Nazywają ją polskim doktorem Dolittle. Potrafi "rozmawiać" ze zwierzętami

swiatseriali.interia.pl 11 godzin temu
Zdjęcie: INTERIA.PL


Agata Kordos, która wraz z mężem Markiem Russem specjalizuje się w przygotowywaniu zwierząt do produkcji filmowych, w tym tytułowego "Komisarza Aleksa", potrafi rozmawiać ze swoimi podopiecznymi w ich języku, dlatego nazywana jest polskim doktor Dolittle. Jej doświadczenie treserskie obejmuje szerokie spektrum gatunków - od mrówki do słonia. W rozmowie z nami opowiada o kulisach swojej pracy i zdradza sekrety serialowego Aleksa.


Aktorów, którzy grają w "Komisarzu Aleksie", dobrze znamy z imienia, nazwiska, najmniej zaś wiadomo o odtwórcy najważniejszej postaci, tytułowego psa. Zacznijmy od tego, jak się naprawdę wabi?
Agata Kordos: - Też Alex, jak w serialu. Wcześniej nazywał się Jeff, ale zmieniliśmy mu imię, bo tak było wygodniej - i jemu, i nam. Ma pięć lat, jest pięknym, rodowodowym owczarkiem niemieckim, pochodzi z Katowic, a konkretnie z hodowli "Sfora z Zakrzewa". Stamtąd też wywodzi się jego dubler, trzyletni Tao, jego imienia już nie zmienialiśmy. Obaj są niemal identyczni z wyglądu, dla widza serialu nie do odróżnienia.Reklama


Grają na przemian - raz jeden, raz drugi?
- Nie, generalnie rolę serialowego bohatera gra nasz Alex. To on jest psem wiodącym, ma najwięcej pracy i oglądamy go w różnych sytuacjach. Tao zastępuje go tylko w scenach akcji - skacze z pędzącego samochodu albo przez okno - to taki psi kaskader, dobrze się sprawdza w tym charakterze.
Czy taki podział ról bierze się z różnic w ich temperamencie?
- Może trochę tak, aczkolwiek Alex bez problemu mógłby zagrać również ujęcia kaskaderskie. Bardziej chodzi o to, iż nie chcemy go używać do takich scen, żeby się nadmiernie nie nakręcał. Wykonuje wiele różnorodnych zadań, a to wymaga spokoju i pewnej ustalonej rutyny. Takie dynamiczne działania wybijałyby go z rytmu i dostarczałyby zbyt wielu emocji, co nie służy skupieniu w kolejnych scenach.
Na czym polega przygotowanie psa do serialu?
- Bardzo istotną sprawą jest socjalizacja i posłuszeństwo. Pies musi być zrównoważony emocjonalnie, mieć dobry kontakt z ludźmi, przyjaźnie reagować na inne zwierzęta, nie może być konfliktowy, musi potrafić dobrze współpracować z innym człowiekiem, z którym gra w scenach. Wykonujemy z nim pracę węchową, tropienie po śladzie, szkolenie z obrony, symulujemy akcje pościgów, zatrzymań - to musi mieć "w jednym palcu". No i oczywiście uczymy go niezliczonych sztuczek, których zwykle psy nie potrafią, typu gaszenie i zapalanie światła, otwieranie szuflad, drzwi...
- Z tymi drzwiami to było zabawnie, kiedy jeszcze kręciliśmy serial w Łodzi, i mieszkaliśmy z nim w hotelu - sam sobie je otwierał i wychodził na korytarz, kiedy chciał, musieliśmy go pilnować. W domu zresztą robi to samo (uśmiech).


