Po kolacji Ksenia usiadła na kanapie z nogami pod sobą i wzięła książkę. Ledwie zanurzyła się w przygody bohaterki powieści, gdy do pokoju weszła mama, trzymając wibrujący telefon. Na całym ekranie uśmiechała się Świetlana Borodina.
Ksenia niechętnie odłożyła książkę i odebrała, rzucając mamie wymowne spojrzenie. Ta w końcu zrozumiała, iż przeszkadza, i wyszła z pokoju. Ksenia nie miała wątpliwości, iż mama stoi teraz pod drzwiami i podsłuchuje.
Przez pięć minut gadały ze sobą o niczym. Potem Świetlana oznajmiła, iż zaprasza ją na urodziny, które odbędą się w sobotę na działce.
– Przecież miałaś je miesiąc temu. Nie? – zdziwiła się Ksenia.
– Co za różnica? Mogę je świętować codziennie. To tylko pretekst, żeby się spotkać.
– Po co? Przecież możemy się spotkać bez okazji – odparła Ksenia.
– Nie, musi być tajemnica, oczekiwanie. Przyjeżdża kolega mojego Grzesia z Niemiec. Nie wie, kiedy moje urodziny. A tak – pomyśli, iż to poważna sprawa. Dinka, no wiesz, moja koleżanka, pamiętasz ją? Wrzeszczała, jak tylko się dowiedziała, iż przyjeżdża. Jest reżyserem czy kimś takim, nieważne. Coś tam kręci. A Dinka marzy o graniu w filmach. Przyczepiła się jak rzep do psiego ogona, nie daje żyć.
– Ach, to wszystko wyjaśnia. A ja po co ci jestem potrzebna?
– Jak to? To przecież moje urodziny – Świetlana zaczęła się irytować.
– Do statystów? – domyśliła się w końcu Ksenia. – A czemu na działce? Przecież śnieg jeszcze nie stopniał.
– Nie bądź głupia, Ksenia. Żeby nie uciekł – zaśmiała się Świetlana, zadowolona z siebie. – No to jedziesz? Będzie zabawa, kiełbaski z rusztu. Została nam jeszcze choinka. Po świętach nie zdążyliśmy jej sprzątnąć. I śnieg nawiało, pewnie i tak byśmy nie dojechali. No błagam, dla mnie – powiedziała Świetlana, a Ksenia wyobraziła sobie jej nadąsaną, wydętą dolną wargę.
– Dobrze już – westchnęła Ksenia.
Zgodziła się, bo do soboty były jeszcze cztery dni – tyle mogło się wydarzyć. Na przykład mogła zachorować albo Świetlana, i wyjazd by się nie odbył.
Ksenia odłożyła telefon, a do pokoju natychmiast weszła mama.
– Dokąd cię zaprasza?
– Mamo, przecież słyszałaś – uśmiechnęła się Ksenia.
Mama wcale się nie speszyła.
– No to jedź. Bo ciągle siedzisz w domu. Zaraz czterdzieści, a ty nie zamężna. Nie doczekam się wnuków.
– Mamo, żeniuchy nie rosną jak pierwiosnki na działce – zażartowała Ksenia. – Mam dopiero trzydzieści dwa, jeszcze osiem lat do czterdziestki. A dzieci powinny rodzić się z miłości, a nie dlatego, iż ty chcesz wnuków…
Mama zacisnęła usta, machnęła ręką i wyszła, ale po chwili wróciła i znów stanęła przed Ksenią.
– Całe dnie czytasz. Żyjesz cudzymi życiami, a twoje przecieka ci przez palce. Książki nie pomogą ci wyjść za mąż. Czas leci…
– Przecież słyszałaś, iż jadę. Przywiozę ci stamtąd wnuki – znów żartobliwie odparła Ksenia.
Mama pokiwała głową z wyrzutem.
– Przepraszam, mamo – Ksenia zerwała się z kanapy i przytuliła ją.
W piątek Świetlana znów zadzwoniła, przypomniała o wyjeździe, powiedziała, iż trzeba się ubrać odświętnie, żeby nie zrobić wstydu przed zagranicznym gościem, i iż z mężem będą czekać pod jej domem punktualnie o siódmej.
– Po co tak wcześnie? – oburzyła się Ksenia.
– Droga, trzeba napalić w domku, wszystko przygotować… Ledwo zdążymy do wieczora.
O szóstej rano zadzwonił budzik. Ksenia nie mogła sobie przypomniKsenia w końcu wzięła głęboki oddech i pomyślała, iż może warto dać szansę tej niepewnej, ale pachnącej świeżym drewnem i zagranicznymi możliwościami przyszłości.