Jest rok 2040. Na drogach pojazdy na diesla to tylko mało palące zabytki minionych dekad. Lobby meteorologiczne zmanipulowało do reszty wykresy pogodowe. Ludzie nie grzeją już ani centralnym, ani gazem. Ci, którzy zdołali ukryć wcześniej piece, palą w nich ogniwami fotowoltaicznymi. Powtarzają się napady na wagony z rurami gazociągów, elementami reaktorów atomowych, częściami do farm wiatrowych, krzemem, selenem i germanem. Gdzieniegdzie odradza się kult ognia, odrzucający wszelkie myśli o alternatywnych rozwiązaniach proponowanych z góry. To płomień ku chwale św. Floriana. W wybudowanym w okolicy dworca kominie kultyści świętego podtrzymują żywy toksyczny płomień. Pędzących przez Brochów pociągów jest coraz mniej. Ostatnie tabory oblepione są nieczytelną, kamuflującą masą oraz osadami po licznych przejazdach i walkach o załadunek. Wśród smrodu hamujących maszyn i wykolejonych wagonów brodzą w błocie ostatnie zastępy odważnych kolejarek i kolejarzy.