bo z niczym mi się nie kojarzyło. Nie wiedziałem, co znaczy. Wstydziłem się. Henio woła cały czas: „Tato, tatusiu!” i ja się rozpływam. Potrafi mnie też wkurzyć. Sprawdza, kto jest silniejszy – on czy ja. Dwa męskie ego (śmiech). Ma świetne poczucie humoru, to ważne. Między innymi na poczuciu humoru zbudowaliśmy z Justyną nasz związek.
Cały wywiad do przeczytania w nowym numerze VIVY! Magazyn dostępny w punktach sprzedaży w całej Polsce od czwartku, 5 czerwca.
- SPRAWDŹ TEŻ: Wzięli nie jeden, a dwa śluby! A ich zaręczyny? „Pierścionek zamarzł”! Z pomocą ruszyli górale