Irena Nowak podniosła na dźwięk trzasku kubka o stolik. Iro, oszalałaś? Mariola Kowalska aż się zapiektyniła. On cię traktuje jak szmatę do podłogi! Dziś przybądź, jutro nie, pojutrze znowu potrzebna!
Mariol, nic nie pojmujesz wzdychając, Irena mieszała kostkę cukru w kubku. Mirek to zajęty człowiek, interesy, ciągłe spotkania. Jak czas znajdzie, wtedy się widujemy.
A chrzanić jego biznes! przyjaciółka aż się zasapała. Masz już trzydzieści sześć lat, Iro! Ile można być zapasowym lądowiskiem?
Irena skrzywiła się. Mariola zawsze wali prosto z mostu. I nie dało się z nią kłócić miała rację. Tylko ta prawda kłuła jak oset, lepiej jej nie słyszeć.
A co mi pozostaje? spytała cicho, wpatrzona w kawiarnianą szybę. Pięknotek pełno, a ja zwykła. ale wygodna. Nie awanturuję się, nie wymagam, nie grymasię.
Jezu, posłuchaj siebie! Mariola złapała ją za dłoń. Wygodna! Toś się ty mydłem napchała? Masz magisterkę, dobrą robotę, własne M. Jesteś mądra, dobra, wierna
Tylko nieładna przerwała Irena z gorzkim uśmieszkiem. A facetami najpierw rządzą oczy, wiesz o tym.
Mariola opadła na krzesło, kręcąc głową z niedowierzaniem. Dwadzieścia lat przyjaźni, a koleżanka wciąż nie wierzy we własną wartość. Od liceum zawsze w cieniu najjaskrawszych dziewcząt, gotowa nagiąć się, ułatwić, nie przeszkadzać.
Pamiętasz Marcina z Podstawówki? niespodziewanie spytała Irena.
Pamiętam Mariola zmieszała się. Czemu?
Strasznie mi się podobał. Trzy lata za nim łaziłam, notatki przepisywałam, na pracach klasowych podpowiadałam. A on choćby nie zauważał. Dopóki nie wpadła ta Agata Zalewska. Od razu koło niej kręcić się zaczął.
Iro, przecież to prehistoria! załamała ręce Mariola.
A dla mnie jak wczoraj Irena uśmiechnęła się smutno. Wtedy pojęłam główną zasadę życia: piękne dostają wszystko od razu, reszta musi być pomocna. Wygodna.
Iro, ale ten Marcin Wiesz, co się z nim stało? Alkoholik i pechowiec! A twoja piękna Agata trzy razy za mąż skoczyła i trzy razy się rozwiodła. Gdzie oni są, a gdzie ty?
Oni żyją szepnęła Irena. Ja się przystosowuję.
Zadzwonił telefon. Irena spojrzała na ekran i ożyła momentalnie.
Mirek? Tak, jestem wolna. Pewnie, przyjdę. Za godzinę? Dobrze, czekam.
Mariola z przerażeniem patrzyła, jak twarz przyjaciółki łagodnieje pojawia się coś jak dziecięca radość, gotowość pędzić na pierwsze skinienie.
Iro, nie idź szepnęła. Powiedz, iż zajęta.
Nie mogę Irena już pakowała torbę. Złapał dwie godziny między konferencjami. Tak dawno się nie widzieliśmy.
Całe pięć dni temu!
To dużo powtórzyła uparcie i wstała od stolika.
Mariola została sama, obserwując przez okno oddalającą się sylwetkę. Co się z nią stało? Kiedy ta sprytna, zdolna kobieta stała się dodatkiem do czyjegoś życia?
A przecież kiedyś było inaczej. Na studiach Irena, choć nie olśniewała urodą, była duszą ekipy. Żartowała, organizowała wyjazdy, pomagała wszystkim z nauką. Chłopcy lubili ją nie jako kobietę, ale jako najlepszą kumplę, wierną kompanię. Iro-siostra wołali. Dumała ogromnie z tego przezwiska.
Po studiach dostała się jako księgowa w porządnej firmie, gwałtownie awansowała. Kupiła mieszkanie w Warszawie, malucha. Rodzice cieszyli się córka na swoim, postawiła na nogi. Tylko życie osobiste jakoś nie szło.
Pierwsza poważna miłość zdarzyła się w dwudziestkę ósmą. Współpracownik, Andrzej. Spokojny, zrównoważony, pewny jak skała. Irena była wniebowzięta wreszcie mężczyzna, który ją ceni, kocha, nie za wdzięk, ale za charakter, za serce.
Chodzili ze sobą dwa lata. Irena zaczęła wdzięczyć się o wesele, przeglądać magazyny z białymi sukienkami. I wtedy Andrzej poznał nową panią w biurze młodziutką, śliczną absolwentkę.
Rozumiesz, Iro tłumaczył potem, z trudem dobierając wyrazy jesteś wspaniała, ale z Ewą czuję coś zupełnie innego. Taki żar, taki uniesienie
A ze mną ci spokojnie, co? spytała wtedy Irena. Wygodnie?
No tak przyznał szczerze. Za cicho, chyba.
Wtedy Irena zrozumiała ostatecznie: piękno daje żar, a wygodnictwo daje rutynę. I ta rutyna może się w każdej chwili przejeść.
Po tym rozstaniu było jeszcze kilka historii. Każda podobna: mężczyzna ogłaszał się w jej życiu, gdy miał pod górkę po rozwodzie, wypowiedzeniu, chorobie. Irena leczyła, pielęgnowała, wspierała. A gdy
Deszcz mżył za oknem, a Ewa uśmiechnęła się lekko do swojej szklanki herbaty, czując, jak ostatni cień przyzwolenia na bycie wygodną zostaje wypłukany przez wiosenny deszcz, pozostawiając miejsce tylko na przyszłość, której kształt będzie zależał od niej samej, nie mieszczącej się już w ciasnych ramach cudzej wygody.