Najlepsza podpoznańska domówka. Relacja z Enea Edison Festival

popkulturowcy.pl 2 miesięcy temu

Mała scena pośród drzew rzucających upragniony cień na bawiących się ludzi. Dwie sceny, wokół których rozłożone są koce i leżaki. Na głowach wianki ze świeżych kwiatów. Brzmi jak rodzinny festyn? Nic bardziej mylnego – to podpoznański festiwal z największymi polskimi gwiazdami.

W dniach 5–6 lipca w Baranowie odbył się Enea Edison Festival organizowany przez Good Taste Production. Być może nigdy nie słyszeliście o tej miejscowości. Prawdę mówiąc, ja też nie, choć do Poznania nie mam daleko. Urządzanie festiwalu muzycznego na obrzeżach stolicy Wielkopolski może wydawać się nietypowe. W końcu największe imprezy w Polsce realizowane są przeważnie w centrach dużych miast. W tym przypadku lokalizacja stanowi jednak główną zaletę tego eventu. Hotel Edison, na którego terenie odbywa się Enea Edison Festival, położony jest nad Jeziorem Kierskim. Uczestnicy wydarzenia mogą więc odpocząć od dudniących basów czy intensywnego słońca nad wodą. Sama oczekiwałam na otwarcie bram festiwalu schowana pomiędzy krzewami rosnącymi nad brzegiem akwenu, dzięki czemu nie umarłam w sobotę z przegrzania.

Zaczynając jednak od piątku – trzeba przyznać, iż line-up pierwszego dnia był naprawdę trafiony. Występy na głównej scenie rozpoczął Dawid Tyszkowski, po którym koncert zagrała Natalia Przybysz. Bardzo żałuję, iż po tej sekwencji opuściłam teren festiwalu, by zjeść kolację, bo wróciłam dopiero na końcówkę show, które rozkręciła Majka Jeżowska. Ze sceny biła niesamowita energia, a do dobrze znanych piosenek bawił się każdy – bez względu na wiek. Artystka obiecała podczas A ja wolę moją mamę, iż rzuci płytę w stronę największego pogo. Nie udało mi się dostrzec z boku widowni, czy faktycznie miało to miejsce. Mimo wszystko pokazuje to, jak dobrą performerką jest Jeżowska, której absolutnie nie ogranicza charakter śpiewanej przez nią muzyki. Świetnie bawiłam się także do repertuaru Mroza. Był to pierwszy koncert tego muzyka, na którym byłam, dlatego mile zaskoczył mnie kontaktem z publicznością. Brak znajomości tekstów nie stanowił przeszkody we wspólnym śpiewaniu.

Forrest Stage znajdował się zaledwie kilkaset metrów od sceny głównej, a mimo to wprowadzał kompletnie inny klimat. Piątkowe występy w tej części festiwalu rozpoczął Maks Łapiński. Po nim koncert dała Paula Biskup. Choć pierwszy raz słyszałam o tej artystce, bardzo spodobał mi się jej wykon. Jest to zdecydowana zaleta tego typu wydarzeń muzycznych – otwierają one furtkę do poznawania nowych muzyków, w których twórczości można się zakochać. Jednak najbardziej magiczny moment pierwszego dnia Enea Edison Festival bezsprzecznie zapewniła Edyta Bartosiewicz. Swój kameralny, akustyczny set zaprezentowała przed publicznością nieco większą niż zazwyczaj. Będąc artystką tego kalibru, nie trzeba jednak wiele, żeby oczarować widownie – piosenkarka wystąpiła bez wspomagającego zespołu, a jej głos dopełniała jedynie gitara. Cudownie było odbyć tę intymną wręcz podróż po karierze Edyty.

występ Edyty Bartosiewicz // Facebook festiwalu, fot. Maciej Chomik

Scena główna doświadczyła wielu zmian podczas drugiego dnia festiwalu. Nie było to może spowodowane przez samych artystów, a raczej przez warunki pogodowe. Koncert Nity odbył się w pełnym słońcu. Mimo nieprzyjemnej temperatury artystce udało się porwać publikę energetycznymi dźwiękami swojej muzyki. Natalia Szroeder zaskoczyła nas pokazem baniek mydlanych, iskrami wybuchającymi ze sceny i wystrzałem pomarańczowego confetti. Bitamina klasycznie wprowadziła lekkie flow, delikatnie wyciszając atmosferę Edisona. Pod koniec występu Vito Bambino z zespołem niebo zaczęło przybierać niebezpiecznie ciemny odcień – zgodnie z przewidywaniami – zaczęło padać. Chłopakom udało się na szczęście dokończyć set, jednak wyczekiwany koncert Darii Zawiałow stanął przez chwilę pod znakiem zapytania.

