To pierwsze słuchowisko w bogatym dorobku Jakuba Żulczyka, bestsellerowego pisarza ("Wzgórze psów") i scenarzysty ("Belfer", "Ślepnąc od świateł"), za to już kolejne w dorobku Piotra Rogoży – autora hitowej "Szarej strefy", ścisłej czołówki najpopularniejszych i najlepiej ocenianych przez słuchaczy produkcji Storytel Original. Zresztą Rogoża stoi nie tylko za licznymi produkcjami audio, ale również za powieściowymi thrillerami ("Konwersja", "Niszcz, powiedziała").
Teraz ten znakomity duet przedstawia "Arkę. Niebo" – wciągające, pełne napięcia i grozy słuchowisko o tajemnicach sprzed lat, groźnej sekcie w podlaskim miasteczku i latach 90., tym razem nie w nostalgicznym, a przerażającym – dosłownie i w przenośni – wydaniu.
Bohater "Arki. Niebo" od Storytel, dziennikarz Michał Kutera (gwiazdor polskiego kina Jakub Gierszał), próbuje odkryć, co dekady temu stało się z podejrzaną grupą religijną pod przywództwem charyzmatycznego guru, Lesława Tejkora. A przy okazji – co stało się z jego ojcem. Prawda okaże się jeszcze gorsza, niż Michał się spodziewał.
Z okazji premiery "Arki. Niebo" w Storytel, w której obsadzie znaleźli się również m.in. Arkadiusz Jakubik, Magdalena Koleśnik, Weronika, Humaj, Marianna Kłos, Artur Dziurman i Szymon Kuśmider, rozmawiamy ze scenarzystą słuchowiska, Piotrem Rogożą. Pytamy go o to, co naprawdę przerażało w latach 90., dlaczego ludzie wciąż dają się zwerbować do sekt oraz co zainspirowało jego i Jakuba Żulczyka do stworzenia mrocznej sekty Arka z Nieba Podlaskiego.
"Nie chciałbym cofnąć się w czasie do lat 90.". Wywiad z Piotrem Rogożą, współtwórcą słuchowiska "Arka. Niebo"
Ola Gersz: Będzie strasznie?
Piotr Rogoża: Taki był plan (śmiech).
Spoiler: jest. Słuchałam “Arki. Niebo” w nocy i to był błąd...
Wspaniale, chcieliśmy przestraszyć słuchacza. "Arka. Niebo" to głównie horror, w którym dochodzi do zderzenia z czymś przerażającym i nieznanym, ale w naszej historii obecne są również elementy dziennikarskiego śledztwa, dramatu psychologicznego, thrillera oraz warstwa społeczno-obyczajowa. To właśnie narastająca groza stanowi jednak trzon tej opowieści. Nasz bohater, Michał, a wraz z nim czytelnik, najpierw czuje dezorientację, a dopiero potem narasta w nim przerażenie.
W centrum słuchowiska, którego jesteś scenarzystą, znajduje się sekta Arka w Niebie Podlaskim. "Arka. Niebo" nie jest true crime, ale pomysłodawca całej tej historii, Jakub Żulczyk, inspirował się polskimi sektami, w tym słynną sektą Niebo, która w latach 90. była kierowana przez Bogdana Kacmajora w Majdanie Kozłowieckim. Co z niej zapożyczyliście?
Po pierwsze miejsce akcji, czyli małe, polskie miasteczko. Po drugie, czas. Jeden z planów czasowych "Arki Niebo" rozgrywa się w 1995 roku, a to właśnie w latach 90. w Polsce nastąpił wyraźny wzrost działalności sekt. Zrobiło się o nich głośno.
Pamiętam z dzieciństwa – a pochodzę z małego miasteczka – jak moja babcia straszyła mnie wyznawcami Hare Kryszny, którzy tańczyli na ulicach. Właśnie wtedy Polska doświadczyła fali paniki moralnej, która wcześniej przetoczyła się przez Zachód. Lider stworzonej przez nas sekty Arka, Lesław Tejkor, jest w dużej mierze inspirowany postacią Kacmajora.
A to dość szalony guru…
Tak, bardzo specyficzny. Nasz Tejkor, podobnie jak Bogdan Kacmajor, to dość prostolinijny facet, posiadający jednak olbrzymią charyzmę. W sekcie Niebo nadawano wyznawcom nowe, dziwaczne imiona, co też zapożyczyliśmy. Reszta jest fikcją.
