„Nie mów zła” (2024)

horror-buffy1977.blogspot.com 2 godzin temu
Na wakacjach we Włoszech od niedawana mieszkające w Londynie amerykańskie małżeństwo Louise i Ben Dalton oraz ich niespełna dwunastoletnia córka Agnes poznają przebojową brytyjską parę, Patricka 'Paddy'ego' i Ciarę, oraz ich nieśmiałego syna z niepełnosprawnością, Anta. W pewnym momencie Paddy stwierdza, że Daltonowie powinni odwiedzić ich farmę w hrabstwie Devon, a Ben bez namysłu akceptuje ten pomysł. Jakiś czas po powrocie do Londynu na pozór idealna rodzina, w rzeczywistości zmagająca się z licznymi problemami, otrzymuje pisemne zaproszenie na odizolowaną farmę w bajecznej scenerii, z którego rodzice nadmiernie przywiązanej do pluszowego króliczka o imieniu Hoppy nastoletniej jedynaczki, wbrew podszeptom instynktu, decydują się skorzystać. Spędzić weekend z praktycznie obcymi ludźmi.

Plakat filmu. „Speak No Evil” 2024, Blumhouse Productions

Od wypuszczenia swojego debiutanckiego obrazu, survival thrillera pt. „Eden Lake” (2008), James Watkins pozostawał w kontakcie z przedstawicielami firmy Blumhouse Productions – wymieniali się pomysłami na wspólny projekt filmowy, ale porozumienie zawarli dopiero po uwolnieniu bezkompromisowego duńsko-holenderskiego dreszczowca w reżyserii Christiana Tafdrupa. Twórca „Kobiety w czerni” (2012), readaptacji neogotyckiej powieści Susan Hill, o „Speak No Evil” z 2022 roku (pol. „Goście”) dowiedział się od znajomego z Blumhouse (rozmowa telefoniczna), który bez większego przekonania, jakby od niechcenia powiedział „sprawdź to”. James Watkins uraczył się więc tym „mocnym trunkiem”, jak później podsumuje „Gości” Christiana Tafdrupa w przestrzeni publicznej, nieustępliwy film, w którym zakochał się od pierwszego wejrzenia, także przez skojarzenia z jego „Eden Lake” (totalnie mroczne zakończenie). Scenariusz „Nie mów zła” (oryg. „Speak No Evil”), remake'u, czy jak niektórzy wolą go nazywać, przeróbki niesamowicie depresyjnego, wręcz traumatycznego thrillera o przesadnie grzecznych Duńczykach „wizytujących” u przesadnie asertywnych Holendrów, reżyser przygotował sam, wprowadzając zmiany, które nie spodobały się twórcy oryginału.

Zdjęcia główne do amerykańskiej wersji „Speak No Evil” ruszyły w Chorwacji i w mieście Gloucester, stolicy angielskiego hrabstwa Gloucestershire w maju 2023 roku, ale w lipcu zostały zawieszone z powodu strajku SAG-AFTRA. Produkcję wznowiono w połowie listopada 2023 w angielskiej wiosce Saxon's Lode w hrabstwie Worcestershire – w zabytkowym budynku i jego okolicach (Saxons Lode Manor House, znany też jako Saxons Lode Farmhouse). Budżet filmu oszacowano na piętnaście milionów dolarów. Pierwsze pokazy długo wyczekiwanego (przez obie strony) owocu współpracy Jamesa Watkinsa i Blumhouse Productions, odbyły na Fantasy Filmfest, MOTELX - Lisbon International Horror Film Festival i w DGA Theater w Nowym Jorku tuż przed szeroko zakrojoną akcją kinową (dystrybutor główny: Universal Pictures) we wrześniu 2024 roku. Stworzony z myślą o tak zwanej masowej widowni, dopasowany do wiodącego nurtu sztuki filmowej (mainstream), w Polsce rozpowszechniany pod „jakże malowniczym” tytułem „Nie mów zła”, paradoksalnie ugrzeczniona rearanżacja depresyjnego świata Christiana Tafdrupa; rzetelnego odbicia twardej rzeczywistości, niedostrzeganych ułomności ludzkich występujących w całej cywilizacji zachodniej (szerząca się choroba cywilizacyjna) albo, jak woli to postrzegać James Watkins, ostrej satyry na uległe społeczeństwo duńskie. Goście z filmu Christiana Tafdrupa byli wiarygodni w swojej uniżoności, ale w „Nie mów zła” Jamesa Watkinsa taka postawa by nie przeszła, bo Ben i Louise Daltonowie nie pochodzą z Danii, tylko ze Stanów Zjednoczonych. Zdaniem scenarzysty i reżysera typowo hollywoodzkiej, polukrowanej opowieści grozy opartej na nietypowo realistycznej, autentycznej, prawdomównej produkcji współczesnej, amerykańska kultura jest zupełnie inna: w jego ojczyźnie panuje mentalność pionierów, chcąc nie chcąc, musiał więc zmodyfikować białe(?) charaktery „pożyczone od” Christiana i Madsa Tafdrupów (autorzy oryginalnego scenariusza). Wyeliminował nieprawdopodobne lub zastąpił nieakceptowalną prawdę wygodnym kłamstwem – w zależności od frakcji, nie da się bowiem ukryć, iż brutalny spektakl Christiana Tafdrupa podzielił widownię. Główną osią sporu jest oczywiście niedorzeczne, niefilmowe/niemedialne zachowanie Bjørna i Louise. Wsłuchano się więc w głosy zawiedzionych... i zdetronizowano oryginał (a przynajmniej na razie remake wykazuje się mniejszą sprawnością w zbieraniu negatywnych recenzji). Ha! Amerykanie znowu udowodnili, że ich sztuka lepiej naśladuje rzeczywistość od sztuki europejskiej. Reżyser i współscenarzysta pierwszego „Speak No Evil” przyznał, iż drugi „Speak No Evil” uznaje za dzieło „szalenie zabawne, skuteczne, dobrze zagrane, ale mniej niebezpieczne” od jego propozycji. Christian Tafdrup czuł, iż jego szokujący obraz nie odniesie komercyjnego sukcesu UWAGA SPOILER - nie z takim zakończeniem - niemniej rozczarowała go alternatywa przedstawiona w „Nie mów zła” Jamesa Watkinsa. „To rodzaj szczęśliwego zakończenia, głęboko zakorzenionego w amerykańskiej kulturze”, w społeczeństwie „wychowywanym na bohaterskich opowieściach, gdzie dobro zawsze musi zwyciężyć zło, a ta wersja filmu to kultywuje” - tak podsumował ostatnią partię „Nie mów zła” Christian Tafdrup. Moją pierwszą myślą było: „okropna karykatura - to powinno być karalne”, a kiedy już emocje opadły, pół żartem, pół serio stwierdziłam, iż mogłaby być z tego całkiem przyzwoita makabryczna wariacja na temat świątecznego hitu Chrisa Columbusa KONIEC SPOILERA.

