Nie-boski plan Netflixa. Recenzujemy serial „Kaos”

gazetafenestra.pl 1 tydzień temu
High life na Olimpie trwa. Do czasu. Źródło: Materiały prasowe Netflix

Przepych, władza, zdrada, obłuda i… wątpliwość. Strach, paranoja i… plan. Co dzieje się na współczesnym Olimpie? Jaka jest w tym rola ludzi? Jak zmieniają się mity? Bogowie oraz trójka wybrańców przejęła Netflix i umościła sobie w nim całkiem wygodne, przykuwające uwagę gniazdko… choć na bardzo krótko. Szok? Dlaczego? Czy warto obejrzeć? Jakie emocje wywołała decyzja Netflixa o skasowaniu kontynuacji? Recenzujemy „Kaos” w reżyserii Charlie Covell. 

Od dnia premiery komediodramat fantasy dość długo bez trudu utrzymywał się w rankingu „top 10 seriali dzisiaj”. Wieści o nim zdawały się gwałtownie rozchodzić wśród użytkowników serwisu. Trzeba przyznać, iż „Kaos” z miejsca wyróżnia się spośród propozycji zgromadzonych w katalogach streamingowego giganta. W końcu nie każda produkcja zabierze widzów na Olimp i do czeluści Hadesu. Nie każda uczyni z Prometeusza wszechwiedzącego narratora, pokaże prywatne oblicze władcy olimpijskich bogów i przeplecie ich losy z przepowiednią śmiertelników… Nie każda już w pierwszym odcinku zapowie: „jest plan na obalenie Zeusa”.

W jego elementy stopniowo wprowadza się widza, skutecznie, acz nienachalnie podsycając jego ciekawość. Na Krecie, Olimpie, czytaj: w bogatym pałacu, i w Hadesie – Prometeusz przedstawia kolejne postaci, nigdy nie szczędząc dwóch słów od siebie. Zeus, Hera, Posejdon, Dionizos, Hades, Persefona, ale i trójka ludzi – wybrańców, nieświadomych istniejącego między nimi połączenia: Eurydyka, Caeneus i Ariadna. To produkcja złożona z kilku, zdawałoby się bardzo odrębnych wątków, które zgrabnie i starannie są ze sobą na przestrzeni ośmiu odcinków splatane.

Od dewastacji pomnika Boskiej Rodziny, po sakralne ofiary składane na jej cześć – widz staje się świadkiem zarówno ślepego kultu rodziny Zeusa, gotowości do oddania im życia, jak w przypadku Vero, jak i krzyku zbuntowanych oraz brutalnych reakcji władz. Następnie śledzimy podróż Orfeusza, wspieranego przez Dionizosa, który szuka własnej tożsamości, a jednocześnie podąża śladem zmarłej żony. Ujawnia się prawda o Minotaurze, skrywanym w podziemiach Krety, co z kolei odsłania zawiłości relacji międzyludzkich oraz międzyboskich. Pojawia się też przepowiednia Zeusa – pytanie, kogo ona jeszcze dotyczy? Nie sposób również pominąć rosnącego lęku, który zaczyna ogarniać niegdyś pewnego siebie władcę bogów oraz konsekwencji, które spadają zarówno na jego rodzinę, jak i na ludzkość.

Głowa mała? Ale nie rozboli. Twórcy zadbali o to, by nie przeciążyć widza, wspomóc odbiór dawką emocji, muzyką i ciekawymi kadrami. I tak produkcja Charlie Covell potrafi rozbawić, ale też zmrozić krew, czasem może choćby wzruszyć. Pozostawia widzowi spore pole do snucia domysłów, podejmowania prób przewidzenia biegu zdarzeń, dzięki czemu jest go w stanie niejednokrotnie zaskoczyć.

Fundamentalną bazą dla „Kaosu” są mity greckie. Orfeusz i Eurydyka, historia Prometeusza, Demeter i Kora – to tylko część z nich. Co kluczowe, w żadnym wypadku nie jest to czcze odtwarzanie. Produkcja w mniejszym lub większym stopniu nawiązuje do antycznych dzieł i wierzeń, czerpie z nich inspiracje, wykorzystuje znane w kulturze postaci. Przelewa jednak to wszystko do zupełnie nowej formy. A iż ów forma jest wysokiej jakości, to twór z niej powstały gwałtownie pochłania i zdobywa sympatię.

Zwrócić należy tu też uwagę na robiące całość smaczki – subtelne, ale nie pobieżne ukazanie prozy życia „pracowników” Hadesu, zarysowaną na nowo przeszłość Prometeusza, która jest bardziej niż istotna dla fabuły serialu, czy wyrachowanie, wyniosłość i ekstrawagancję starych bogów Olimpu.

Wszyscy odczuwają skutki paranoi Zeusa. Źródło: Kolaż Własny/Fenestra

Świetnie sprawdziła się tutaj obsada. Jeff Goldblum wiarygodnie oddaje impulsywność, samouwielbienie, a później paranoję nieobliczalnego Zeusa. Janet McTeer zręcznie obrazuje zimną bezwzględność, a jednocześnie dwulicowość i okrucieństwo Hery, natomiast Cliff Curtis doskonale oddaje wyniosłość i lekceważące podejście urzędującego na luksusowym jachcie Posejdona. Na tle tej trójki dobrze odcina się bardziej szczery, frywolny i imprezowy Dionizos (Nabhaan Rizwan), szukający swojej roli w świecie.

Chociaż trio Zeus, Hera, Posejdon trudno lubić pod względem charakteru i stylu bycia, tak Caeneus (Misia Butler), Riddy (Aurora Perrineau) i Ariadna (Leila Farzad) pewnie stają po przeciwnej stronie. Widz związuje się z nimi, czeka na ich sceny, chce również poznać ich przeszłość. Oba te efekty świadczą o sukcesie i jakości aktorskiego kunsztu. W pamięć zapadają też kreacje wcielającego się w Prometeusza Stephena Dillane’a oraz bezpośrednia, obdarzona dobrymi ripostami Meduza, grana przez Debi Mazar.

„Kaos” pokazuje, iż dorobek antycznej kultury wciąż jest atrakcyjny, zdolny do inspirowania twórców, jak i przyciągnięcia odbiorców przed ekrany. Finał sezonu zwiastuje duże zmiany, wzrastające tempo akcji, zostawia z pytaniami. Słowem, bezpośrednio nastawia na kontynuację. Po tak wciągającym seansie chciałoby się, by była ona rychła, a tu, jak grom spada na widza informacja o skasowaniu projektu. Boli, bez dwóch zdań. Złości i irytuje, przypomina sytuację sprzed roku, gdy skasowano dalsze odcinki „Cienia i Kości” wraz ze spin-offami. Netflix ponownie rezygnuje z bardzo dobrych jakościowo, wciągających realizacji.

„Kaos” był jedną z ciekawszych produkcji, na które natrafiłem w tym roku. Oryginalny, jakościowy i intrygujący. I tylko kontynuacji już nie ma. Fani serialu z pewnością odczuwają w stosunku do Netflixa gorycz. To nie pierwsza i pewnie nie ostatnia jakościowa produkcja, która została przedwcześnie skasowana przez amerykańskiego, serialowego giganta.

Marcin KLONOWSKI

Idź do oryginalnego materiału