Sam fakt, iż w latach 90. na polskiej prowincji istniała sekta, jest wręcz niewiarygodny. Do grupy Niebo ciągnęli ludzie, którzy szukali swojego miejsca. Tak samo do fikcyjnej sekty Arka Lesława Tejkora w waszym słuchowisku. Ale adekwatnie dlaczego?
Wysyp sekt w latach 90. pokazuje skalę zagubienia ludzi w tamtych czasach. Wydaje mi się – choć to nie jest wiedza oparta na statystykach, a raczej na rozmowach ze starszymi ode mnie osobami – iż wiele osób czuło się wtedy bardzo zdezorientowanych. Nagle, ze względu na przemiany polityczne, ekonomiczne i społeczne, znaleźli się w nowej rzeczywistości. Polacy, którzy przez dekady żyli w konkretnym systemie odniesień, obudzili się w nowym, obcym świecie.
Szukali więc oparcia. Większość osób trafiała do sekt w momencie życiowego kryzysu, co, moim zdaniem, świadczy przede wszystkim o tym, iż systemowo nikt nie był w stanie im pomóc, kiedy wypadali z torów "normalnego" życia. Stąd popularność liderów tych sekt: ludzie po prostu szukali sposobu, aby jakoś żyć dalej, znaleźć nową tożsamość i odnaleźć się w zupełnie nowym świecie. Pokazujemy więc lata 90. nie tak, jak chcemy je pamiętać, ale tak, jakie były naprawdę.
A jakie były dla ciebie?
Jestem z rocznika '87, więc dobrze pamiętam dopiero drugą połowę tej dekady. Pamiętam jednak realne "horrory" tamtych czasów: bezrobocie sięgające 40 proc. w regionie, z którego pochodzę, kompletne niedostosowanie ludzi do nowych realiów, bankructwa. Ostatnio oglądam sporo kronik filmowych z lat 90. i naprawdę pokazują rzeczy, które dziś są nie do pomyślenia.
Na przykład?
Historia jednej z warszawskich szkół. Aby zarobić na coś więcej niż tylko pensje nauczycieli, bo jedynie na to ministerstwo dawało wtedy środki, prowadziła w weekendy giełdę komputerową. Ludzie przychodzili tam kupować kopiowane dyskietki. Dyrektor szkoły mówił z zadowoleniem, iż dzięki temu stać ich na ogrzewanie. To pokazuje, jak dramatyczna była wtedy sytuacja.
Jeśli spojrzymy na lata 90. właśnie z tej perspektywy, to nie były to tylko PlayStation i Tazosy, ale prawdziwy dramat, który przetoczył się przez kraj. Chcieliśmy pokazać przeszłość bardziej realistycznie, a nie tylko przez pryzmat nostalgii. W tym kontekście konwencja horroru wydaje się adekwatna – idealnie pasuje do opowiadania o latach 90. Szczerze mówiąc, nie chciałbym się cofnąć w czasie do tamtego okresu.
To naprawdę fascynujące, iż ludzie czasem tak bardzo potrzebują przynależności, iż ciągnie ich do szarlatana, który twierdzi, iż słyszy głosy – typu Tejkor w "Arce. Niebo".
Mnie to również fascynuje. Wiele to mówi o epoce, ale też o nas samych, niezależnie od czasów. Każdy kryzys sprawia, iż ludzie zaczynają szukać przynależności, której zwyczajnie potrzebują. Trafiają do sekt z różnych powodów, ale ostatecznie to właśnie siła charyzmy liderów ich przyciąga.
Osoby trafiające do sekty Arka w naszej opowieści znajdowały się na życiowym zakręcie, w kryzysie. To właśnie wtedy Tejkor wyciągał do nich rękę. W prawdziwych historiach sekt też często pojawia się taki motyw: "on podał mi rękę, gdy byłem na dnie, kiedy nikt inny się mną nie interesował, kiedy wszyscy mnie nienawidzili i mną gardzili". Wtedy pojawiał się "dobry" guru, który mówił: "jesteś coś wart, jesteś wartościowy".
