Nena zabrała nas w podróż do przeszłości – relacja z koncertu w Warszawie

strefamusicart.pl 2 godzin temu
Zdjęcie: IMG_4600


30 września w warszawskiej Progresji wystąpiła ikona lat 80. – Nena. Artystka, znana na całym świecie przede wszystkim z ponadczasowego hitu „99 Luftballons” z 1983 roku, wciąż zachwyca energią i charyzmą. Organizatorem wydarzenia była agencja WINIARY BOOKINGS, a bilety kosztowały 189 zł. Sama nazwa trasy – „Wir Gehören Zusammen” (pol. „Należymy do siebie”) – to nie tylko hasło, ale i idea, która sprawia, iż każdy koncert Neny jest czymś więcej niż występem. Staje się wspólnym, emocjonalnym przeżyciem.

Drzwi klubu otwarto o 19:00, a wejście przebiegało bardzo sprawnie. Fani mogli zaopatrzyć się w oficjalne gadżety – od płyt, przez koszulki i bluzy, aż po skarpetki. Mi samej bardziej zależało na zajęciu dobrego miejsca, które udało się zająć bez większego problemu. Następnie niecierpliwie czekałam na to, co miało się wydarzyć.

Zanim Nena pojawiła się na scenie, publiczność rozgrzewał duet techno Issa Bloch, tworzony przez córkę Neny, Larissę Kerner, oraz jej męża Janicka Zebrowskiego. Ich set, trwający około 45 minut, obejmował m.in. utwory „Chérie”, „Nur wir Beide” czy „Brause für Alle”. Widać było, iż wszyscy z niecierpliwością czekają na gwiazdę wieczoru, ale duet skutecznie wprowadził nas w klimat i lekko rozbujał publiczność.

Dokładnie o 21:00 stało się to, na co wszyscy czekali – Nena pojawiła się na scenie. Występ rozpoczęła od utworu „Liebe ist”, a chwilę później zabrzmiało „Nur geträumt”, które od tego wieczoru słucham w zapętleniu i dodałam do swojej playlisty.

Podczas „Karawane” Nena zeszła ze sceny, by śpiewać i bawić się razem wśród publiczności. W utworze „Noch einmal” zaskoczyła fanów, biorąc do rąk podświetlaną gitarę elektryczną, co dało niesamowity efekt wizualny.

Szczególnym momentem był występ syna artystki, Sakiasa Kernera, który wykonał solowy utwór „Wir kommen in Frieden” – piosenka z przesłaniem o miłości, szacunku i pokoju. Po nim Nena, przy akompaniamencie pianina, zaśpiewała wzruszający utwór „In meinem Leben”. W tym momencie otrzymała od fana bukiet czerwonych róż, co stworzyło niezwykle wzruszającą atmosferę. Poźniej dostała jeszcze dwa bukiety od fanek.

Nie zabrakło także zaskoczeń. Usłyszeliśmy cover kultowego „Blitzkrieg Bop” Ramones. A kiedy zabrzmiało „99 Luftballons”, cała sala eksplodowała. Telefony poszły w ruch, a publiczność śpiewała razem z Neną. W publiczności zaś latały balony. Koncert zakończył się tym utworem, w który wmieszano cover „Hey Jude” The Beatles, ale to jeszcze nie był koniec.

Publiczność głośnymi okrzykami „Nena!” i brawami wywołała artystkę ponownie na scenę. Podczas bisów usłyszeliśmy trzy utwory: „Wir gehören zusammen”, „Alles neu” oraz mój ulubiony – „Irgendwie, irgendwo, irgendwann”. To właśnie na niego czekałam przez cały wieczór.

Poza wymienionymi piosenkami Nena wykonała także m.in. „Willst du mit mir gehn”, „Licht”, „? (Fragezeichen)”, „Rette mich”, „Zaubertrick”, „Leuchtturm”, „Auf einmal warst du da” oraz „Ich rechne mit allem”.

Byłam pod ogromnym wrażeniem. Nena dała dwugodzinne show pełne energii i emocji. Choć pod koniec można było dostrzec lekkie zmęczenie, artystka przez cały czas dawała z siebie 100%. Organizacja koncertu również była bez zarzutu, a publiczność wychodziła zachwycona.

Warto wspomnieć, iż Nena zwracała się do nas po niemiecku, a nie po angielsku – sama przyznała, iż nie czuje się pewnie w tym języku, a nam niemiecki w tym przypadku podobał się bardziej. Dużo osób tez dobrze rozumiało co Nena mówi po niemiecku. To sprawiło, iż koncert nabrał jeszcze bardziej autentycznego klimatu.

Mam ogromną nadzieję, iż Nena niedługo ponownie odwiedzi Polskę. Uwielbiam niemieckich artystów, szczególnie tych, którzy śpiewają w swoim ojczystym języku. Żałuję tylko, iż nie udało mi się być na początku miesiąca na koncercie Die Toten Hosen w tym samym klubie – z tego, co widziałam w internecie, atmosfera była niesamowita.

A Wy? Byliście kiedyś na koncercie Neny albo innego niemieckiego artysty? A może planujecie? Podzielcie się w komentarzach

Relacja Pisana i Foto: Lara

Idź do oryginalnego materiału