Jak długo trwa takie szkolenie czworonoga, by stał się pełnoprawnym aktorem?
- Można powiedzieć, iż całe życie. Zwłaszcza o ile gra tak dużo jak nasz Alex. Po trzech seriach "Komisarza Aleksa" nasz bohater ma na swoim koncie około 200 dni zdjęciowych, a każda scena to inne wyzwanie. Musi być zapoznany z różnymi sytuacjami i miejscami, placówkami, takimi jak: urząd, muzeum, stadion, sala koncertowa czy środkami transport publicznego typu autobus, tramwaj, metro, pociąg. Przede wszystkim musi jednak pojąć zasady panujące na planie filmowym i samo to miejsce. Jako nowicjusz był tym wszystkim mocno zaciekawiony, pobudzony, biegał między zdjęciami, chciał poznać wszystko. Z czasem nauczył się już w przerwach ładnie odpoczywać, czyli posiadł wiedzę, którą mają tu wszyscy - iż najwięcej czasu w planie zajmuje... czekanie. On w tym czasie po prostu śpi.
Czyli czuje się tu bezpiecznie?
- Jak najbardziej, zarówno produkcja, jak i my, opiekunowie, dbamy o najwyższy standard bezpieczeństwa dla zwierząt, i podczas zdjęć, i poza nimi. Przed nagraniem każdej sceny sprawdzamy, co może stanowić zagrożenie dla psa. jeżeli skacze, to czy podłoże jest stabilne, jeżeli biegnie gdzieś, to musi być pełna kontrola, dokąd ma dobiec i co tam ma być, jeżeli pojawi się ogień, to trzeba zabezpieczyć jego sierść. Dbałość o grające zwierzęta to nasz podstawowy obowiązek - w końcu one same się nie pchały na plan! To my je tu sprowadziliśmy, biorąc na siebie pełną odpowiedzialność - zarówno za ich bezpieczeństwo i poczucie komfortu, jak i za to, by były one bezpieczne dla tych, z którymi pracują.
Jak ludzie na planie reagują na Aleksa?
- Bardzo dobrze. Cała ekipa lubi naszego bohatera, zachwyca się nim, głaszcze, przytula, prawi komplementy, a on, czując swym psim zmysłem tę powszechną sympatię, bardzo się zawsze cieszy, jadąc na zdjęcia. Kiedy tylko pada komenda: 'Na plan!' - błyskawicznie biegnie do samochodu i czeka w gotowości. On naprawdę kocha tę pracę i kocha być w centrum zainteresowania.
Jakby nie było - jest gwiazdorem!
- I dobrze o tym wie (śmiech). Oczywiście, jak na gwiazdora przystało, ma zapewnioną gwiazdorską oprawę - znakomitego groomera i szereg zabiegów pielęgnacyjnych, z których chętnie korzysta. Uwielbia kąpiele, suszenie suszarką, obcinanie paznokci, czyszczenie uszu - znosi to bardzo cierpliwie. Jest do tego zresztą przyzwyczajony, wcześniej brał udział w wystawach psów rasowych. O jego zdrowie na stałe dba weterynarz, systematycznie bada, dobiera karmę. Owczarki niemieckie są pod tym względem dość wymagające, ich pożywienie musi być dostosowane do wieku, trybu życia i upodobań, dostaje też smakołyki, za którymi, jak każdy pies, przepada. Jest więc kompleksowo zadbany i zaopiekowany, do tego bardzo kochany - jak zresztą wszyscy nasi podopieczni. Ponadto ma swój wyjątkowy, artystyczny dryg, nie dziwi zatem, iż gwiazdorzy, ku naszej ogromnej euforii (uśmiech).
Trenerem zwierząt jest pani od lat. Jak to się stało, iż wybrała pani ten zawód?
- Trochę przypadkiem. Z wykształcenia jestem geografem, zawsze lubiłam zwierzęta, ale nie miałam ich kiedyś zbyt wiele. Jedynie świnkę morską w dzieciństwie, a potem kota - dachowca, którego przygarnęłam. Wszystko zmieniło się kiedy poznałam swojego męża Marka Russa, który zajmował się szkoleniem psów i przygotowaniem zwierząt do filmu, serialu i reklamy. Wciągnęłam się w to z ochotą, z czasem nam przybywało zleceń i podopiecznych - i tak się stworzył ten nasz filmowy zawód i przygoda na całego, która trwa już kilkadziesiąt lat!