Wydaje mi się, iż to jest mechanizm, który działa od lat. Mimo iż jesteśmy go świadomi, sekty przez cały czas istnieją, ludzie wciąż za nimi podążają. One były, są i będą.
Dołączenie do sekt to jedna sprawa, ale same opowieści o nich cały czas niesamowicie przyciągają ludzi. W końcu w "Arce. Niebo" tajemnica zniknięcia grupy Tejkora jest żywa również w czasach współczesnych, w których rozgrywa się drugi plan czasowy słuchowiska Storytel.
Tak, jest to jakiś fenomen. Netflix jest wręcz zalany dokumentami o sektach. Chcemy się im przyglądać. Mnie osobiście najbardziej fascynują liderzy tych grup. Postacie, takie jak Kacmajor czy Osho, które z zewnątrz wydają się kompletnymi wariatami. Kiedy ogląda się nagrania z udziałem tego drugiego, ma się wrażenie, iż to ktoś zupełnie odklejony od rzeczywistości.
A jednak te postaci mają w sobie taką charyzmę, iż ludzie rzucają wszystko i idą za nimi. Tworzą wokół siebie całe struktury, a ich wyznawcy całkowicie zmieniają swoje życie. Ta siła, która za tym stoi, jest niezwykle intrygująca – choć w pewien sposób również niepokojąca.
W Waszym słuchowisku dosłownie niepokojąca, bo w Arce dzieją się naprawdę dziwne, przerażające rzeczy.
Przerażająca jest już sama skuteczność sekt. Znam historię, która przydarzyła się na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu, na którym studiowałem. Od niedoszłej promotorki usłyszałem historię dziewczyny, która na przełomie XX i XXI wieku pisała pracę magisterską o sektach. Akurat w tym czasie w Poznaniu działała grupa religijna, więc studentka postanowiła przeprowadzić badania terenowe. Uparła się, iż pójdzie do tej sekty, zobaczy na własne oczy, jak to wygląda. I zgadnij, co się stało?
Dołączyła do niej?
Tak. Mimo iż miała całą wiedzę teoretyczną na temat mechanizmów działania sekt, została wciągnięta do grupy i w niej została. Rzuciła studia, rzuciła pracę. To najmocniej intryguje w sektach. Czasami choćby racjonalna wiedza i pełna świadomość nie są w stanie uchronić nas przed wpływem charyzmy religijnych liderów.
Jak ojciec głównego bohatera Michała, poważany polityk, który w latach 90. sam dołączył do sekty Arka. Właśnie, kim jest Michał Kutera z "Arki. Niebo"?
Michał to łącznik współczesności z latami 90. To trzydziestoletni mężczyzna, mąż, ojciec. Kiedy go poznajemy, nie czuje się spełniony. Pracuje w zawodzie dziennikarza, który nie daje mu pełnej satysfakcji, a na dodatek jest zmęczony tajemnicą zniknięcia swojego ojca sprzed lat.
Który zresztą zniknął w 1995 roku wraz z całą sektą…
Michał niespodziewanie otrzymuje przesyłkę z kasetami magnetofonowymi nagranymi w Niebie Podlaskim w latach 90., która wytrąca go z codziennej rutyny. Wierzy, iż może wreszcie rozwiązać tę zagadkę z przeszłości: zniknięcia całej sekty, ale przede wszystkim losów swojego ojca. I jedzie tam. Z jednej strony daje mu to szansę na znalezienie odpowiedzi, z drugiej – jako dziennikarzowi umożliwia zrobienie czegoś interesującego i wartościowego, Michał chce bowiem napisać materiał o sprawie Arki.
Bardzo podoba mi się ten motyw – kiedy ktoś z zewnątrz, outsider, przyjeżdża do małego miasteczka, w którym jest jakaś tajemnica. Wszyscy wiedzą, iż coś się dzieje, ale nikt o tym nie mówi.
Tak, to bardzo lubiany trop w popkulturze, wystarczy wspomnieć "Miasteczko Twin Peaks". Myślę, iż działa świetnie, bo pozwala nam pokazać prowincjonalny mikrokosmos oczami kogoś zupełnie z zewnątrz. Dla mnie ten motyw jest szczególnie ciekawy, bo jak wspomniałem sam pochodzę z małego miasta.
Michał węszy po Niebie Podlaskim, ale wtedy wszystko zaczyna się sypać.
