„Przyjaciele” to 10 sezonów i 236 odcinki. Jak wybrać top 10 najlepszych kultowego serialu, kiedy mamy sentyment praktycznie do wszystkich? Oto nasze typy.
10. „Ten z unagi” (sezon 6, odcinek 17)
Girl power w „Przyjaciołach”! W każdym razie taka na miarę możliwości serialu, który przy swoich licznych zaletach nieszczególnie kładł nacisk na bycie ważnym głosem w kwestiach społecznych, a i od stereotypów nie stronił.
W odcinku „Ten z unagi” rządzą Rachel (Jennifer Aniston) i Phoebe (Lisa Kudrow), które dzięki lekcjom samoobrony dają Rossowi ( David Schwimmer) nauczkę. Ze swoimi „mądrościami” doktor Geller bywa naprawdę irytujący i dobrze, iż twórcy serialu potrafią tę wadę wykorzystać. Reakcje pozostałych bohaterów na jego koncepcję „unagi” same w sobie są zabawne, a do tego dochodzi masa humoru sytuacyjnego – ze szczególnym wyróżnieniem wyskakujących zza zasłon Rachel i Phoebe i świetnej końcówki odcinka.
To najlepsza część „Tego z unagi”, ale Monica (Courteney Cox) i Chandler (Matthew Perry) też wypadają bardzo dobrze. Po raz kolejny scenarzyści udowadniają, iż nic nie jest przypadkowe, więc skarpetowy króliczek okaże się nie tylko kolejnym dziwactwem Phoebe, ale rekwizytem ważnym dla fabuły. A moment, kiedy słychać niepowtarzalny głos Janice, bawi, choćby gdy od lat zna się puentę wątku z kasetą.
Trochę szkoda, iż Joey (Matt LeBlanc) w tym udanym odcinku dostał tak słaby wątek, bo gdyby nie odbiegający poziomem od reszty pomysł z wynajęciem sobie jednojajowego brata bliźniaka, „Ten z unagi” byłby jeszcze większym sitcomowym klasykiem. [KC]
9. „Ten, w którym Ross się dowiaduje” (sezon 2, odcinek 7)
To odcinek z przyjaciółmi w duetach. O ile Ross i Rachel w 2. sezonie serialu „Przyjaciele” są już dla wielu widzów kultowym połączeniem, to „Ten, w którym Ross się dowiaduje” przynosi też mniej typowe dla wczesnych sezonów sceny z Monicą i Chandlerem. Łatwo zapomnieć, iż oprócz faktu, iż Ross się dowiaduje, dostajemy Monicę obsesyjnie trenującą Chandlera, żeby zrzucił parę kilogramów. A na trzecim planie Phoebe szuka wsparcie u Joeya, bo jej nowy chłopak unika seksu – ale to akurat wątek do zapomnienia.
Nie do zapomnienia jest jednak ten przełomowy odcinek. Sfrustrowani fani, którym wcześniej twórcy serialu zafundowali niemiłą niespodziankę w postaci Julie, wreszcie doczekali się wielkiego pocałunku Rachel z Rossem! A wcześniej przerobili całą gamę emocji. Łatwo przejść od głośnego śmiechu przy desperackich próbach Rachel, by uniemożliwić Rossowi odsłuchanie wiadomości, do załamania, kiedy Ross wychodzi z Central Perk, zarzucając Rachel, iż zaburzyła mu z trudem zdobyty spokój u boku Julie.
Ale Ross wraca – a ja przy każdym seansie tak samo się z tego cieszę, chociaż przecież nigdy nie byłam wielką fanką tej pary. Finałowa scena została jednak nakręcona zgodnie ze wzorcem z najlepszych komedii romantycznych, więc trudno nie ulec. Jest tu wszystko. Ulga, iż Ross wrócił. Komizm, kiedy Rachel nie może otworzyć drzwi – co zresztą równocześnie potęguje oczekiwanie. No i ten pocałunek. Chyba nigdy wcześniej ani później nie wierzyłam aż tak, iż „he’s her lobster” (nawet w odcinku z tym cytatem). [KC]