Plakat filmu. „Speak No Evil” 2024, Blumhouse Productions

Nie należę do najbardziej kumatych widzów, mam więc podejrzenie graniczące z pewnością, iż nie wyłapałabym przesłania „Nie mów zła” Jamesa Watkinsa, gdybym wcześniej nie obejrzała „Gości” Christiana Tafdrupa. Jak żyję, nie widziałam takiego zmętnienia (potężnego) przekazu. Ale zła jestem głównie na siebie, bo powinnam była to przewidzieć. Oczekiwałam zmian (z reguły nie przepadam za remake'ami całkowitymi), ale w swojej naiwności sądziłam, iż moc ładunku emocjonalnego będzie zdecydowanie bardziej zbliżona. Dobrowolnie zrezygnować z takiej siły rażenia na rzecz... tradycyjnej opowieści o amerykańskiej rodzinie w niejednym kłopocie. Współczesnej rodzinie, łatwo zatem domyślić się, kto tutaj „nosi spodnie” (aktualne trendy w kinematografii). Bena i Louise Daltonów (przyzwoite aktorskie wcielenia Scoota McNairy'ego i Mackenzie Davis, którą miłośnicy kina grozy mogą pamiętać choćby z „Guwernantki” Florii Sigismondi, jednej z adaptacji kultowej powieści Henry'ego Jamesa, „The Turn of the Screw”) spotykamy w Toskanii – wakacyjny relaks z jedyną córką, prawie dwunastoletnią Agnes (bezbłędny występ Alix West Lefler; m.in. „Królewski przypływ” Christiana Sparkesa), która nieco psuje ojcu samopoczucie niesłabnącą obsesją na punkcie maskotki. Mężczyzna najchętniej by to ukrócił, ale jego stanowisko w sprawie dużej dziewczynki traktującego pluszowego Hoppy'ego jak żywe stworzenie, nie pokrywa się ze stanowiskiem żony. Metody wychowawcze to bardzo delikatny temat u Daltonów – Ben musi zachować maksymalną ostrożność, jeśli nie chce wywołać kolejnej kłótni z „mamą niedźwiedzicą”, która może być ostatnią w tym niedostatecznie szczęśliwym pożyciu małżeńskim. Tak naprawdę oboje za wszelką cenę starają się ocalić związek, oczyścić atmosferę w domu, naprawić to, co się zepsuło – dlatego Ben nie sprzeciwi się, gdy żona każe mu szukać Hoppy'ego, a Louise ugryzie w język, gdy rozmowa z nowo poznaną parą zejdzie na temat przeprowadzki do deszczowego miasta. Poświęcenie Louise (próba odkupienia jakichś win?), o którym kobieta nie wspomina w obecności męża. Udaje, iż bez większego żalu rozstała się z ojczyzną, iż podziela ekscytację Bena, desperacko zabiegającego o awans w pracy (powód przeniesienia się do Londynu). Louise nieprzekonująco udaje przed niehamującymi się, łamiącymi utarte kanony, fascynująco bezpośrednimi brytyjskimi turystami – doktorem medycyny 'mów mi Paddy' Patrickiem (popisowa kreacja Jamesa McAvoya; m.in. „Victor Frankenstein” Paula McGuigana, „Split” i „Glass” M. Nighta Shyamalana, „To: Rozdział 2” Andy'ego Muschiettiego) i spełnioną gospodynią domową Ciarą (niezawodna Aisling Franciosi; m.in. „The Nightingale” Jennifer Kent, „Niewybaczalne” Nory Fingscheidt, „Demeter: Przebudzenie zła” André Øvredala, „Stopmotion” Roberta Morgana). Pozostaje Ant (czysty talent Dan Hough), trochę młodszy od Agnes chłopiec z aglosją, całkowitą hipoplazją języka, który nie może liczyć na tak pobłażliwe traktowanie jakim cieszy się jego nowa koleżanka. Ben i Louise