Które seriale z listopada warto nadrobić? W naszym top 10 najlepszych seriali znajdziecie takie tytuły, jak „Stranger Things”, „Heweliusz”, „Pluribus” czy „Krzesła”.
10. Devil in Disguise: John Wayne Gacy (utrzymana pozycja)
„Devil in Disguise: John Wayne Gacy” (Fot. Peacock)W drugiej połowie sezonu „Devil in Disguise: John Wayne Gacy” kontynuowaliśmy opowieść o tytułowym mordercy, przez cały czas trzymając się taktyki niestawiania go na pierwszym planie. Bywały co prawda od tego wyjątki, jak w 6. odcinku, w którym wróciliśmy do pijackich wyznań Gacy’ego (Michael Chernus), ale choćby oddanie bohaterowi głosu nie podkusiło twórców do skrętu w tanią sensację. Zamiast tego dostaliśmy jeszcze więcej dowodów na jego absolutny brak człowieczeństwa przy jednoczesnej systemowej obojętności na dramat ofiar. I tak, proceduralny chłód pod koniec był już trochę męczący (zwłaszcza w pozbawionym kulminacji finale), ale ostatecznie nie zmienia obrazu całości jako dowodu na to, iż można opowiadać o potworach w ludzkiej skórze i ich nie celebrować. [MP]
9. To: Witajcie w Derry (spadek z 6. miejsca)
„To: Witajcie w Derry” (Fot. HBO)Listopadowe odcinki „To: Witajcie w Derry” zapamiętamy nie tylko z uwagi na pierwsze pojawienie się Pennywise’a (Bill Skarsgård) w całej swojej klauniej okazałości, ale też ze względu na rozbudowę Kingowskiej mitologii. A choćby głównie z tego powodu, bo choć wypełniając luki pozostawione przez pisarza, twórcy sporo ryzykowali, to wyszli z zadania obronną ręką. Można narzekać, iż geneza serialowego zła nie należy do najbardziej oryginalnych, a odniesienia do innych zakątków twórczości króla horroru donikąd nie prowadzą, ale my nie zamierzamy się czepiać. Ważne, iż fabularne elementy składają się w sensowną całość, a oglądanie, jak To sprowadza na młodych i dorosłych bohaterów kolejne koszmary, nie staje się z upływem czasu nużące. Wręcz przeciwnie, wciąga coraz bardziej. [MP]
8. Nauczyciel angielskiego (powrót na listę)
„Nauczyciel angielskiego” (Fot. FX)Trudno oglądać 2. sezon tej komedii, nie myśląc o skandalach z udziałem jej twórcy i ignorując fakt, iż dalszy ciąg nie nastąpi. Jednak same odcinki wypadają naprawdę bardzo dobrze. „Nauczyciel angielskiego” wrócił z większą świadomością, jakim serialem chce być, a my znamy już tę specyficzną pedagogiczną kadrę, z Evanem (Brian Jordan Alvarez) na pierwszym planie – chociaż główny bohater nieraz zostaje tu przyćmiony przez inne postaci, jak Gwen (Stephanie Koenig) czy Markie (Sean Patton). Nie schlebiając konserwatywnym gustom, „Nauczyciel angielskiego” nie boi się zadawać trudnych pytać zdeklarowanym postępowcom. kilka jest sitcomów z tak nieoczywistymi rozstrzygnięciami i trochę szkoda, iż to już koniec, ale przynajmniej oszczędzimy sobie dalszego dysonansu poznawczego. [KC]
7. Szepty mroku (powrót na listę)
„Szepty mroku” (Fot. AMC)„Szepty mroku” znów trafiły do Polski z opóźnieniem, ale znów warto było czekać. W pierwszej połowie 3. sezonu zdążyliśmy się wgryźć w nową sprawę prowadzoną przez porucznika Leaphorna (Zahn McClarnon), wracając również do przeszłości dręczącej bohatera za sprawą agentki FBI Sylvii Washington (Jenna Elfman). A jakby wątków było mało, wybraliśmy się też śladami Bernadette (Jessica Matten) na granicę z Meksykiem, przeczuwając, iż fabularne nitki prędzej czy później się ze sobą połączą. Obserwowanie, jak do tego dochodzi, to czysta przyjemność, podkreślona dodatkowo mistyką przenikającą się z osobistymi rozterkami bohaterów. Dodajcie klimat noir zatopiony w pustynnym słońcu, a otrzymacie thriller inny niż wszystkie – nie tylko ze względu na pożegnalną rólkę samego Roberta Redforda. [MP]
6. Kocham LA (nowość na liście)
„Kocham LA” (Fot. HBO)Nowość Rachel Sennott nie jest dla wszystkich. o ile ktoś nie lubi seriali typu „Dziewczyny”, a ekranowych bohaterów woli dostawać w wersji nieirytującej, to „Kocham LA” może pominąć. Reszta ma szansę naprawdę nieźle się bawić, bo to nie tylko obrazek młodych ludzi i ich instagramowego życia, które z każdym odcinkiem okazuje się trudniejsze, ale też sporo odważnego humoru, którego w telewizji coraz mniej. Tallulah (Odessa A’zion) wprowadza chaos w życie Mai (Sennott), a są tu jeszcze nieznośny Charlie (Jordan Firstman) oraz – grana przez córkę gwiazdy filmu! – Alani (True Whitaker), snująca opowieści nepodziecka. Same fabuły bywają tradycyjnie sitcomowe, ale w nowych, genziarskich okolicznościach przyrody wypadają całkiem świeżo. [KC]
5. Śmierć od pioruna (nowość na liście)