Nie ukrywam, iż to właśnie gwiazda ostatniego dnia festiwalu najbardziej mnie do niego przyciągnęła. Oczywistym było więc dla mnie, iż żadna burza nie przegoni mnie spod sceny. Myślę, iż festiwalowe przeboje atmosferyczne wcale nie muszą niszczyć nastroju wydarzenia. Ba, często to właśnie one gwarantują nam niezapomniane przeżycia. Jestem pewna, iż na długo zapamiętam chowanie się w 9 osób pod jednym kocem piknikowym podczas listopadowej ulewy. Bo choć w butach miałam prywatne jezioro, to w ogóle nie odczuwałam dyskomfortu. Udało mi się poznać ciekawych ludzi, którzy po 1,5 h wspólnego czekania byli na tyle mili, aby wpuścić mnie pod same barierki (zaleta bycia niską!). Był to mój drugi koncert Darii – zdecydowanie nie będzie on ostatnim.

chwilę przed burzą podczas koncertu Bitaminy // Facebook festiwalu, fot. Maciej Chomik

Sobotnia scena leśna była przeze mnie rzadziej odwiedzana. Nie załapałam się na występ Jacko Brango, a koncert Rubensa odpuściłam sobie na rzecz koczowniczego moknięcia pod barierkami na Darii Zawiałow. Podobał mi się jednak koncert Kathii. Również nie znałam wcześniej jej twórczości, jednak zaśpiewała cover Nothing Matters zespołu The Last Dinner Party, czym mnie kupiła.

Patrząc na rozpiskę godzinową, można zauważyć, iż pomiędzy poszczególnymi koncertami było zaledwie 5 minut przerwy. Wbrew pozorom był to przeważnie czas wystarczający na spokojne przemieszczenie się spod jednej sceny pod drugą. Zdarzało się, iż któryś z artystów przeciągnął trochę swój występ, a kolejny zespół zaczynał już swój set. Nie było to jednak dla mnie uciążliwe, bo pod scenami było naprawdę luźno. choćby bliżej barierek nie było przesadnego ścisku, a przychodząc choćby chwilę przed startem, można było zająć przyzwoite miejsca z boku sceny.

Enea Edison Festival to bez wątpienia jeden z ciekawszych przystanków na trasie letnich festiwali muzycznych. Choć równorzędnie odbywał się Open’er Festival, który uchodzi za najpopularniejszy event tego typu w Polsce, to wiele osób zdecydowało się na pobyt w Baranowie. Dowiedziałam się, iż wielu uczestników odwiedza ten festiwal od lat. Inni zdradzili mi, iż przyjechali na Edisona z daleka. Teraz absolutnie rozumiem, dlaczego ludzie chętnie wybierają muzyczny weekend w tej małej miejscowości. Enea Edison Festival rzeczywiście wprowadza klimat domówki i choć nie brakuje na nim publiczności, całość ma bardzo kameralny charakter.

Jest to idealna opcja dla rodzin z dziećmi. Wytyczona została specjalna strefa dla dzieci, w której najmłodsi mogli grać w piłkę, tenisa stołowego czy też brać udział w zawodach hobby horse. Nie brakowało również kreatywnych zajęć manualnych. Na stoiskach z merchem możliwy był zakup specjalnych zatyczek i słuchawek chroniących słuch, co bardzo pochwalam. Warto wspomnieć również o silent disco, które było otwarte zarówno dla dorosłych, jak i dla małych festiwalowiczów.

Zdecydowanie polecam odwiedzenie Enea Edison Festivalu w przyszłym roku. Na pewno przypadnie on do gustu każdemu, kto nie lubi wielotysięcznego tłumu i biegania kilku kilometrów podczas przemieszczania się pomiędzy scenami. Bilety na przyszłoroczną edycję są już dostępne TUTAJ.

Fot. główne: Good Taste Production

Idź do oryginalnego materiału