Dla protokołu:
15:37 28 czerwca 2024 r: We wcześniejszej wersji tej historii nazwisko Jarosława Kaczyńskiego, byłego lidera polskiego Prawa i Sprawiedliwości, zostało błędnie zapisane jako „Karzyński”.
W Berlinie jest 22:00, a polska reżyserka Agnieszka Holland, która właśnie wróciła z długiego dnia na planie, aby wziąć udział w wywiadzie dla Zoom, jest zbyt wyczerpana, by przejmować się swoim hollywoodzkim wyglądem. Przez przypadek siada przede wszystkim przed: kartonowa wycinanka przedstawiająca Mary Poppins w umeblowanym pokoju hotelowym.
Holland jest wyraźnie zmęczona i nie ma w tym nic dziwnego, biorąc pod uwagę napięty harmonogram prac nad jej trwającym filmem fabularnym „Franz”, który opisuje jako „rodzaj eksperymentalnej biografii Franza Kafki – fragmenty dotykające tajemnicy”. Ale im dłużej opowiada o swoim niezwykłym najnowszym filmie „Green Border”, którego premiera odbędzie się w piątek w Los Angeles, tym bardziej jej pasja do projektu przejmuje kontrolę i zmęczenie niemal magicznie znika.
„Zielona granica” to zapierająca dech w piersiach opowieść o uchodźcach, będąca kontynuacją częstych tematów poruszanych przez scenarzystę i reżysera (którego odniesienia sięgają lat 90. „Europa Europa”, od najbardziej głośnej z jej trzech nominacji do Oscara, po trzy odcinki przełomowego serialu HBO „The Wire”) i coś, co wydaje się zupełnie nowe. Okazało się to również kontrowersyjne dla Holland, wywołując w jej rodzinnym kraju poziom wrogości, który według 75-letniej reżyserki był niespotykany w jej dziesięcioleciach bezkompromisowej pracy.
„Polski rząd wywołał w Polsce wiele nienawiści” – wspomina. „Miałem w swoim długim życiu bardzo trudne doświadczenia, ale kampania nienawiści prowadzona przez władze była bezprecedensowa. „Było to dla mnie niewygodne, często mi grożono” do tego stopnia, iż uznała za konieczne zatrudnienie ochroniarzy na pełny etat.
Krytyka zaczęła się od góry, od Jarosława Kaczyńskiego, lidera rządzącej wówczas w Polsce partii Prawo i Sprawiedliwość, który nazwał film z 2023 roku „haniebnym, odrażającym i obrzydliwym”. Czołowi polscy ministrowie nazwali „Zieloną granicę” „nieuczciwą intelektualnie i moralnie haniebną” – porównali ją do nazistowskich filmów propagandowych, a Holandię do Josepha Goebbelsa, najwyższego urzędnika III Rzeszy, i w jednym przypadku doszli do wniosku, iż reżyserowi przysługuje prawo do nazywania siebie Polką .
Rząd poszedł jeszcze dalej i odmówił „Zielonej granicy” nominacji do Oscara dla najlepszego filmu międzynarodowego. Nakazała, aby przed emisją filmu w kinach wyemitowano dwuminutowy film krótkometrażowy wyjaśniający oficjalny pogląd. „Rząd nakręcił kilka filmów propagandowych pokazujących, jak wspaniałe jest państwo polskie” – mówi Holland. „Niektórzy właściciele kin odmówili pokazania filmu, co było bardzo odważne, a kino wspierane przez rząd, które zostało szantażowane, aby go pokazywało, powiedziało: «Pokażemy to, ale z nagłówkiem, iż cały dochód z seansu zostanie przekazany grupom aktywistów .’”
Jak na ironię Holland tak mówi o groźbach: „Chociaż poczułem się niekomfortowo, były one tak brutalne i agresywne, iż w końcu przesadziły i pomogły filmowi zwiększyć sprzedaż kasową”, co uczyniło „Zieloną granicę” jednym z najlepszych najbardziej dochodowym filmem roku została Polska. „A potem nigdy nie prowadziłem tak długich i ważnych dyskusji z widzami; ludzie zostawali godzinami po seansie. Nasza odwaga, by mówić otwarcie, dodała otuchy wielu osobom. To było bardzo wzruszające.”
Czytaj więcej: 15 filmów, które musisz zobaczyć tego lata
Film, który wywołał całe zamieszanie i który zdobył Nagrodę Specjalną Jury w Wenecji, jest ściśle oparty na prawdziwej sytuacji, która jest, słusznie, niesamowicie kafkowska. Począwszy od 2021 r. Aleksander Łukaszenka, wieloletni władca sąsiadującej z Polską Białorusi, Białorusi i bliski sojusznik prezydenta Rosji Władimira Putina, zaskakująco ułatwił uchodźcom z Bliskiego Wschodu przylot do swojego kraju. Zaraz po przybyciu zabrano ich prosto na granicę i dosłownie deportowano do Polski.
Tyle iż nie takiej Polski się spodziewali. Była to Zielona Granica, gęsto zalesiony obszar, który „The New York Times” określił jako „strefę wykluczenia o szerokości trzech kilometrów wokół granicy”, obejmującą „ogrodzenie z drutu kolczastego o długości 186 km i wysokości 5,5 m”, ściśle egzekwowany przez licznych polskich funkcjonariuszy granicznych, był strzeżony. Zebrali uchodźców i zepchnęli ich z powrotem na Białoruś, skąd zostali zepchnięci do Polski. Powtarzało się to tam i z powrotem, czasami w nieskończoność, co kończyło się bójkami, rabunkami i śmiercią.
