„Moja racja jest racja najmojsza”, jak mawiał pewien klasyk. Od premiery kultowego filmu, z którego pochodzi ten tekst, minęło ponad 20 lat, ale zasada „nasizmu” pozostała bez zmian.
Opowiadanie o tym, jak polska polityka wewnętrza jest doszczętnie zepsuta i w jaki sposób można by ją naprawić wymagałoby napisania odrębnego eseju lub książki. Przy dobrych wiatrach w dwóch tomach. Natomiast zjawisko „nasizmu”, czy też „kalizmu” powinno w niej zająć szczególne miejsce.
Bo jak inaczej można zrozumieć zachowania, które korzeniami sięgają jeszcze lat 90-tych. Na upartego można by się genezy tego zjawiska doszukiwać jeszcze w wojnie na górze, gdy to środowiska skupione wokół Michnika toczyły walkę ze środowiskiem Wałęsy. Wielu ten okres już dawno wyrzuciło z pamięci, a to właśnie wtedy następuje początek wojny polsko-polskiej, jak to się w tej chwili ładnie ujmuje.
Wtedy to racja Adama Michnika musiała być tą „racją najmojszą”, a każdy kto się z tym nie zgadzał był atakowany wtedy przez wszechpotężną Gazetę Wyborczą oraz późniejszy salon III RP. Ciężko zatem oczekiwać od polskiej sceny politycznej by była normalna, skoro już została splamiona u samego zarania. Choć w zasadzie to splamienie pasowałoby też do debaty publicznej.
Jednak patrząc na ostatnie wydarzenia, które rozgrywają się od połowy grudnia, to można odnieść wrażenie, iż weszliśmy już na najwyższy poziom tego zjawiska, gdzie następnym progiem już jest starcie fizyczne z politycznym przeciwnikiem. Chociaż w zasadzie i do tego już doszło i to przy złamaniu prawa lub co najmniej jego falandyzowaniu do granic możliwości – patrz wejście do budynku TVP, Pałacu Prezydenckiego, czy ostatnio do biura Prokuratora Krajowego.
I gdybyśmy żyli w społeczeństwie myślącym racjonalnie, to reakcją powinna być wszechobecna krytyka obecnych władz. Natomiast tu działa zupełnie odwrotny mechanizm przyzwolenia w duchu „Mnie nie obchodzi prawo, ja chcę po prostu zemsty na pisowcach”. Znów, nie chodzi o to, czy coś jest adekwatne, czy też nie. Racja jest nasza i basta.
Niestety jest tu też druga strona medalu, o której obecna koalicja rządząca zdaje się nie pamiętać, a będzie to tragiczne w skutkach. Otóż daje ona w tym momencie przyzwolenie następnej grupie rządzącej na dokonywanie, co najmniej, tych samych kroków. I wyobraźmy sobie teraz, iż w jakimś najczarniejszym śnie dla Platformy i mediów z nią związanych do władzy dochodzi coś na wzór Konfederacji. I w tym samym momencie robi ona dokładnie to samo, co oni obecnie. Z automatu pojawiłyby się hasła o „państwie autorytarnym”, ale na obronę będzie wtedy można odpowiedzieć „chwila, chwila. Robimy przecież to samo, co wy kilka lat temu.”
Dlatego też nie tylko nasza scena polityczna potrzebuje znaczącego odświeżenia, ale i debata publiczna oraz przede wszystkim samo prawo, ponieważ w tym momencie już wiele z niego nie zostało, bo nie liczy się kodeks czy Konstytucja RP, ale ta „mojsza racja”.