„Śmierć od pioruna” (Fot. Netflix)Może nie aż arcydzieło, ale na pewno miła niespodzianka, wyróżniająca się wśród schematycznych, łatwych do zapomnienia miniseriali Netfliksa. Kampanię i krótką prezydenturę Jamesa A. Garfielda (Michael Shannon), idealisty, który mógł zmienić historię, pokazano poprzez przeplatanie jego losów z historią jego zabójcy. I Charles J. Guiteau (Matthew Macfadyen) to postać fascynująca, ciekawsza tu chyba choćby niż, nieco zbyt pomnikowy, Garfield. Warto „Śmierć od pioruna” obejrzeć, bo mamy tu dobre tempo, świetną obsadę na każdym planie (żonę Garfielda gra Betty Gilpin, w czarny charakter wciela się Shea Whigham, a w przechodzącego przemianę wiceprezydenta – Nick Offerman) i wciągające obrazki z politycznego życia USA roku 1881. Mimo z góry znanego mrocznego finału – rzecz w duchu Aarona Sorkina. [KC]
4. Heweliusz (nowość na liście)
„Heweliusz” (Fot. Netflix)Jan Holoubek i Kasper Bajon, czyli duet stojący m.in. za sukcesem „Wielkiej wody”, znów dowozi. Pięcioodcinkowy miniserial „Heweliusz” nie zawodzi, wrażenie robiąc zarówno rozmachem realizacyjnym, jak i samą historią, będącą miksem faktów, fikcji i totalnych emocji. Przede wszystkim jednak produkcja opowiadająca o katastrofie promu z początku lat 90. to mocny komentarz społeczny – opowieść o chaotycznej Polsce czasów transformacji, o prowizorce, która ciągnęła się aż do Smoleńska, o układach i układzikach, zamiataniu niewygodnych spraw pod dywan i walce o sprawiedliwość, trafiającej na znajome „dajcie człowieka, a znajdzie się paragraf”. To mocny dramat tak obyczajowy, jak i sądowy – i zarazem nasz polski „Czarnobyl”. [MW]
3. Stranger Things (powrót na listę)
„Stranger Things” (Fot. Netflix)Choć słusznych powodów do narzekania na powrót „Stranger Things” nie brakuje (jak te wymienione w naszej recenzji 1. części 5. sezonu), trudno zaprzeczyć, iż to istny serialowy fenomen. choćby bardziej niż rekordowe liczby potwierdza to fakt, iż mimo iż aktorzy dawno wyrośli ze swoich ról, a kiedyś skromna i klimatyczna historia rozrosła się do kolosalnych rozmiarów, całość wciąż ogląda się świetnie. Owszem, teraz już bardziej jako telewizyjny odpowiednik kinowego blockbustera, a nie nostalgiczną pocztówkę z lat 80., ale czy to rzeczywiście problem? Obserwując, jak bohaterowie po raz ostatni stawiają czoła nadprzyrodzonemu złu, jak dynamicznie rozwija się historia, i jak wiele w niej czystego funu, trudno nie czekać na jeszcze więcej. Dobrze, iż tym razem tylko kilka tygodni. [MP]
2. Krzesła (utrzymana pozycja)
„Krzesła” (Fot. HBO)Serial dziwny choćby wśród dziwnych w listopadowych odcinkach zagęścił sekrety i udowodnił raz jeszcze, iż za spiskowym thrillerem „Krzesła” skrywają przejmującą historię samotności w tłumie, szukania sensu życia w absurdalnych miejscach, wiecznej niepewności – i samego siebie, i męskich ról w dzisiejszym świecie. Gdy Ron (Tim Robinson) próbuje wyśledzić tajemniczą konspirację, a my wciąż zastanawiamy się, ile powiązań stworzył, by poczuć się lepiej, a ile przekrętów faktycznie ma miejsce, równocześnie uświadamiamy sobie społeczną lub egzystencjalną pustkę, w jakiej utknęli niektórzy bohaterowie serialu. A wszystko z humorem, czasem opartym na ogromnym dyskomforcie. Finał to wprawdzie temat grudniowy, ale choćby bez niego wiemy, iż „Krzesła” wymknęły się wszelkim przewidywaniom. [KC]
1. Pluribus (nowość na liście)
„Pluribus” (Fot. Apple TV)Z kolei „Pluribusa” (odmawiamy nazywania serialu „Jedyną”) widzieliśmy w listopadzie kilka ponad pół sezonu, ale to wystarczyło, żeby serial bez problemu wygrał w miesięcznym zestawieniu. Niezależnie od tego, czy ktoś zalicza się do fanów i fanek „Breaking Bad” i „Better Call Saul”, powinien dać szansę nowej produkcji Vince’a Gilligana, który wziął na warsztat klasyczną fabułę jakiegoś wariantu końca świata i ostatniej osoby na zgliszczach utraconej wersji rzeczywistości – i zrobił z tym pomysłem rzeczy niespotykane, nieklasyczne.
Dzięki autorskiej, przemyślanej w każdym szczególe wizji „Pluribus” co tydzień nas czymś zaskakuje, skacząc między konwencjami i stosując je po swojemu. Carol (Rhea Seehorn) walczy z epidemią szczęścia okupionego utratą indywidualności, a my zastanawiamy się, jakie konkretne zagrożenia dzisiejszego świata twórca przy okazji tej mocno uniwersalnej opowieści krytykuje. Podziwiamy obsadę, w tym Karolinę Wydrę. Próbujmy wyłapać gościnne występy, „smaczki” i nawiązania, a najlepiej też przewidzieć, co będzie dalej – z reguły zupełnie nietrafnie. I, jak rzadko, świat podziela nasz zachwyt, skoro nawet serwery Apple’a nie dają rady popularności serialu. [KC]
