Oczywiście, gdyby tak się nie stało, nie byłoby całej historii (śmiech). Z czasem tajemnice w Niebie Podlaskim tak pochłaniają Michała, iż całkowicie poświęca się swoim poszukiwaniom prawdy, choćby kosztem konfliktu z rodziną. Decyduje się zostać na Podlasiu, mimo jawnych ostrzeżeń, iż może wydarzyć się coś złego.
Pracowałeś nad "Arką. Niebo" z Jakubem Żulczykiem, dla którego było to debiutanckie słuchowisko oryginalne. Dla Ciebie nie było to pierwsza produkcja audio, bo masz na już koncie m.in. hit Storytel – audiobook "Szara strefę". Co Cię tak fascynuje w produkcjach audio?
Kiedyś słuchowiska radiowe były bardzo popularną formą rozrywki. Ich powrót jest na pewno związany z naszym zabieganym stylem życia, bo możemy słuchać historii podczas spaceru czy jazdy na rowerze, nie musimy siedzieć w fotelu i przewracać kartek książki. Jako scenarzystę cieszy mnie, iż słuchowiska pozwalają na zrealizowanie historii, którą, mówiąc wprost, byłoby trudno zrealizować w polskim kinie – z powodu znacznie większego budżetu. Produkcja audio to więc najłatwiejsza droga do przekonania się, jak mój tekst z interpretują świetni aktorzy.
A jak wyglądała wasza wspólna praca z Kubą?
Mam już spore doświadczenie w pisaniu słuchowisk, a Kuba to prawdziwy ekspert w opowiadaniu historii. Zostałem zaproszony do projektu, kiedy Kuba opracował już obszerny konspekt "Arki". Poproszono mnie, żebym spojrzał na tę historię pod kątem realizacji audio. Musiałem wprowadzić kilka modyfikacji, aby lepiej dostosować "Arkę. Niebo" do tego medium, a następnie na podstawie zaktualizowanego konspektu napisałem scenariusz.
W trakcie prac konsultowaliśmy się z Kubą, wymieniając uwagi, aż w końcu obaj zaakceptowaliśmy ostateczną wersję scenariusza, który trafił do nagrań. Mam nadzieję, iż wspólnym wysiłkiem stworzyliśmy coś naprawdę fajnego (śmiech).
Wspomniałeś, iż musiałeś zmodyfikować nieco historię do medium audio. Ale czym adekwatnie różni się pisanie scenariusza słuchowiska od pisania scenariusza serialu?
Podstawowa różnica polega na tym, iż w słuchowisku nie widzimy tego, co się dzieje – wszystko musi być przekazane dźwiękiem i dialogami. Mimo iż pisanie scenariusza na najprostszym poziomie wygląda podobnie – pisze się sceny i rozpisuje dialogi – format słuchowiska ma swoje unikalne cechy. Na przykład sceny muszą być napisane w taki sposób, żeby odbiorca zawsze wiedział, co się dzieje i nigdy nie gubił wątku. Bardzo łatwo wpaść tu w pułapkę.
Pułapkę?
Do jednego z wcześniejszych słuchowisk napisałem scenę, w której słychać mocne trzaśnięcie drzwi, ale sam dźwięk okazał się niejednoznaczny, słuchacze byli przekonani, iż w tym momencie pada strzał z pistoletu. To całkowicie zmieniło odbiór tego fragmentu.
Musimy również pamiętać, iż ludzie słuchają słuchowisk w różnych warunkach: w słuchawkach, w zatłoczonym tramwaju czy w domu podczas wykonywania codziennych obowiązków. Dlatego wszystkie elementy muszą być czytelne, co wymaga dużej dbałości na etapie pisania scenariusza. Każdy dźwięk powinien być jednoznacznie zrozumiały.
Ważne jest też myślenie o przestrzeni dźwiękowej – o tym, co dzieje się w tle, bo ma to ogromne znaczenie podczas realizacji. Zawsze przekazujemy więc realizatorowi szczegółowe wytyczne dotyczące dźwięków, które powinny zostać nagrane.
Tworzenie złożonych postaci, a takie są w "Arce. Niebo", też pewnie jest nieco inne niż w innych mediach? W końcu ich też nie widzimy, a opisów nie ma.
