Dla mnie urodź. Wiesz przecież, iż ja nie mogę mieć dzieci…
Urodź dziecko, dla mnie urodź. Wiesz przecież, iż ja nie mogę mieć dzieci…
Pierwszy dzień zajęć na uczelni zaczął się od wykładu. Ania długo błądziła po korytarzach, zanim znalazła adekwatną salę. Ledwo zdążyła usiąść w ostatnim rzędzie, gdy wszedł wykładowca. Przedstawił się i zaczął opowiadać, czym będą się zajmować przez cały rok. Mówił, iż pytania na egzaminach będą pochodzić z wykładów, a nie z podręczników. Radził, by teraz chodzić na zajęcia, zamiast potem przed sesją szukać odpowiedzi w internecie.
W tym czasie otworzyły się drzwi i do sali weszła olśniewająco urodziwa dziewczyna. W auli rozległy się chichoty. Wykładowca natychmiast się do niej zwrócił.
— Na wykład jesteś? Jak się nazywasz? — zapytał surowo.
— Katarzyna Nowak — odparła dziewczyna bez cienia zażenowania.
— No dobrze, Katarzyno, tym razem ci wybaczam. Następnym razem postaraj się nie spóźniać. Spóźnialscy nie wchodzą na moje wykłady — rzekł, odwracając się do zamilkłej sali. — Dotyczy to wszystkich! Nie będę powtarzał, o czym mówiliśmy, zapytajcie kolegów. Siadaj. A zatem…
Dziewczyna przeszła w stronę pierwszego rzędu, starając się nie stukać wysokim obcasem. Ania przesunęła się, robiąc dla niej miejsce.
— Cześć. Co on tu gadał? Straszył? — szepnęła żywiołowa studentka, która wyglądała jak rajski ptak.
— Cicho, wyrzuci cię — syknęła Ania.
Na przerwie się zapoznały. Kasia okazała się być z podwarszawskiej miejscowości. Dojeżdżała do stolicy pociągiem. Nie przewidziała, iż pierwszy dzień zajęć zajmie jej tyle czasu i się spóźniła. Ania przyjechała z Lublina i mieszkała w akademiku.
Kasia była pełna życia, wesoła, do nauki podchodziła lekko, nie przejmowała się ocenami. Dziwiła się, jak Ania może całymi dniami siedzieć nad książkami.
— Jaka różnica, czy dostaniesz zwykły dyplom, czy z wyróżnieniem. Najważniejsze to dobrze wyjść za mąż, ułożyć sobie życie — mówiła Kasia.
— Obiecałam mamie, iż będę się dobrze uczyć. Wychowywała mnie sama. Też poszła na studia, zakochała się, zaszła w ciążę. A ten facet, mój ojciec, obiecywał, iż się ożeni, ale tego nie zrobił. Kiedy się urodziłam, mama rzuciła studia. Boi się, iż mogę powtórzyć jej los. Wiem, jak było jej ciężko. Chcę, żeby była ze mnie dumna, a nie płakała.
— No tak. I tak uschniesz nad książkami. Kiedy w takim razie żyć? — nie dawała za wygraną Kasia.
— Jak zdobędę dyplom, wtedy zacznę żyć — roześmiała się Ania.
Mimo różnego podejścia do nauki i życia, dziewczyny się zaprzyjaźniły. Ania chodziła na wszystkie wykłady i udostępniała notatki koleżance. Pomagała Kasi w nauce, kryła ją, gdy ta opuszczała zajęcia. A Kasia biegała na potańcówki, spotykała się z chłopakami i nie odmawiała sobie niczego. Wielu próbowało otworzyć Ani oczy na „przyjaciółkę”, mówiąc, iż ta ją wykorzystuje.
— No i co? Przyjaźń rzadko bywa bezinteresowna. Zawsze jeden wykorzystuje drugiego — odpowiadała Ania.
Na czwartym roku Kasia się zakochała i zupełnie zaniedbała naukę. Gdyby nie Ania, mogłaby wylecieć z uczelni. Na początku ostatniego roku Kasia „zaszła w ciążę”.
— Chciałam cicho zrobić aborcję, ale Michał się dowiedział i tak wrzeszczał! W każdym razie wychodzę za mąż. Będziesz moją świadkową. I nie sprzeciwiaj się — oznajmiła przyjaciółce.
Przed samym Nowym Rokiem odbyło się huczne wesele, a przed egzaminami państwowymi Kasia urodziła chłopca. Na egzaminy przychodziła z językiem plączącym się ze zmęczenia. Wykładowcy z litości stawiali jej trzyW końcu, po latach pełnych trudnych wyborów i ukrytych tajemnic, los połączył je razem jako jedną rodzinę, gdzie najważniejsza okazała się nie krew, ale miłość, która przetrwała wszystko.