
Wbrew temu, co by się mogło wydawać po pierwszych odcinkach, Takopi's Original Sin, wcale nie jest serialem o przemocy szkolnej. To bardzo sugestywna opowieść o nieszczęśliwych ludziach. Bohaterowie żyją niczym samotne wyspy, raniąc się wzajemnie, jednocześnie usilnie poszukując indywidualnego szczęścia. Tym, co w filmie uderza najmocniej, jest całkowity zanik relacji międzyludzkich.

Bohaterowie tak naprawdę nie rozmawiają ze sobą, nie próbują się zrozumieć. Każda postać zamknięta jest we własnej bańce nieszczęścia, w której usiłuje, z otaczającej ją rzeczywistości, uszczknąć coś dla siebie. Krzywda dorosłych rozlewa się na ich dzieci, które z kolei swoje frustracje kierują w stronę rówieśników - bo na kogo innego by mieli? Ukazywanie prawdziwych uczuć jest karane, dlatego wszystko jest skrupulatnie tłumione.

Nieszczęśliwa jednostka znajduje ofiarę wśród słabych i zaczyna ją krzywdzić. Gdy ta gehenna się kończy, bardzo często krzywdzony przejmuje rolę kata. Niewłaściwe zachowania mogą przybierać różnorodne formy (np. zmuszanie do wykonywania wątpliwych moralnie rzeczy, stosując szantaż emocjonalny lub uczuciowy). Finalnie jednak sprowadza się to do tego samego.

Nie od dzisiaj wiadomo, iż łatwiej u kogoś innego szukać powodów naszego nieszczęścia. Sęk w tym, iż wszyscy mamy problemy. Czy da się jakoś przerwać ten zaklęty krąg nieszczęść? Twórcy serialu wierzą w komunikację - w szczery dialog, który może utorować drogę do porozumienia. Trochę to naiwne, ale taką właśnie dobroć reprezentuje tytułowy kosmita Takopi, oczami którego obserwujemy wydarzenia.

Trzeba przyznać, iż już dawno żadne anime tak mocno mną nie wstrząsnęło. To ten typ serialu, którego oglądanie sprawia odczuwalny dyskomfort. Mocna rzecz z wszechobecną przemocą pomiędzy rówieśnikami. Na szczęście to tylko sześć odcinków. Serial dla odpornych psychicznie - ale warto.