"Nawiedzony biznes" szuka inspiracji w horrorach – recenzja animacji Netfliksa i ekipy "Ricka i Morty’ego"

serialowa.pl 2 godzin temu

Kreskówka Matta Rollera, pracującego przy „Ricku i Mortym”, raczej nie będzie kultowa. „Nawiedzony biznes” nie od razu też ma na siebie pomysł. Czy mimo to warto oglądać serial?

Oglądając dziesięcioodcinkowy sezon animacji dla dorosłych „Nawiedzony biznes” („Haunted Hotel”), można mieć liczne skojarzenia z innymi kreskówkami, a choćby serialami aktorskimi (tu głównie obie wersje „Duchów”). Sam twórca, Matt Roller („Rick i Morty”; Dan Harmon znajduje się w ekipie producenckiej), chętnie przyznaje się do inspiracją między innymi przygodami Scooby’ego-Doo, a w zagranicznych recenzjach widziałam już choćby zestawienia z „Hazbin Hotel”, „Głową rodziny”, „Gravity Falls” i „Eksplodującymi kotkami”. I wszystkie te tytuły mają tym wypadku nowości Netfliksa sporo sensu, mnie jednak najbliżej do podkreślenia dwóch ostatnich.

Nawiedzony biznes – o czym jest kreskówka Netfliksa

„Nawiedzony biznes” to bowiem serial, który mógłby być „Gravity Falls” dla dorosłych i starszych nastolatków (oficjalne ograniczenie to 14+), ale na razie jeszcze mu do tego sporo brakuje. Jest więc bardziej jak „Eksplodujące kotki„, które miały podobny potencjał, ale czy ktoś o nich po roku pamięta? Równocześnie jednak z animacją, w której Tom Ellis grał boga w kocim ciele, wiąże „Nawiedzony biznes”, oczywiście poza łączeniem amerykańskiej rodziny z postaciami z innego porządku, jeszcze coś. To, iż jak mimo pewnych mankamentów broniłam tamtej historii przed zdecydowanie za ostrymi recenzjami amerykańskich krytyków, tak będę bronić też nowości Rollera. Czy to serial, o którym będziemy intensywnie dyskutować? Pewnie nie. Ale na moment pisania tego tekstu 54/100 na Metacritic? Bez przesady!

„Nawiedzony biznes” (Fot. Netflix)

To prawda, iż przez kilka odcinków byłam sceptyczna. Wprawdzie zwiastun mnie zaintrygował, ale potem, oglądając pierwsze perypetie Katherine (Eliza Coupe, „Happy Endings”), która z dziećmi, Esther (Natalie Palamides, „Atomówki”) i Benem (Skyler Gisondo, „Prawi Gemstonowie”), próbuje prowadzić odziedziczony po bracie hotel, a przeszkadzają jej w tym liczne duchy, demony, potwory, artefakty, nie miałam poczucia, iż „Nawiedzony biznes” wyróżnia się czymkolwiek na tle animowanego pejzażu propozycji dla dorosłych. Najlepsze żarty znałam właśnie ze zwiastuna, a animacja jest solidna, ale raczej typowa, przywodząca na myśl choćby tę z bloków kreskówek Foksa. Fakt, mamy tu urozmaicenie, bo zmarły brat, Nathan (Will Forte, „Cztery pory roku”), wciąż pomaga w prowadzeniu hotelu jako duch, ale rodzinne interakcje i tak wydają się na początku pretekstowe, podobnie jak fabułki.

Nawiedzony biznes – dużo nawiązań i duchy jako terapia

Nawet mimo kradnącego sceny Abaddona (Jimmi Simpson, „Westworld”), demona uwięzionego w ciele dziecka z XVIII wieku, pierwsze cztery odcinki to klasyczny animowany sitcom, tyle iż z duchami. Wezwana egzorcystka czy podejrzewanie gościa hotelu o to, iż jest wilkołakiem – mimo specyficznych „rekwizytów” w praktyce to typowe przygody odcinka, z których poza śledzeniem nawiązań do horrorów (nawiązań czasem udanych, np. do klasycznych slasherów w odcinku 3.) kilka wynika. Do tego dojdą inne schematy, jak pierwsza randka Katherine po rozwodzie czy nastoletnia miłość Bena (wątek, który akurat uważam za niesmaczny od początku do końca – wiemy wszak, iż Ben ma zaledwie trzynaście lat, co utrudnia cieszenie się żartami o jego związku „z różnicą wieku”).

„Nawiedzony biznes” (Fot. Netflix)

Jest więc w porządku, ale dość nijako. I nagle, od odcinka 5., „Nawiedzony biznes” moim zdaniem znajduje swój głos. przez cały czas nie staje się pozycją obowiązkową, ale przynajmniej czymś, czemu warto dać szansę, zwłaszcza gdy tęskni się za wspominanym „Gravity Falls”. Wcześniej bowiem serial wykorzystuje paranormalne postaci i rzeczy bardziej do kumulowania przygód, które, choćby jeżeli w miarę pomysłowe, gwałtownie wypadają z pamięci. Tymczasem tuż przed połową sezonu duchy, potwory i magiczne przedmioty zostają raczej pretekstem do mówienia o poszczególnych członkach rodziny prowadzącej hotel – do wiwisekcji relacji, lęków i traum.

Nawiedzony biznes – czy warto oglądać serial Netfliksa

Zmienia to ton na mroczniejszy, bo chociaż misje odcinka trwają, żarty i popkulturowe aluzje lecą niemal bez przerw i przez cały czas jest formalnie kolorowo i dynamicznie, to stawki okazują się już poważniejsze. Katherine poprzez toksyczną relację z pokojem dla nowożeńców dostrzeże swoje niesłuszne poczucie winy po rozwodzie, Esther przez wskrzeszenie zmarłego spróbuje sobie zapewnić namiastkę ojca, Ben zwielokrotni się tajemniczą szafą po tym, jak usłyszy bolesny komentarz o swojej zahukanej osobowości… A wątek Nathana z 9. odcinka to już wyższy poziom psychologicznego mroku – mógłby być zresztą finałem sezonu, ale twórcy wolą, z plusami i minusami takiego rozwiązania, postawić na bardziej spektakularną awanturę z Abaddonem na pierwszym planie.

„Nawiedzony biznes” (Fot. Netflix)

Od pewnego momentu jest więc „Nawiedzony biznes” nie tylko zabawą z nawiązaniami do gatunku i popisem castingowym (choć zawsze miło odkrywać znane głosy na pierwszym i drugim planie). Wreszcie sobie przypomina, iż tak jak w najlepszych horrorach, wyjściowy pomysł lepiej wykorzystać do diagnoz na temat komunikacji w rodzinie, przepracowania traumy rozwodu i opuszczenia, wyzwań dojrzewania… I taki serial chętnie oglądałabym dalej.

Pomysły na duchy są tu miejscami świetne (mój faworyt to chyba nawiązujący do klasyki rzucany wiatrem pustynny krzak), a dialogi często błyskotliwe, ale na tle tego, jak ogromny mamy wybór już w samych animacjach dla dorosłych, to za mało na zrobienie wrażenia. Kiedy jednak napisze się postaciom i ich relacjom głębię, pojawia się powód, by widownia została w tym specyficznym hotelu na dłużej.

Nawiedzony biznes – serial dostępny w serwisie Netflix

Idź do oryginalnego materiału