Narzeczony

polregion.pl 2 dni temu

Po kolacji Kasia wsunęła nogi pod siebie na kanapie i sięgnęła po książkę. Ledwo zagłębiła się w przygody bohaterki powieści, gdy do pokoju weszła mama z wibrującym telefonem w dłoni. Na całym ekranie uśmiechała się szeroko Ewelina Kowalska.

Kasia niechętnie odłożyła książkę i odebrała połączenie, rzucając mamie wymowne spojrzenie. Ta w końcu zrozumiała, iż przeszkadza, i wyszła. Kasia nie miała wątpliwości, iż mama teraz stoi pod drzwiami i podsłuchuje.

Przez pięć minut gadały o niczym. Potem Ewelina oznajmiła, iż zaprasza ją na urodziny – impreza w sobotę w domku letniskowym.

– Przecież twoje urodziny były miesiąc temu. Nie? – zdziwiła się Kasia.

– Co za różnica? Mogę świętować codziennie. To tylko pretekst, żeby się spotkać.

– Po co? Można się po prostu spotkać bez okazji – powiedziała Kasia.

– Nie, musi być nutka tajemnicy, oczekiwanie. Przyjeżdża kolega mojego Jacka z Niemiec. Nie wie, kiedy mam urodziny. Pewnie by odmówił zwykłego spotkania, ale urodziny to poważna sprawa. Kinga, moja przyjaciółka, pamiętasz ją? Wrzeszczała, jak się dowiedziała, iż przyjeżdża. Podobno jest reżyserem czy coś w tym stylu. Kinga marzy, żeby grać w filmach. Przyczepiła się jak rzep do psiego ogona, już mnie męczy.

– Aha, czyli jasne. A ja po co ci jestem?

– Jak to po co? Urodziny przecież. – Ewelina zaczynała się irytować.

– Do tłumu? – domyśliła się wreszcie Kasia. – A czemu na działce? Przecież śnieg jeszcze leży.

– Nie bądź głupia, Kasiu. Żeby nie uciekł – zaśmiała się zadowolona z siebie Ewelina. – No to jedziesz? Będzie zabawa, kiełbaski z rusztu. Mamy tam jeszcze choinkę. Nie zdążyliśmy po świętach jej sprzątnąć. I śniegu nawiało, pewnie byśmy nie przejechali. No błagam, zrób to dla mnie – powiedziała Ewelina, a Kasia wyobraziła sobie jej nadąsaną, wydętą dolną wargę.

– No dobra – westchnęła Kasia.

Zgodziła się, bo do soboty były jeszcze cztery dni – w tym czasie mogło się zdarzyć wszystko. Na przykład mogła zachorować ona albo Ewelina i wyjazd by się nie odbył.

Kasia odłożyła telefon i natychmiast do pokoju weszła mama.

– Gdzie cię zapraszała?

– Mamo, przecież słyszałaś – uśmiechnęła się Kasia.

Mama wcale się nie speszyła.

– No to jedź. Zawsze siedzisz w domu. Za chwilę czterdziestka, a ty bez męża. Ja wnuków nie doczekam.

– Mamo, żołnierze w lesie nie rosną – zażartowała Kasia. – Mam jeszcze trzydzieści dwa, pełne osiem lat do czterdziestki. A dzieci powinny się rodzić z miłości, a nie dlatego, iż ty chcesz wnuków…

Mama zacisnęła usta, machnęła ręką i wyszła, ale po chwili wróciła i znów stanęła przed Kasią.

– Całe dzyń czytasz. Żyjesz życiem bohaterów, a swoje życie ci ucieka. Książki za mąż nie wydadzą. Czas leci…

– Przecież słyszałaś, jadę. Przywiozę ci wnuki stamtąd – znów zażartowała Kasia.

Mama pokiwała głową z wyrzutem.

– Przepraszam, mamo. – Kasia poderwała się z kanapy i przytuliła ją.

W piątek Ewelina znów zadzwoniła, przypomniała o wyjeździe, kazała się ubrać odświętnie, żeby nie skompromitować się przed zagranicznym gościem, i powiedziała, iż z mężem będą na nią czekać pod domem punktualnie o siódmej.

– Czemu tak wcześnie? – oburzyła się Kasia.

– Droga, trzeba napalić w domku, wszystko przygotować… Ledwo zdążymy przed wieczorem.

O szóstej rano zadzwonił budzik. Kasia nie mogła sobie przypomnieć, po co nastawiła go tak wcześnie w weekend. Wtedy weszła mama i oznajmiła, iż śniadanie już gotowe.

Kasia przypomniała sobie o działce i urodzinach i jęknęła. Żegnaj, spokojny weekend. Powłóczyła się do łazienki. Gdy godzinę później wyszła przed blok, pod bramą już stał samochód męża Eweliny. Kasia wsiadła na tylne siedzenie i ponuro się przywitała.

– No nie marszcz się. Możesz się zdrzemnąć w drodze – łaskawie pozwoliła przyjaciółka.

Przez całą drogę Ewelina trajkotała. „Jak on z nią wytrzymuje?” – pomyślała Kasia i niedługo rzeczywiście zasnęła.

W osiedlu letniskowym było pięknie i pusto. Na działkach leżał dziewiczy śnieg, tylko na drogach między domami widać było ciemne ślady opon. Znaczy, w tym przepychu nie będą sami.

W domu rzeczywiście stała wielka sztuczna choinka. Na chwilę Kasi wydało się, iż cofnęli się w czasie o dwa i pół miesiąca i przyjechali na sylwestra. Jacek od razu zajął się piecem, rozniósł się zapach drewna, żywicy i dzieciństwa.

Zanim drewno dobrze się rozpaliło, pod dom podjechały jeszcze dwa samochody. Kasia z Eweliną patrzyły przez okno, jak z jednego wysiadła znajoma para i Kinga. Z drugiego – wysoki nieznajomy w okularach.

– To ten reżyser? Jakoś mi nie wygląda – podzieliła się wątpliwościami Kasia.

– A widziałaś w życiu wielu reżyserów? – spytała Ewelina.

Towarzystwo szło w stronę domu. Kinga podskakiwała jak młoda koza, zapadała się w śnieg i śmiała. Donośnym chichotem ogłosiła swoje przybycie wszystkim, którzy zdecydowali się spędzić weekend na działce.

– Dość się gapić – powiedziała Ewelina i pierwsza odeszła od okna.

Poszła do drzwi witać gości, a Kasia udała się do kuchni i zaczęła wyjmować produkty z siatek.

– Twój kolega naprawdę jest reżyserem? – spytała Jacka.

Nie zdążył odpowiedzieć, gdy w domu rozległ się tupot, krzyki, a wszystko to przykrywał podniecony śmiech Kingi. Ta natychmiast rzuciła się do choinki. Reżyser wniósł do kuchni torby, wymienił uścisk dłoni z Jackiem i skinął głową Kasi, zatrzymując na niej wzrok.

– Pomóc? – zapytał.

Do kuchni wbił się tłum i od razu zrobiło się głośno i ciasno. Wesoło trzeszczało drewno, huczał ogień w piecu. Kasia pomyślała, iż dobrze zrobiKasia spojrzała w oczy Pawła, zrozumiała, iż to nie żart, i nagle poczuła, jak całe jej życie zaczyna wirować w nowym, nieprzewidzianym kierunku.

Idź do oryginalnego materiału