Holland, który dobrze zna dynamikę sytuacji, twierdzi, iż wszystko zaczęło się od wojny domowej w Syrii w 2015 roku. „Europa strasznie boi się przybycia ludzi o innym kolorze skóry, religii i kulturze” – mówi. „I zostało to natychmiast wykorzystane przez prawicowe, populistyczne rządy, aby stworzyć atmosferę strachu i niebezpieczeństwa”.
Łukaszenka (prawdopodobnie przy wsparciu Putina) postanowił pogorszyć sytuację, otwierając korytarz dla uchodźców „w celu zdestabilizowania Polski i Europy oraz udowodnienia, iż Europa demokracji i praw człowieka to bzdura” – kontynuuje dyrektor.
Ponadto, mówi Holland, „polski rząd zakazał dostępu organizacjom humanitarnym i wszelkim mediom. Oznaczało to, iż nie tylko nie można było pomóc zagubionym w lesie ludziom, ale także udokumentować okrucieństwo funkcjonariuszy granicznych”.
„Kaczyński, główna siła polityczna w Polsce, powiedział coś, co było dla mnie objawieniem: «Amerykanie przegrali wojnę w Wietnamie, kiedy pozwolili mediom tam jeździć i wysyłać zdjęcia dzieci spalonych napalmem. Nie pozwolimy, aby obrazy dotarły do świata”. Poczułem więc, iż moim obowiązkiem jest opowiedzieć tę historię, póki jeszcze się dzieje”.
Ponadto Holland był zdeterminowany „opowiedzieć historię z ludzkiej perspektywy. To dla mnie ważne, poczucie rzeczywistości.” Holland i jej dwie współscenarzystki Gabriela Lazarkiewicz-Sieczko i Maciej Pisuk „spędzili wiele godzin rozmawiając z różnymi ludźmi. „W końcu udało nam się potajemnie porozmawiać z funkcjonariuszami granicznymi, aby mogli podzielić się z nami swoimi doświadczeniami i perspektywami”.
Najdłużej zbierano fundusze ze względu na kontrowersyjny charakter filmu. Trwało to cały rok i obejmowało choćby pieniądze od amerykańskiego producenta Freda Bernsteina. „Zielona granica” ostatecznie stała się koprodukcją polsko-francusko-czesko-belgijską, a Holland, która po raz pierwszy pełniła także funkcję producenta, stwierdziła, iż to doświadczenie pozwoliło jej na nowo docenić złożoność europejskiej produkcji filmowej.
Powstały film opowiada historię z perspektywy trzech różnych grup. Najpierw zostaje przedstawiona rodzina uchodźców z Syrii, która ma nadzieję ostatecznie dołączyć do krewnych w Szwecji. Jest też polski funkcjonariusz straży granicznej, który chce postąpić adekwatnie, ale nie jest pewien, co to jest. Wreszcie jest terapeutka, która stopniowo przejmuje rolę aktywistki w swoim przygranicznym miasteczku. Dramatem jest także koda pokazująca, jak zmieniła się reakcja Polski na kolejny napływ uchodźców, tym razem z podobnej rasowo, katolickiej Ukrainy.
Ponieważ Holland tak bardzo ceniła autentyczność, szczególną uwagę poświęciła obsadzie. „Aktorzy byli zawodowymi aktorami, ale także prawdziwymi uchodźcami z Syrii” – wyjaśnia. „Nie musieli sobie wyobrażać, co czuli Syryjczycy, wiedzieli, co to oznacza”. A dla lokalnej aktywistki Holland wybrała polską aktorkę Maję Ostaszewską, która w życiu osobistym „pomagała na granicy w działaniach na rzecz praw człowieka”.
Nakręcony w zaledwie 24 dni w żywej czerni i bieli przez operatora Tomasza Naumiuka, „Zielona granica” emanuje pilnością i bezpośredniością. „To był bardzo szczególny rodzaj pracy, bardzo zbiorowy” – wspomina Holland. „Czasami pracowaliśmy z dwoma równoległymi zespołami, a reżyserami były dwie młode Polki. Robiliśmy to w tajemnicy przed polskim rządem, ale znaleźliśmy jedność”.
Oprócz filmu „Europa Europa” Holland nakręciła kilka filmów, które traktują o scenariuszach Holokaustu i przyznaje, iż kiedyś wierzyła, iż „doświadczenie Holokaustu, okropności, których doświadczyła ludzkość, ponieważ sama była zdolna do takich rzeczy, stworzyły rodzaj szczepionka przeciwko nacjonalizmowi. Ale od 11 września szczepionka przestała działać i odporność wyparowała. Powoli wracają stare nawyki, stare demony.”
To poczucie Holandii dodatkowo wzmacnia fakt, iż region Zielonej Granicy znajduje się bardzo blisko dawnego Sobiboru, niemieckiego obozu zagłady z czasów II wojny światowej, gdzie doszło do słynnego buntu i ucieczki więźniów. „Kiedy uciekli, ludzie z tego obozu wyglądali zupełnie jak ci uchodźcy” – zauważa – „i uciekli prosto do tego lasu”.
Możliwość powrotu świata do straszliwej przeszłości jest głównym zmartwieniem zarówno „Zielonej granicy”, jak i jej reżysera. „To jak zepsuty ząb, tylko się pogarsza” – wyjaśnia. „Jeśli nie zaczniesz leczyć choroby wystarczająco wcześnie, stracisz ją. Przeszłość, która nigdy nie została zagojona, jest, szczerze mówiąc, przez cały czas obecna.”
Ta historia pierwotnie ukazała się w Los Angeles Times.