Tak, oczywiście. Staramy się zawsze tak pisać postacie, żeby mówiły w charakterystyczny sposób albo miały swoje specyficzne powiedzenia. Bardzo dużo zależy też oczywiście od interpretacji aktorskiej.
A w "Arce. Niebo" obsada głosowa jest fenomenalna. W rolę dziennikarza Michała, wciela się, chociażby Jakub Gierszał.
Tak, jestem zachwycony obsadą. Co ciekawe, Arkadiusz Jakubik już drugi raz gra w słuchowisku, które napisałem. Mogę też zdradzić, iż sam zaliczam małe cameo i wygłaszam kilka zdań. Nie nazwę tego aktorstwem głosowym, bo byłoby to obraźliwe dla profesjonalistów (śmiech), ale móc usłyszeć swój głos w tak doborowym towarzystwie jest niesamowite.
Same dźwięki w "Arce. Niebo" też są bardzo charakterystyczne, bo wydarzenia z lat 90. poznajemy z nagrań na starych kasetach magnetofonowych. Naprawdę brzmią one jak ze starych kaset, co robi świetny klimat. Nie mówiąc już o dość przerażających dźwiękach wydobywających się z domu sekty…
Tak, staraliśmy się, żeby był to dźwiękowy odpowiednik found footage, w którym oglądamy w filmach rozmazane nagrania z VHS-ów. Dlatego zdecydowaliśmy się na taśmy i cieszę się, iż efekt jest realistyczny i przerażający.
A jak sam wyglądał research do "Arki. Niebo"? Domyślam się, iż było nieco grzebania.
Research nie jest aż tak trudny, bo mówimy o stosunkowo niedawnych czasach. Pisząc sceny z lat 90., starałem się – może nie tyle w pełni oddać realia tamtej dekady – ile przynajmniej unikać wprowadzania elementów, które by im wyraźnie przeczyły. Tak jak wspominałem, oglądałem sporo kronik filmowych, by lepiej poczuć atmosferę lat 90. – chłonąłem to, jak ludzie mówili, jak wyglądało ich życie. Sam też trochę pamiętam z tamtego czasu, pod koniec dekady byłem już nastolatkiem, który właśnie kończył podstawówkę.
Ty i Kuba Żulczyk pokazujecie nie tylko bolączki lat 90., ale również współczesności.
Tak, chociaż to nieco co innego. Lata 90. są już dla nas minioną epoką, możemy je analizować, oglądać materiały źródłowe i porównywać. Natomiast ten "horror" lat 20. XXI wieku trwa tu i teraz – wszyscy jesteśmy jego częścią.
Gdyby ktoś powiedział nam pięć lat temu, iż obudzimy się w świecie, w którym po globalnej pandemii będziemy mieć pełnoskalową wojnę tuż za naszą granicą i to w momencie, w którym Stany Zjednoczone mogą być rządzone przez człowieka z faszystowskimi zapędami, brzmiałoby to tak, jak gdyby ktoś połączył scenariusze kilku kiepskich filmów katastroficznych. A jednak to rzeczywistość.
Może za kilkadziesiąt lat, kiedy powstawać będą teksty osadzone w naszych współczesnych realiach, lata 20. również będą odczytywane jako wyjątkowo trudne do życia. Chociaż pewnie też będziemy patrzeć na nie z nostalgią, jak na "najntisy". Tak to w końcu działa.
Horror, thriller, dramat, sekta, tajemnice. Dla kogo jest adekwatnie "Arka. Niebo", słuchowisko dostępne wyłącznie w aplikacji Storytel?
Zacznijmy od tego, iż to raczej historia dla dorosłych niż dla dzieci (śmiech). Myślę, iż spodoba się nie tylko fanom typowych horrorów. Sam muszę przyznać, iż nie do końca należę do horrorowego fandomu. Przede wszystkim nasze słuchowisko adresujemy dla słuchaczy, którzy lubią gęste, wciągające historie.
I pytanie, które muszę zadać: będzie trzecia część “Szarej strefy” w Storytel?
Często jestem o to pytany (śmiech). Będzie!
Słuchowisko oryginalne "Arka. Niebo" Jakuba Żulczyka i Piotra Rogoży tylko w Storytel. Premiera: 30 października 2024 roku.