Dziennik, 15 listopada
Pani Kowalska była postrachem Technikum nr 47 w Łodzi. Wszyscy się jej baliśmy. To była ta nauczycielka, która krzyczała, jeżeli spóźniłeś się choćby minutę, obniżała oceny za pomięty mundurek, nigdy się nie uśmiechała i zdawała się czerpać przyjemność z oblewania uczniów.
W trzeciej klasie byłem nieformalnym przywódcą tych, którzy jej nienawidzili. Organizowałem skargi, okrutne przezwiska, złośliwe żarty. Nazywaliśmy ją Babą Jagą i fantazjowaliśmy o zemście za wszystkie upokorzenia, które nam zgotowała.
Wszystko zmieniło się pewnego listopadowego piątku.
Opuściłem lekcje, żeby pójść z kolegami do galerii handlowej. Wracałem do domu tramwajem, gdy zobaczyłem coś dziwnego panią Kowalską wychodzącą z apteki w jednej z biedniejszych dzielnic, obładowaną torbami.
Ciekawość przezwyciężyła strach. Wysiadłem na następnym przystanku i podążałem za nią z dystansu.
Zobaczyłem, jak wchodzi do zaniedbanej kamienicy. Zaczekałem chwilę i podszedłem bliżej. Przez otwarte okno na parterze usłyszałem głosy:
Pani profesor, dziękuję, iż przyszłaś. Kasia od trzech dni ma gorączkę.
Niech się pani nie martwi, pani Nowak. Przyniosłam antybiotyk, który przepisał lekarz.
Kasia Nowak? To była moja koleżanka z klasy. Cicha dziewczyna, która zawsze wyglądała na zmęczoną i często opuszczała lekcje.
Ile jestem pani winna?
Nic, pani Nowak. Już o tym rozmawiałyśmy.
Ale to sporo pieniędzy
Kasia jest świetną uczennicą. Zasługuje, żeby być zdrową i móc się uczyć.
Wyjrzałem przez okno i zobaczyłem panią Kowalską tę surową, zimną kobietę jak delikatnie gładziła czoło Kasi z czułością, której nigdy nie widziałem w klasie.
Jak idzie ci z matematyką, dziecko?
Dobrze, pani profesor. Ćwiczę zadania, które mi pani dała.
Bardzo dobrze. W poniedziałek przyniosę ci dodatkowe książki, żebyś lepiej przygotowała się do egzaminu do liceum.
Pani profesor, ja chyba nie pójdę do liceum. Mama potrzebuje, żebym zaczęła pracować
Kasiu, twój obowiązek to się uczyć. Na resztę się umówimy.
Odszedłem stamtąd zdezorientowany i wstrząśnięty. To nie była pani Kowalska, którą znałem.
W następnym tygodniu zacząłem ją uważniej obserwować. I zauważyłem rzeczy, które wcześniej umykały mojej uwadze.
Gdy Tomek Wiśniewski zasypiał na lekcji, zamiast krzyczeć jak na innych, podchodziła cicho i dotykała jego ramienia. Później dowiedziałem się, iż Tomek pracował w warsztacie samochodowym do drugiej w nocy, żeby pomóc rodzinie.
Gdy Ania Dąbrowska nie odrobiła zadania, pani Kowalska dawała jej drugą szansę bez publicznego upokarzania. Okazało się, iż Ania opiekowała się czwórką młodszego rodzeństwa, gdy jej mama pracowała na nocnej zmianie.
Pewnego dnia zebrałem się na odwagę i zostałem po lekcjach.
Pani profesor, mogę zadać pytanie?
O co chodzi, Piotrze?
Dlaczego pani jest inna wobec niektórych uczniów?
Zamilkła na chwilę, układając rzeczy w szufladzie.
Co masz na myśli?
Że dla niektórych jest pani wyrozumiała. A dla mnie i innych bardzo surowa.
Piotrze, usiądź.
Usiadłem w pierwszej ławce, nerwowo.
Wiesz, jaka jest różnica między tobą a Kasią Nowak?
Nie.
Ty masz rodziców, którzy kupią ci zeszyty, zapłacą za korepetycje, jeżeli będziesz ich potrzebował, martwią się o twoje oceny. Kasia nie ma.
Ale to nie moja wina.
Nie, nie twoja. Ale to twoja odpowiedzialność, żeby to wykorzystać. Gdy jestem surowa wobec ciebie, to dlatego, iż wiem, iż możesz dać z siebie więcej. Gdy jestem wyrozumiała dla Kasi, to dlatego, iż ona już daje z siebie wszystko.
Pani kupuje im lekarstwa?
Spojrzała na mnie uważnie.
Śledziłeś mnie tamtego dnia?
Skinąłem głową, zawstydzony.
Piotrze, niektórzy moi uczniowie przychodzą do szkoły bez śniadania. Inni pracują po lekcjach, żeby pomóc w domu. Inni opiekują się rodzeństwem. jeżeli mogę coś zrobić, żeby mogli się dalej uczyć robię to.
Za własne pieniądze?
Za własne pieniądze.
Dlaczego?
Bo sama dorastałam w takiej rodzinie. Miała