Państwa doświadczenie treserskie obejmuje szerokie spektrum gatunków - ponoć od mrówki do słonia?!
- To prawda, pracowaliśmy i z mrówkami, i ze słoniami (uśmiech). Chociaż w przypadku mrówek czy np. ślimaków, które również zdarzało nam się dostarczać na plan, trudno mówić o tresurze - trzeba po prostu znać ich obyczaje i wykorzystać je w sposób zgodny ze scenariuszem. Zajmowaliśmy się też bocianami, żabami, wiewiórkami, były z nami na zdjęciach niedźwiedzie - wypożyczone, mamy kontakt z właścicielem, chętnie współpracuje - no i rzeczone słonie - to od innego hodowcy. Bywają też leśne zwierzęta: łosie, sarny, jelenie, które zabezpieczamy na potrzeby filmu. Pośród tytułów, w których braliśmy udział, chyba najbardziej w pamięci utkwił mi film Jerzego Skolimowskiego pt. "IO", jakby nie było produkcja oscarowa! Główną rolę zagrały w nim osiołki - jeden nasz, a drugi zaprzyjaźniony, z którym pracujemy od 20 lat, sprawdziły się wyśmienicie. Jest mi niezmiernie miło, iż przyczyniliśmy się do tego sukcesu.
Potrafi pani zliczyć produkcje z waszymi podopiecznymi?
- Na pewno było ich grubo ponad 100, mówię o filmach i serialach, a reklam to pewnie ponad 800. Poza wymienionym "IO" z sentymentem wspominam film "Pora umierać" z Danutą Szaflarską. Zagrał w nim nasz Tokaj - nie ma go już z nami - wszedł na plan z biegu, przypadkiem, bo zdjęcia do tego filmu rozpoczęły się z innym psem. Fajnie to wyszło, był doskonałym aktorem. Mamy też kota, Brytyjczyka, imieniem Joschka, ostatnio wystąpił w serialu "Klara", niezwykle doświadczony, grał w 50 reklamach. Mówię o nim, bo jest inny niż wszystkie, bardziej pies niż kot - nazywany go kotopies - i jak z psem trzeba z nim postępować. Jest też następczyni Tokaja - border collie Janet Jackson - najbardziej doświadczona psia aktorka w Polsce - imię nadane w hodowli zobowiązuje (uśmiech) i wiele innych naszych zwierzęcych aktorów. Bardzo lubię pracować na planie z naszymi domowymi podopiecznymi, dobrze się znamy, poza tym wszystko zostaje w rodzinie! (śmiech)
To pewnie w domu macie prawdziwe zoo?
- Mamy m.in. papugę, wronę, dużo kotów, dużo psów, z Aleksem i Tao włącznie, lisa z hodowli, oswojonego, jest bardzo inteligentny, wesoły, kontaktowy... Przez lata przewinęło się przez nasz dom mnóstwo zwierząt i ... wychowała się w nim - z sukcesem (uśmiech) - trójka naszych dzieci: syn i dwie córki. Dziś już dorośli, samodzielni, ale każde z nich ma u siebie swoją menażerię, może nie tak liczną jak ta u nas, ale zawsze - co jest naturalne, bo miłość do zwierząt wynieśli z rodzinnego domu.
Czy potrafi pani rozmawiać ze zwierzakami w ich języku, niczym słynny doktor Dolittle?


- Można powiedzieć, iż tak, aczkolwiek nie dosłownie - jak w powieści dla dzieci. Komunikacja polega głównie na czytaniu ich emocji, cierpliwości, konsekwencji, trzymaniu się żelaznych zasad postępowania i egzekwowania tego, co chcemy osiągnąć. jeżeli chodzi o kontakt werbalny, to one świetnie rozumieją nasz język i akceptują to, co chcemy im przekazać. Podczas pracy na planie ważne jest, byśmy dokładnie wiedzieli, co w danym momencie ma się dziać, kiedy jest akcja, jak dokładnie ma wyglądać ujęcie, kiedy jest dubel - wówczas zwierzęta potrafią pięknie odbierać taki przekaz i reagować, jak należy. One przecież nie czytają scenariuszy - to rola opiekuna, by przełożyć ich treść na język, który jest dla nich klarowny i efektywny. Poza pracą na planie zajmujemy się też szkoleniami, głównie psów, i to jest równoległa do filmu i serialu forma naszej działalności. Prowadzimy zajęcia trenerskie, sprawnościowe, wychowawcze dla zwierząt, szkolimy również ich właścicieli w zakresie metodyki postępowania z nimi.
Kto jest bardziej pojętnym uczniem - człowiek czy pies?
- Różnie bywa. To zależy od motywacji, zwłaszcza człowieka i od włożonej pracy. Podam tu bliski mi przykład - Marcina Rogacewicza, czyli serialowego opiekuna psa w "Komisarzu Aleksie". Początkowo trudno było mu odczytać wszystkie emocje i stosować różne komendy i tricki związane z psem. Ale jest aktorem ambitnym, włożył w to dużo serca, przeszedł przez sesje treningowe, angażował się, pytał o wszystko - jak wydawać komendy, jak prowadzić psa bez smyczy - psy policyjne chodzą przy lewej nodze, jak sprawić, by pies go polubił i słuchał. No i końcu dopiął swego - świetnie wykorzystał nabytą wiedzę plus trening, połączył to z drobnym przekupstwem (zawsze ma przy sobie piłkę dla Aleksa i jakiś smakołyk) - i dziś tworzą doskonały duet, mają taki kontakt, iż czasem na planie śmieję się: 'No dobrze, to ja mogę już tylko przywieźć psa i odebrać, dacie radę!'. A widząc ich na gali wiosennej ramówki w TVP, kiedy siedzieli obok siebie w pierwszym rzędzie, poczułam dumę i satysfakcję - bo nie było najmniejszych wątpliwości, iż to jest komisarz Kozera i jego pies...
Rozmawiała: Jolanta Majewska-Machaj
Idź do oryginalnego materiału