NAGA BROŃ 33 1/3: OSTATECZNA ZNIEWAGA. Godne zakończenie oryginalnej serii

film.org.pl 6 dni temu

Druga ekranowa przygoda Franka Drebina okazała się większym sukcesem kasowym niż oryginał, więc producenci gwałtownie zaczęli myśleć o kontynuacji. Kolejna część, o podtytule sugerującym, iż to wielki finał, pojawiła się w kinach w 1994 roku, czyli trzy lata po „dwójce”. Czy najlepszy policjant w brygadzie specjalnej dał radę rozwiązać swoją najtrudniejszą sprawę i raz jeszcze powstrzymać bezlitosnych przestępców? I przede wszystkim, czy i tym razem widzowie śmiali się tak bardzo, iż aż rozbolały ich brzuchy?

Filmy, w których maczali palce członkowie tria ZAZ charakteryzowały się, oprócz setek gagów na minutę, fabułami będącymi jedynie dodatkiem do żartów. Mimo wszystko jednak, scenariusze zawsze opierały się na jakimś dobrze znanym motywie, wykpiwały popularne wątki z innych produkcji lub całe gatunki filmowe – w „Czy leci z nami pilot?” były to filmy katastroficzne, w „Ściśle tajne!” ZAZ śmiali się z kina wojennego i szpiegowskiego, a w „Nagiej broni” wzięli na tapet klisze z obrazów sensacyjnych i detektywistycznych. W trzeciej części przygód Franka Drebina twórcy również mierzą się z często wykorzystywanym chwytem fabularnym – wysyłają bohatera na emeryturę (uwzględniając tym samym, przynajmniej do pewnego stopnia, wiek Lesliego Nielsena, liczącego sobie ówcześnie 67 lat). Jednak tak wytrawny i uzależniony od adrenaliny gliniarz, nie będzie przecież długo siedział bezczynnie. Nie zadowoli go prasowanie ubrań, robienie zakupów w supermarkecie i pieczenie ciasteczek – gdy tylko członkowie brygady specjalnej dowiadują się, iż niebezpieczny przestępca, Rocco (Fred Ward), planuje zamach, zwracają się do Franka, by pod przykrywką udał się do więzienia, w którym bandyta kończy odsiadywać wyrok i dowiedział się wszystkiego. Twórcy sięgają tym razem także po tematy poruszane w dramatach względnie filmach obyczajowych – los jednostki nagle odstawionej na boczny tor czy dylematy pary starającej się o zajście w ciążę. Oczywiście tutaj stanowią one po prostu wymówkę dla umieszczenia w kadrze jak największej liczby gagów.

Po raz pierwszy w serii na stołku reżysera nie zasiadł David Zucker, który ograniczył się tym razem do współtworzenia scenariusza. Zastąpił go debiutant, Peter Segal, późniejszy autor niezłych komedii, by wymienić tu tylko „Dwóch gniewnych ludzi” oraz „Dorwać Smarta”. I rzeczywiście, czuć w „trójce” niewielką zmianę tonacji. Wprawdzie to wciąż niesamowicie głupia (w tym przypadku to nie wada!) i absurdalna parodia, wypełniona żartami i pełna nawiązań do klasyki kina (choćby do „Nietykalnych” Briana de Palmy lub „Wielkiej ucieczki” Johna Sturgesa), ale nie jest już równie lekka i wdzięczna, co wcześniejsze części. Teoretycznie, wszystko zostało podane tak, jak w poprzednikach, a jednak całość wydaje się nieco gorsza. Przy czym i należy to wyraźnie zaznaczyć, trzecia „Naga broń” przez cały czas jest znacznie zabawniejsza niż większość ówczesnych oraz dzisiejszych komedii. Tylko stoi nieco niżej niż wybitne dwie pierwsze części.

W kadrze znów możemy dostrzec znaną i lubianą ekipę. Nielsen jak zwykle doskonale odnajduje się w roli i z kamienną miną wypowiada najdurniejsze kwestie. Partnerują mu nie mniej zabawni Priscilla Presley, George Kennedy i niesławny O. J. Simpson, dla którego był to ostatni film przed wybuchem wielkiego skandalu i procesu o zabójstwo żony – jego kłopoty z prawem zaczęły się zaledwie kilka miesięcy po premierze. Również „Weird” Al Yankovic pojawia się na moment przed kamerą, co stanowiło już w tym momencie tradycję serii. A wcielający się w nowe postaci Fred Ward i Kathleen Freeman, pamiętna matka przełożona z „Blues Brothers”, doskonale odnajdują się w panującej na planie atmosferze. Warto jeszcze wspomnieć o Annie Nicole Smith, odtwarzającej rolę femme fatale, próbującej uwieść Franka. Bohaterkę tę miała pierwotnie zagrać Pamela Anderson, ale musiała zrezygnować ze względu na inne zobowiązania.

Scenarzyści docisnęli pedał gazu do podłogi w finale, rozgrywającym się podczas ceremonii rozdania Oscarów. Twórcy zaprosili do udziału znane osobistości, przy czym uświadczymy tam raczej osobowości znane głównie Amerykanom niż kojarzone na całym świecie gwiazdy kina (choć pojawiają się i te ostatnie – na przykład James Earl Jones i Raquel Welch). Wieńcząca dzieło sekwencja nie ustępuje tym z poprzednich części, a Frankowi jak zwykle towarzyszy chaos, więc podniosła ceremonia zamienia się w festiwal gagów i cudownie absurdalnych scen.

Ostatnie ogniwo trylogii z Leslie Nielsenem stanowi więc godne zakończenie oryginalnej serii i nie przynosi wstydu poprzednim częściom, aczkolwiek stoi od nich oczko niżej. Wciąż bawi jednak równie mocno, co w dniu premiery i warto do niego wrócić.

Idź do oryginalnego materiału