naturalnie są oburzeni surową dyscypliną narzucaną dziecku przez Paddy'ego za cichym(?) przyzwoleniem Ciary, ale pilnują, by nazbyt stanowczo nie stawać w obronie „własności innych rodziców”. Swobodne wyrażanie myśli nie jest praktykowane w świecie Daltonów, co zostanie wyrażone wprost w dalszej partii „Nie mów zła” Jamesa Watkinsa (lekcja udzielona Agnes przez matkę, jednozdaniowy wykład o konieczności zatrzymywania niektórych opinii dla siebie). Podczas przedłużonego weekendu w hrabstwie Devon. Zacieśniania więzi z bezpośrednimi farmerami (Paddy i Ciara mają małą hodowlę zwierząt, ale chyba tylko do własnego użytku; w odróżnieniu od ich wysokoprocentowych specjałów)? Pasywno-agresywnymi właścicielami rustykalnej nieruchomości, którą przyzwyczajona do dużo wyższego standardu pani Dalton uznaje za zwyczajnie, ordynarnie obskurną. Ben werbalnie jest mniej krytyczny – w duchu może i podpisuje się pod miażdżącą recenzją Louise, ale w dyskusji przekonuje, iż nie jest tak źle. Biednie, ale stylowo - ot, przytulna nędza. Gospodarze witają ich mięsem nie pierwszej lepszej kaczki; nieszczęsne stworzenie podobno było ich ulubienicą, nie wypada więc przypominać o wegetariańskiej diecie Louise. Na pewno mówiła im o swoich przekonaniach (troska o środowisko naturalne, która później zostanie bezceremonialnie zakwestionowana: „pogawędka” o rybach), ale widać w całym tym zamieszaniu Paddy'emu i Ciarze ten szczegół wyleciał z głowy. Dodajmy prymitywne posłanie dla Agnes tuż obok „dziwnego chłopca” i paskudną plamę na prześcieradle rozścielonym na zbyt małym łóżku przeznaczonym dla Bena i Louise (sypialnia dla gości)... A będzie tylko gorzej. Scenariusz „Nie mów zła” Jamesa Watkinsa do pewnego momentu dość wiernie podąża za pierwowzorem, co osobiście doceniłam dopiero po fakcie UWAGA SPOILER, po przebrnięciu przez ostatni „akt”. Zabezpieczeniem przed happy endem - zapewnieniem, iż James Watkins nie stracił pazura? - miał być ostatni kadr, ale na mnie, delikatnie mówiąc, ta odtrutka na nierealne „żyli długo i szczęśliwie” nie podziałała KONIEC SPOILERA. Klimat jest bardziej oswojony, nie tak szorstki, kłująco-tnący, jak w „Gościach” Christiana Tafdrupa, ale muszę twórcom remake'u oddać niemałą skuteczność w stopniowym podwyższeniu napięcia, dużą dbałość o eskalację stosownie niewygodnych emocji. Bajeczna sceneria umiejętnie skontrastowana z tym, co ludzkie.

Komentując amerykańską wersję swojego kontrowersyjnego spektaklu filmowego, Christian Tafdrup zwrócił uwagę na wymowne reakcje w salach kinowych: przytłaczającą ciszę w trakcie napisów końcowych „Speak No Evil” 2022 i gromkie brawa dla „Speak No Evil” 2024. Szok i radość. Trauma i katharsis. „Nie mów zła” Jamesa Watkinsa to opcja bezpieczniejsza dla zainteresowanych zmaganiami uległej pary z parą dominującą. Zderzeniem kultury wysokiej z kulturą niską, „dobrego wychowania” z patologią... tak zwanych idealnych ofiar z podręcznikowymi oprawcami? Lekki thrillerek na bazie ciężkiego kina europejskiego, wstrząsającej opowieści braci z Danii.

Idź do oryginalnego materiału