Bez statku i morza
„Holender Tułacz” w inscenizacji Dmitrija Tcherniakova miał premierę na festiwalu w Bayreuth w 2021 roku i wzbudził wielkie zainteresowanie. Reżyser na nowo przeczytał libretto i zaproponował dwie perspektywy, z których publiczność śledzi i rekonstruuje operową historię. A zaczyna się ona już na tle uwertury. Przez tiulową kurtynę widzimy prowincjonalne miasteczko norweskie. Młoda kobieta spotyka się z mężczyzną. Sytuację z ukrycia obserwuje chłopiec. Sekwencja się powtarza, ale jest bardziej dramatyczna. Chłopiec jest już nastolatkiem i widzi szarpaninę pomiędzy nimi. Po pewnym czasie odkrywa, iż powieszona kobieta to matka. Czy Holender (Michael Volle), który po latach przybywa do miasteczka, jest tym chłopcem, nastolatkiem z uwertury? Potwierdza to podobieństwo nieznanego mężczyzny spotykającego się po nocy z kobietą do Dalanda (Georg Zeppenfeld), tak samo jak wygląd miasteczka.
fot. Enrico Nawrath, Bayreuther Festspiele 2023
Reżyser zrezygnował z morza i okrętów. Przeniósł akcję do tawerny, gdzie spotykają się mężczyźni, piją i gadają. Drugi akt rozgrywa się na placu podczas próby chóru – to perspektywa Senty (Elisabeth Teige), która jest współczesną młodą kobietą, buntowniczką, a nie marzycielką. Trzecia odsłona spektaklu rozgrywa się na placu miejskim, podzielonym wyraźnie pomiędzy mieszkańców i obcych, skupionych wokół Holendra, który od początku wysyła sygnały, iż przybył tu nie z miłości, ale dla zemsty. Miasto płonie.
Siłą „Holendra Tułacza” w Bayreuth są nie tylko zręcznie opowiedziane historie, ale przede wszystkim warstwa muzyczna, za którą odpowiadała ukraińska dyrygentka Oksana Lyniv. Pod jej batutą orkiestra brzmiała fantastycznie, opalizując różnorodnymi barwami. Cudownie wypadł też chór przygotowany przez Eberharda Friedricha. Ale największe brawa należały się Elisabeth Teige, która stworzyła kreację wokalno-aktorską, przyćmiewając trochę Michaela Volle’a. Wydawał się aktorsko wycofany. Nie można jednak pominąć Georga Zeppenfelda, który w pełni wykorzystał złożoność postaci Dalanda, i charyzmatycznego Tomislava Mužeka w roli Erika. Okazało się, iż Holender bez morza, bez statku jest również ciekawy, a choćby bardziej uniwersalny.
Parsifal przez okulary
Akcję sceniczną „Parsifala” przez okulary śledziło w teatrze liczącym około 2000 miejsc zaledwie 330 osób (ze względu na koszty). Byłem wśród nich. Inscenizacja Jaya Scheiba jest niezwykle interesująca, choćby jeżeli nie ma się na nosie „tych okularów”. Choć reżyser pozostaje wierny literze libretta, wydobywa z niego wiele nowych tropów. Niektóre konsekwentnie prowadzi do końca, inne po drodze usuwa w cień, a choćby gubi. Przede wszystkim nowe odczytania nie wyprowadzają widza na manowce. Przed premierą reżyser zapowiadał postludzki krajobraz. Oglądając dzieło sceniczne, odniosłem raczej wrażenie, iż to krajobraz postapokaliptyczny zafundowany przez ludzi. W pierwszym akcie strażnicy Graala ubrani są w tuniki w kolorach papieskich, natomiast towarzysze Gurnemanza noszą wojskowe mundury. W akcie trzecim biało-żółte tuniki znikną, zostaną tylko stroje moro. jeżeli dodamy, iż Parsifal w finałowej scenie rozbija Gralla, można wnosić, iż reżyser podważa rolę religii. Po drodze w akcie drugim portretuje świat popkultury, w którym zacierają się np. tradycyjne podziały płci; Klingsor (znakomity Jordan Shanahan) ubrany jest w różowy kostium, Kobiety-Kwiaty przypominają lalki Barbie, a ich ogród – queerowy klub rozkoszy. Parsifal (Andreas Schager) w czerwonych spodniach i koszulce z napisem na plecach „Remember Me” wyraźnie nie pasuje do tego świata. Scheib na legendę o Świętym Graalu nakłada współczesne klisze popkulturowe, ekologiczne, a także antywojenne, ponieważ maszyna górnicza na gąsienicach może budzić skojarzenia z wrakiem czołgu pozostawionym na polu walki.
fot. Enrico Nawrath, Bayreuther Festspiele 2023
Czy motywy oglądane przez okulary w rzeczywistości rozszerzonej dodały coś więcej do świata wykreowanego na scenie przez Scheiba, scenografkę Mimi Lien, autorkę kostiumów Meentje Nielsen oraz reżysera świateł Rainera Caspera? Nie zawsze.
Bohaterem wieczoru była z pewnością orkiestra pod dyrekcją debiutującego w Bayreuth Pablo Herasa-Casado. Dyrygent z dużym wyczuciem dbał o tempa i barwy. Dźwięk orkiestry był nasycony wielkimi emocjami. Podobnie jak wykonanie partii chóralnych przez podopiecznych Eberharda Friedricha. Na ich tle lub przy ich współudziale zajaśniały piękne głosy Andreasa Schagera i Ekateriny Gubanovej (Kundry), Georga Zeppenfelda (Gurnemanz) Dereka Weltona (Amfortas), Jordana Shanahana (Klingsor). Można powiedzieć: wymarzona obsada, jeżeli się doda głosy ról drugoplanowych.
Rzeczywistość rozszerzona
Podczas tegorocznego festiwalu prezentowana była także tetralogia Wagnera „Pierścień Nibelunga” w reżyserii Valentina Schwarza z polskim akcentem. Tomasz Konieczny wcielił się w postać Wotana w „Złocie Renu” i „Walkirii” oraz Der Wanderera w „Zygfrydzie”. Ponadto można było zobaczyć „Tannhäusera”, „Tristana i Izoldę” oraz wziąć udział w darmowym koncercie na wolnym powietrzu. Pomyślano także o dzieciach, dla których przygotowano specjalny cykl spektakli „Parsifal dla dzieci”.
fot. JoshuaHiggason, Bayreuther Festspiele 2023
Organizatorzy festiwalu w Bayreuth pozostają wierni idei kompozytora, który wymyślił formułę, zaprojektował teatr oddalony od miasta, górujący nad nim… Ale najważniejsze, Wagnerowi zależało, aby na tym festiwalu „zostały wykorzystane najnowocześniejsze środki artystyczne, które mają zapewnić sceniczną i teatralną doskonałość”. Jego potomkowie zarządzający festiwalem pamiętają o tym przesłaniu i konsekwentnie nie obawiają się nowinek technologicznych.
W tym roku była to „rzeczywistość rozszerzona” uzyskana dzięki okularom AR. Cieszę się, iż doświadczyłem tej technologii, ale pozostanę wierny własnej wyobraźni. Tę technologię zostawię młodzieży, która być może chętniej będzie odwiedzać to wyjątkowe pod każdym względem miejsce.