Nie ma w tym nic nowego, a jednak potrafi bawić do łez. Tak – nowa Naga broń jest świetna.
Czy to odgrzewany kotlet? Oczywiście. Czy oferuje coś więcej niż klasyki z lat 80., 90. i początku 2000? Niekoniecznie. A mimo to działa — i moim zdaniem to jedna z najlepszych komedii ostatnich lat. Takie kotlety zamówiłbym jeszcze dwa. W tej konwencji nikt nie oczekuje wymyślania koła na nowo. A mimo iż większość gagów można byłoby przewidzieć z odległości trzech scen, pękałem ze śmiechu. Co, jak sądzę, byłoby powodem do niepokoju dla Franka Drebina Jr. Bo Frank Jr. – w wykonaniu Liama Neesona – to nieodrodny syn nieodżałowanego porucznika Drebina, bohatera serii uważanej za szczytowe osiągnięcie pastiszu.
Tak jak ojciec, nie rozumie idiomów, podejmuje idiotyczne decyzje z absolutnie kamienną miną i jest wcieleniem absurdu. Neeson doskonale rozgrywa swoją powagę w skrajnie niepoważnych scenach. Ale największym zaskoczeniem okazuje się Pamela Anderson w roli Beth – ich niemal namacalna chemia nie tylko podnosi ten film, ale chwilami choćby go niesie.
Spotkałem się z komentarzami, iż to film dla dziadersów, grający na nostalgii. I wiecie co? Strasznie mi z tym dobrze. Naga broń 2025 to prawdziwa plejada sucharów, gier słownych, slapsticku i humoru sytuacyjnego. Patrząc z boku na siebie rechoczącego jak opętany, mogłem tylko zadać sobie pytanie: z czego ty się śmiejesz, idioto? Z faceta walczącego z terrorystami, który odgryza kawałek lufy pistoletu i gra z nimi w łapki? Tak, dokładnie z tego.
Jest taki moment w finale, w którym Beth mówi do Franka:
– Nigdy przy nikim nie czułam się tak kobieco.
– Ja też – odpowiada Drebin Jr.
I to mniej więcej definiuje, czego można się spodziewać w kinie. Ten film nie próbuje udawać niczego więcej. Funduje czystą, wydestylowaną rozrywkę — parodię, która nie wstydzi się być głupia. Ale też nie rezygnuje z opowieści. Fabuła, choć schematyczna, ma sens i dobrze wpisuje się w konwencję. Twórcy nie boją się przerywać narracji, by jeszcze bardziej podkręcić absurd. Są tu sceny, którym Leslie Nielsen z pewnością by przyklasnął – i może choćby uśmiechnął się spod tej swojej lodowatej miny. Kilka razy poziom idiotyzmu przekracza wszelkie normy — i dokładnie wtedy bawi najbardziej. Bolał mnie brzuch.
Najsłabszy element? Drugi plan. Rozmywa się, nie wnosi zbyt wiele. Ale czarny charakter – Richard Cane, grany przez Danny’ego Hustona – sprawdza się znakomicie. Ma wyczucie, nie gra z przymrużeniem oka, co działa lepiej niż można się było spodziewać. Muszę przyznać, iż nie wszystkie żarty trafiają w punkt. Czasem widać dialogowe wymuszenie, czasem tempo siada. A jednak film wygrywa czymś znacznie ważniejszym – pełnym zrozumieniem konwencji i świadomością tego, czym chce być. Wiele momentów ma potencjał stać się nowym klasykiem. Moje osobiste hity? Sekwencja nagrania z Frankiem jedzącym hot doga za kierownicą. Scena w klubie Cane’a, gdzie Beth śpiewa, a Drebin się skrada. Gag z podglądaniem przez prawą rękę czarnego charakteru. Motyw z bałwanem. I masa innych drobiazgów, które wywołują niekontrolowane wybuchy śmiechu. A przecież nikt nie miał wobec tego filmu wielkich oczekiwań. To już bardzo dużo.
Wbrew pozorom, ten film ma też coś na poziomie… egzystencjalnym? Pomaga oswoić fakt starzenia się. Przypomina, iż starzy ludzie są najpiękniejsi, najodważniejsi, najdzielniejsi i – w tym wypadku – najbardziej seksowni. Chyba najbardziej cieszy mnie to, jak świetnie dobrano obsadę. Liam Neeson i Pamela Anderson grają na totalnym kontraście, wykorzystując swoje medialne wizerunki w nowy, błyskotliwy sposób. Mają timing komediowy, potrafią zagrać absurd z powagą, której pozazdrościłby im choćby Nielsen. To ich duet funduje największą liczbę śmiechów. Może i najwięcej od bardzo dawna.
Czy to najlepsza komedia ostatnich lat? Nie wiem. Ale wiem, iż to soczysta, głupia, bezwstydnie absurdalna i bezczelnie nagobronna jazda bez trzymanki. Dokładnie taka, jaka miała być. Nierówna? Czasem przestrzeli? Tak. Ale gdy trafia, to w punkt. I to trafianie nie boli – choć Frank Drebin Jr. mógłby mieć inne zdanie. Niemniej każdy strzał przyjąłby na klatę. W końcu Brygada Specjalna nie boi się niczego.
Krótko na koniec: Liam Neeson: 10/10. Pamela Anderson: 11/10. Nie ma tabu. Nie ma hamulców. Jakbyśmy znów byli w latach 90. Serio.A jeżeli usłyszycie biadolenie boomerów o gwałcie na klasyce – nie dajcie się nabrać. To działa. Naprawdę działa. Tylko musicie kochać tę konwencję. Inaczej się odbijecie. A wtedy… uważajcie. Bo jeszcze na kogoś wpadniecie.