Nie cichną plotki na temat Wiśniewskiego. Musiał zareagować: "Nie, nie jestem" [POMPONIK EXCLUSIVE]

pomponik.pl 3 godzin temu
Zdjęcie: pomponik.tv


Michał Wiśniewski i Mandaryna byli u szczytu swojej popularności na początku lat 2000. Aby dodatkowo zmonetyzować ten sukces, a zarazem ocieplić wizerunek wzbudzającego kontrowersje artysty, zdecydowali się na udział w słynnym reality show "Jestem jaki jestem". Pomimo upłynięcia dwóch dekad od momentu zakończenia jego emisji temat ten wciąż wraca. "Wiśnia" postanowił rozprawić się z krążącymi wokół niego mitami...



"Jestem jaki jestem" to był prawdziwy hit. 24 godziny na dobę pod obserwacją


Format "Jestem jaki jestem" gościł w telewizyjnej ramówce w latach 2003-2004. W przypadku pierwszej edycji relacje pojawiały się codziennie (realizowano je zarówno w domu celebrytów, jak i na koncertach), a w niedziele następowało podsumowanie tygodnia w ramach "Ringu". Druga odsłona nadawana była już tylko w sobotnie wieczory ze studia.
Michał Wiśniewski i Mandaryna byli wówczas świeżo upieczonymi małżonkami. Ślub cywilny wzięli w lutym 2002, a kościelny w grudniu 2003. Druga z ceremonii, która odbyła się w szwedzkiej Kirunie, była transmitowana na żywo w telewizji. Na potrzeby show para wprowadziła się natomiast wraz z kilkunastomiesięcznym synem Xavierem do naszpikowanej kamerami willi w podwarszawskim Józefowie.Reklama



Nie cichną plotki na temat Wiśniewskiego. Musiał zareagować: "Nie, nie jestem"


W pamięci wielu widzów tytuł zapisał się jako ten, w którym wokalista pokazał swoją prawdziwą, nie do końca sympatyczną twarz. Bycie pod ciągłą obserwacją uniemożliwiło celebrycie ukrycie jakichkolwiek emocji. Łatka kłócącego się z żoną, kapryśnego i niezbyt dobrego męża przylgnęła do niego na długo.
Co ciekawe, fragmenty telewizyjnego hitu do dziś krążą po sieci, przede wszystkim na TikToku. Zwykle pokazują one "Wiśnię" w złym świetle, negatywny wizerunek wciąż się więc utrwala. Sam zainteresowany postanowił ponownie odnieść się do tego projektu.
"Ja staram się zawsze zostać sobą, choćby jeżeli są trudne tematy (...). To była wycinka z 48 godzin, więc jak myślisz, co wzięli do tego programu? Mięso. 'Weź się w garść!' [zostało], a 'Proszę cię, kochanie' wycięto. Nie, nie jestem i nie byłem potworem" - zapewnił w rozmowie z Pomponikiem.





Wydało się w sprawie Wiśni i Mandaryny. Nie do wiary, co planują, to byłoby coś


Piosenkarz podkreślił, iż wraz z ówczesną partnerką byli wtedy w wyjątkowo ekstremalnym momencie.
"To było bardzo trudne: i dla Marty, i dla mnie. Ja miałem codziennie coś (...), a Marta była w ciąży, więc miała bardzo trudny okres jako młoda mama. Po urodzeniu Xaviera od razu była w drugiej ciąży, więc dochodziło do jakichś spięć, ale my wspominamy to ogólnie bardzo dobrze" - oznajmił naszemu reporterowi.
Z racji tego, iż wątpliwości co do charakteru ich relacji regularnie powracają, Wiśniewski i jego pierwsza żona podjęli zaskakującą decyzję.
"Umówiliśmy się choćby ostatnio z Martą, iż usiądziemy razem z dzieciakami i zrobimy retrospekcję. Chcemy zrobić taki 'Gogglebox' i [obejrzeć] ze trzy, cztery odcinki, żeby tę sytuację powyjaśniać [i wytłumaczyć,] co tam faktycznie (...) [się działo]" - zapowiedział.
Nie ma co ukrywać - taki powrót po latach to byłoby naprawdę coś!

Na tym show sprzed lat Wiśniewski zarobił krocie. Zapytany o bajońską sumę, odparł szczerze


Wiśniewski nie miał też problemu z tym, by otwarcie przyznać, jak bardzo wzbogacił się na show. Kiedy reporter Pomponika zapytał go, ile jest prawdy w tym, iż na pierwszym sezonie zrobił milion dolarów, odpowiedział z rozbrajającą szczerością.
"No, to jest prawda" - odparł ze śmiechem, dodając, iż w telewizji są przecież choćby i większe pieniądze. A dlaczego taka waluta? "Bo tak była umowa skonstruowana" - przyznał z prostotą.
Zaznaczył przy tym, iż to były zupełnie inne czasy. Z uwagi na brak konkurencji w postaci internetu zdecydowanie łatwiej było przyciągnąć przed ekrany pokaźną grupę widzów, co automatycznie przekładało się na większe zyski. Warto w tym miejscu dodać, iż niedzielne wydania programu oglądało średnio 4,4 mln osób.
"Dzisiaj jak słyszę, iż ktoś jest zadowolony, bo jakiś program zrobił 900 tys. czy 1,4 miliona oglądalności, to [wtedy byłby] wielki smuteczek. Wtedy nie było YouTube'a. Zobacz, jakie pieniądze są tam i przełóż to sobie na reklamodawców - płacili pieniądze, które były odpowiednie do tego, ile telewizja wyciągała z reklam, więc to nic takiego. Dzisiaj twórcy internetowi zarabiają chyba więcej niż telewizja" - ocenił.
Zobacz materiał promocyjny partnera:Halo! Wejdź na halotu.polsat.pl i nie przegap najświeższych informacji z poranka w Polsacie.
Zobacz też:


Wiśniewski nie chce Steczkowskiej na Eurowizji 2025. Jasne stanowisko [POMPONIK EXCLUSIVE]
Idź do oryginalnego materiału